Jarosław Gowin w "Rzeczpospolitej" ("Kardynał na barykadzie", 20 lipca 2001) wyraził opinię, że wskazywanie przez hierarchię Kościoła na pokolenie '68 jako na wzór dla współczesnych chrześcijan jest szokujące. "Pokoleniu '68 powiodła się jedynie rewolucja obyczajowa. Swoboda seksualna, legalizacja aborcji, kryzys tradycyjnego modelu rodziny, łącznie z uznaniem związków homoseksualnych za małżeństwa - a nawet przyznanie im prawa do adopcji - to wszystko owoce roku 1968" - napisał Jarosław Gowin.

Naczelny "Znaku" napisał także, że "chrześcijanie powinni (...) uważnie obserwować i starannie odróżniać wewnątrz procesów globalizacyjnych zjawiska negatywne od pozytywnych (np. dialog międzyreligijny). "Brak głębszej refleksji nad tymi problemami otwiera drogę starym antykapitalistycznym lękom i uprzedzeniom, jak to się dzieje dzisiaj w Genui".

Warto może wiedzieć, że w programie polskiej antyglobalistycznej Lewicowej Alternatywy napisano: "usunąć wpływy Kościoła katolickiego z edukacji i mass mediów. Zwrot mienia zagrabionego przez kler po 1989 r."

Profesor Wacław Wilczyński na łamach "Wprost" z pasję przekonuje: "Zdajmy sobie wreszcie sprawę z tego, że normalna gospodarka rynkowa to jeden z najważniejszych warunków wolności. Nie ma wolności bez rynku. To wartość, której trzeba bronić (...) Najsmutniejszym w tym jest fakt, że w jakiejś mierze w tej antyrynkowej kampanii uczestniczą ludzie Kościoła. Okazuje się (...), że siła rzeczowych argumentów jest słabsza od argumentu siły antyglobalistów, usiłujących zburzyć porządek, który udało się przywrócić po bolszewickim doświadczeniu".

Wspomniany już wcześniej wykładowca z Oxfordu, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii za 1998 r., Amartya K. Sen, chętnie cytowany przez przeciwników globalizacji, zauważył, że "przeciwnikom globalizacji nie chodzi o globalizację. Ich demonstracje należą do najsilniej zglobalizowanych przedsięwzięć dzisiejszego świata". W Seattle, Pradze, Genui demonstrują ludzie z całego świata, przybyli tam, aby organizować globalny protest. Protesty przeciwników globalizacji są same częścią globalizacji, przed którą nie można uciec.

A. Sen dodaje, że są powody, aby wspierać globalizację, ale trzeba jednocześnie stawić czoła ważnym problemom instytucjonalnym i praktycznym. Rynek jest tylko jedną instytucją wśród wielu. W ramach gospodarki narodowej musi być prowadzona właściwa polityka wobec biednych. Konieczne są zmiany w polityce i reformy instytucjonalne.

Jak podsumować te często rozbieżne opinie (i nie tylko opinie)? Myślę, że trzeba sięgnąć do Centesimus Annus i innych wypowiedzi Jana Pawła II. Znajdziemy tam słowa ostrzeżenia, ale też tchnące spokojem i napawające nadzieją. "Gospodarka stanowi tylko jeden aspekt i jeden wymiar całości działań ludzkich". I dalej: "działalność gospodarcza nie może być prowadzona w instytucjonalnej, prawnej i politycznej próżni". Bardzo niedawno, bo w zeszłym roku, Papież powiedział, że choć procesy globalizacyjne stwarzają pewne zagrożenia, to przecież otwierają niezwykłe i wiele obiecujące możliwości.

Wydaje się więc, że przy dobrej woli można pogodzić i liberałów i umiarkowanych antyglobalistów. Wspólną płaszczyzną mogłaby być społeczna gospodarka globalna, pogodzenie własnego kapitalizmu narodowego z obiegiem globalnym. Czysto rynkowa regulacja procesu globalizacji nie wystarczy, potrzebna jest regulacja społeczna. Jak to zrobić, gdy nie ma rządu światowego? Pytanie to pozostaje na razie bez odpowiedzi. Jeżeli jednak postulat rządności światowej nie będzie wyłącznie zaklęciem, ale zostanie uznany za wręcz strategiczny, wtedy są szanse na uspołecznienie globalizacji.

Moim zdaniem samo tylko scentralizowane rządzenie w wymiarze światowym, jakieś gospodarcze ONZ, jednak nie wystarczy. Jeśli się nam marzy światowe społeczeństwo obywatelskie, to jak słusznie napisał Kazimierz Krzysztofek (TP nr 35) "należy pozwolić działać oddolnym organizacjom, by mogły one rozprzestrzeniać wiedzę, doświadczenia, współpracować zgodnie z celami odpowiadającymi aspiracjom i potrzebom ludzi, potrzebna jest sieć łącząca uniwersytety, badaczy, działaczy, "zdeprofesjonalizowanych" specjalistów, którzy będą się uczyć od ludzi i uczyć ich samych".

I jeszcze jeden warunek konieczny. Ortodoksyjna globalizacja stanie się bardziej humanistyczna, gdy wszczepiona w nią zostanie etyka. Jest to postulat nie tylko Kościoła katolickiego i innych Kościołów chrześcijańskich. O wymiarze etycznym w gospodarce i finansach mówi się coraz więcej i coraz bardziej otwarcie. Oto parę przykładów. W Szwajcarii wydawane jest czasopismo "Finanse i dobro wspólne", w Belgii pojawiła się publikacja "Etyka i Finanse", w Polsce "Etyka w biznesie" i wiele, wiele innych. Podjęto próbę stworzenia Europejskiej Karty Minimalnego Poziomu Usług Bankowych. Organizowane są liczne seminaria i konferencje poświęcone etyce biznesu.

Znawca problematyki finansowej i globalizacji prof. Ludwik Dembiński, wydawca wspomnianego kwartalnika "Finanse i dobro wspólne", w referacie wygłoszonym podczas seminarium zorganizowanym przez Klub Inteligencji Katolickiej w Warszawie ostrzegał przed dyktatem rynku, który z instrumentu służącego innym celom może łatwo stać się celem samym w sobie. Gdyby to nastąpiło życie społeczne straci sens. Powinna pozostać gospodarka rynku, a nie cywilizacja rynku. Trzeba wybierać spośród wartości: sprawność czy godność, prawo czy zaufanie, elastyczność czy niezależność? R. T. De George stwierdza, że "biznes ucieleśnia i zakłada pewne normy etyczne, bez przestrzegania których nie może funkcjonować".