Jerzy Adam Stępień
Sędzia Trybunału Konstytucyjnego
Stojąc przed zadaniem poszukiwania odpowiedzi na zasygnalizowane w tytule problemy należy określić przestrzeń w jakiej przychodzi nam się poruszać oraz zdefiniować podstawowe dla tych rozważań pojęcia.
Po pierwsze zauważyć musimy - podczas obrad Kongresu Ruchów i Stowarzyszeń Katolickich, a więc organizacji o charakterze pozarządowym - że samorząd nie jest organizacją pozarządową, ale właśnie strukturą par exellence rządową.
Samorząd jest zdecentralizowaną formą i strukturą zarazem władzy wykonawczej w państwie. Jeśli w naszym porządku konstytucyjnym rozróżniamy władze: ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą - władze podzielone i równoważone1) - to oznacza to, że samorząd i to nie tylko samorząd terytorialny, ale także zawodowy, gospodarczy, akademicki w uczelniach państwowych, a od 1 stycznia 1999 r. także ubezpieczeniowy (Kasa Chorych) usytuowany został w strukturach władzy wykonawczej, czyli rządowej. Wśród tych form zdecentralizowanego państwa samorząd terytorialny zajmuje miejsce szczególne i na nim przede wszystkim skupia się niniejsze opracowanie. Nie oznacza to oczywiście, że możemy tracić z pola widzenia inne formy samorządu. Myślę, że odgrywać one będą w przyszłości nie mniej ważną rolę w budowaniu naszego życia państwowego i społecznego.
Samorząd jest częścią władzy wykonawczej w państwie, ale nie podlega hierarchicznie rządowi centralnemu, w przeciwieństwie do wielu administracji rządowych w terenie (podlega rządowi np. wojewoda).
Istotą każdej organizacji pozarządowej jest dobrowolność przynależności i określenia przestrzeni jej zadania; istotą każdego samorządu jest natomiast włączenie wszystkich obywateli, bądź pewnych tylko ich kategorii, w struktury danego samorządu na zasadzie powszechności i z mocy samego prawa. Wszyscy jesteśmy członkami gminy, powiatu czy województwa właśnie z mocy samego prawa, to znaczy, że nie musimy deklarować niejako członkostwa w samorządzie. Inaczej zgoła ma się rzecz z przynależnością do organizacji pozarządowej - tu musimy złożyć odpowiednią deklarację wstąpienia.
Istota współczesnego państwa
Przywykliśmy wyobrażać sobie państwo jako hierarchiczną piramidę różnych struktur politycznych i administracyjnych, czasami żyjącą swoimi wyłącznie problemami, i na dodatek groźną - bo wyposażoną w tak spektakularne atrybuty jak chociażby wojsko, policję, tajne służby specjalne, itd. Jest to jednak wyobrażenie ułomne, odziedziczone mentalnie po poprzedniej epoce, kiedy państwo wręcz utożsamiano z aparatem przymusu i co więcej - nigdy tego nie ukrywano. Państwo w tzw. realnym socjalizmie miało przerażać, wzbudzać lęk ale i obdzielać posłusznych różnego rodzaju przywilejami i nagrodami.
To oczywiste, że każde państwo musi dysponować aparatem przymusu; każde państwo stanowi prawo i musi posiadać służby, które zapewnią poszanowanie prawa i przede wszystkim jego egzekucję, ale ograniczanie rozumienia państwa do aparatu, czy nawet szeroko rozumianej organizacji politycznej nie pozwala zrozumieć jego istoty, co więcej - może prowadzić do nieporozumień, fałszywych oczekiwań i przede wszystkim - do złego zdefiniowania pozycji obywatela w państwie. Czujemy, że istotnie państwa nie da się zredukować do organizacji, a zatem ponownie dzisiaj musimy pytać o jego istotę i rzeczywisty wymiar.
Pytanie takie zostało postawione w pamiętnym 1989 r., kiedy to miały miejsca wydarzenia, które są - jak mówi Jan Paweł II - "przykładem zwycięstwa woli dialogu i ducha ewangelicznego w zmaganiach z przeciwnikiem, który nie czuje się związany zasadami moralnymi.2)"
Jest rzeczą niezwykle symptomatyczną, że w protokole kończącym obrady Okrągłego Stołu zapisano w odniesieniu do samorządu terytorialnego więcej w protokole rozbieżności, niż w części dotyczącej wspólnych ustaleń. Nic dziwnego - zderzyły się tam bowiem wyraźnie dwie wizje państwa: jedna nawiązująca wyraźnie do jego definicji jako aparatu i druga (solidarnościowa), która chciała widzieć państwo jako wspólnotę obywateli na wyraźnie określonym terytorium oraz dysponującą suwerenną władzą państwową. Ta klasyczna definicja państwa, ugruntowana jeszcze w XIX w. (m.in. Georg Jellinek) okazała się być niezwykle świeża, chciałoby się rzecz - na nowo heurystyczna.
Jeśli tak, jeśli państwo to obywatele, terytorium i suwerenna władza państwowa, to w centrum państwa będziemy dostrzegali nie tyle system wzajemnie powiązanych centralnych organów państwa, ale przede wszystkim wspólnotę obywateli. To oni zajęli w naszym państwie pozycję centralną, wyznaczając władzy publicznej funkcję służebną. Strukturę państwa, przedstawianą dotąd najczęściej jako piramidę z władzami centralnymi u wierzchołka i obywatelami "na dole", najwyższy już czas zastąpić koncentrycznymi kołami z obywatelem w punkcie centralnym i z poszczególnymi organami państwowymi na kolejnych okręgach, coraz dalej położonych od środka. W takiej konfiguracji organizacje społeczne (pozarządowe) znalazłyby się więc w kole otaczającym bezpośrednio obywatela najbliżej obywatela i jednocześnie - w pierwszym kręgu, na którym znajdowałaby się władza samorządu gminnego.

Jakże pomocna jest dla zrozumienia istoty państwa jest tu polszczyzna...

W żadnym innym znanym mi języku pojęcie "państwo" nie ma oznacza zarazem "państwa" jako wspólnoty politycznej, ale także i obywateli, rozumianych bądź to jako małżeństwo, czy też jako okazjonalny zbiór ludzi dorosłych. Nigdy natomiast nie można zapominać, że w języku łacińskim, który kształtował przez wieki naszą kulturę słowo "minister" to po prostu sługa. Podstawową konsekwencją takiego rozumienia państwa jako wspólnoty politycznej jest wypływający stąd moralny obowiązek i prawo zarazem legitymizowania wszelkiej władzy publicznej, a warunkiem tej relacji jest moralny obowiązek uczestniczenia w życiu publicznym na wszystkich jego poziomach. Dopóki władza publiczna nie była legitymizowana przez ogół obywateli na warunkach demokratycznych, tak długo można było a nawet w pewnych warunkach należało ją kontestować. Odzyskanie państwa sytuację, o której mówimy, radykalnie zmienia.


Zasada pomocniczości jako fundament społeczeństwa obywatelskiego

A więc jeśli obywatel i obywatele są najważniejszą kategorią państwa, to następną konsekwencją tej relacji jest konieczność budowy takiego układu struktur władzy publicznej, który nie ograniczałby obywatela w działaniach będących wyrazem odpowiedzialności za jego indywidualny los, ale z drugiej strony - który by jednocześnie tworzył warunki właściwego współdziałania obywateli w różnych wymiarach w poczuciu odpowiedzialności za dobro wspólne.
Stąd już tylko krok do zrozumienia dlaczego struktury władzy publicznej powinny być tworzone i funkcjonalnie wyposażane w zadania i kompetencje zgodnie z zasadą pomocniczości. Zasada ta została po raz pierwszy wyraźnie wyodrębniona i zdefiniowana w encyklice Quadragesimo anno. Głosi ona, że "społeczność wyższego rzędu nie powinna ingerować w wewnętrzne sprawy społeczności niższego rzędu, pozbawiając ją kompetencji, lecz raczej winna wspierać ją w razie konieczności i pomóc w koordynacji jej działań z działaniami innych grup społecznych, dla dobra wspólnego.3)"  Zasada ta stale potwierdzana w społecznej nauce Kościoła, jest obecnie standardem publicznego życia w Unii Europejskiej4); odwołuje się do niej także preambuła naszej konstytucji5).
Oznacza to, że każda niejako dalej od obywatela położona struktura powinna zajmować się tylko takimi zadaniami, które nie mogą być udźwignięte przez struktury położone bliżej niego. Dotyczy to oczywiście nie tylko struktur władzy publicznej, ale także wszystkich organizacji pozarządowych. Władze publiczne wszystkich szczebli obowiązane są więc wspierać zarówno indywidualne wysiłki obywateli na rzecz dobra wspólnego, jak i zmierzające do tego samego celu działania ich dobrowolnych organizacji.

Nie ma państwa bez narodów

Na przełomie wieków i w perspektywie jednoczącej się Europy można wyraźnie dostrzec, że dominującym procesem, i to w całej Europie, jest poszukiwanie politycznej formy samodzielnego państwa przez poszczególne narody. Dzieje się tak, zauważmy, nie tylko w Europie Środkowej i Wschodniej, ale także w wielu zakątkach Zachodniej Europy. Wystarczy tu przywołać przykłady Szkocji, Irlandii Płn., problemy Walonów, Flamandów, czy Basków. Nie jest to oczywiście przejaw nacjonalizmu, ale wyraz przekonania, że naród jako właśnie wspólnota kultury najpełniej może chronić własną kulturę i tworzyć dla niej optymalne warunki rozwoju poprzez polityczną formę państwa. Zawsze i przede wszystkim chodzi o własną kulturę, ponieważ wszyscy żywimy przekonanie, że do niej właśnie, jako najlepiej rozpoznawalnej z pokolenia na pokolenie, możemy mieć największe zaufanie. Największe zaufanie co do tego, że tworzy ona najbliższe nam warunki życia godnego.
Naród jest wspólnotą kultury - bowiem "...istnieje z kultury i dla kultury"6). W tym kontekście każdy nacjonalizm jawi się jako upokarzające kłamstwo o istocie narodu i państwa; przyjęcie zaś kultury za najistotniejszą więź narodu oznacza, że tym samym najważniejszym zadaniem państwa jest ochrona własnej kultury i tworzenie warunków najpełniejszego jej rozwoju. Chodzi oczywiście o kulturę w szerokim jej rozumieniu.
Przenikliwa Antonina Kłoskowska zauważa, że "Każdy rozwinięty naród buduje własną i uważaną za własną kulturę w kontaktach z innymi, zwłaszcza, ale nie wyłącznie z sąsiednimi zbiorowościami" i ostatecznie definiuje naród jako "jednostkę kultury" - "wspólnotę komunikowania opartą na kształtującym się uniwersum kulturowym o znacznym bogactwie i wewnętrznym zespoleniu elementów"7).
Te elementy to paradygmatyczne systemy ogólnoludzkiej kultury symbolicznej, jak: język, sztuka i literatura, humanistyka, religia, obyczaje i rytuały, czyli swoiste "zespoły symboli i emblematów odnoszące się do kryteriów i obiektów szczególnej czci i znaczenia"8).
Odpowiedzialność państwa za kulturę nie jest powinnością abstrakcyjną, bądź też obciążającą wybrane organy, czy struktury. To jest powinność powszechna - wszystkich struktur władzy publicznej, ale także wszystkich obywateli i ich organizacji. Ta powinność musi się rozkładać zgodnie z powołaną już zasadą pomocniczości. A więc najpierw obywatele, rodziny, organizacje społeczne, struktury władzy publicznej wszystkich szczebli, w tym poszczególnych rodzajów rodzaje samorządów.


Obywatelska współodpowiedzialność

Jeśli naród jest wspólnotą komunikowania się to ten punkt wyjścia musi zakładać szczególną odpowiedzialność tej wspólnoty za tych wszystkich, którzy jeszcze nie potrafią żyć samodzielnie oraz za tych, którzy z różnych powodów już nie potrafią żyć samodzielnie. Innymi słowy - chodzi o edukację oraz opiekę nad szeroko rozumianym kręgiem ludzi niesamodzielnych. Oni w żadnym wypadku nie mogą być wyłączeni ze wspólnoty komunikowania, a to oznacza, że muszą mieć do tego odpowiednie i wystarczające warunki. Te warunki muszą być tworzone przede wszystkim w rodzinach i przez rodziny, ale w następnej kolejności właśnie przez organizacje pozarządowe i kolejne struktury władzy publicznej (gmina, powiat, województwo) aż do szczebla władzy ogólnopaństwowej.
Gdybyśmy więc chcieli poszukiwać jakiejś egzemplifikacji tego procesu, może warto odwołać się do hipotetycznej sytuacji dziecka porzuconego. W pierwszej kolejności, jeśli naturalna rodzina nie mogłaby tworzyć mu właściwych warunków rozwoju, należałoby poszukiwać dla niego przede wszystkim innej rodziny zastępczej, w dalszej kolejności - organizacji społecznej (pozarządowej w tym kościelnej) i dopiero w ostateczności - publicznej jednostki wychowawczej.
Ten model poszukiwania przestrzeni aktywności odnosi się nie tylko do szeroko rozumianej opieki nad osobami niepełnosprawnymi, niesamodzielnymi, bezrobotnymi itd. Powinien on mieć bowiem zastosowanie w każdej dziedzinie publicznej aktywności, nie wyłączając działalności kulturalnej w ścisłym tego słowa znaczeniu. Nie może być rzeczą obojętną z punktu widzenia wspólnoty komunikowania się jak jest budowane szkolnictwo, jak są tam rozłożone obowiązki i ciężary. Nie należy z tego modelu wykluczać nawet działalności muzealniczej, czy prowadzonej np.: z myślą o upowszechnianiu kultury. Na tych samych zasadach obowiązkiem władzy publicznej będzie wspieranie nawet całkiem indywidualnych przedsięwzięć, jeśli tylko są elementem wspólnoty komunikowania się.
Ze zrozumiałych jednak względów, z uwagi na obecny stan naszej organizacji życia publicznego, szczególną wartość będą miały działania w takich organizacjach pozarządowych, które stawiają w centrum uwagi odpowiedzialność za najmłodsze i najstarsze pokolenia. A więc z jednej strony przedmiotem szczególnej troski - jak się wydaje - stać się powinna edukacja, i to na wszystkich poziomach, opieka nad dziećmi porzuconymi, czy nie znajdującymi właściwych warunków rozwoju we własnych rodzinach, a z drugiej strony - takie formy działania, które w centrum uwagi stawiają sytuację ludzi starszych, samotnych i niepełnosprawnych. Czyż miarą kultury społeczeństwa nie jest stosunek do najmłodszego pokolenia, które nie jest jeszcze samodzielne, i do najstarszego, które już nie jest samodzielne?


*  *  *

Zasady pomocniczości i solidarności są fundamentami naszego życia publicznego, ale jeśli nawet są to zasady deklarowane nie oznacza to jeszcze, że już dziś stały się rzeczywistymi wyznacznikami porządkującymi i organizującymi nasze życie zbiorowe. Z pewnością czeka nas jeszcze długa droga do takiego pojmowania istoty państwa, które starano się wyżej opisać. Ale nie może ulegać wątpliwości, że dopiero taka właśnie wizja państwa pomocniczego w niczym nie ogranicza twórczych i dynamicznych jednostek, wprost przeciwnie - wydaje się, że przyszły wiek będzie sprzyjał przede wszystkim kreatywności obywateli, porzucając definitywnie przekonanie o omnipotencji państwa. Zasada pomocniczości wprowadzona została do języka polityki przez naukę społeczną Kościoła, stając się dziś powszechnie akceptowanym standardem organizacji życia publicznego; na katolikach więc spoczywa szczególny obowiązek budowania struktur publicznych z jej uwzględnieniem, ale co więcej - po nich przede wszystkim należy się spodziewać, że osobiście i bezpośrednio będą się angażować w życie publiczne nie tylko poprzez akty legitymizowania władzy publicznej i stawianie jej uzasadnionych wymagań, ale także poprzez ubieganie się o odpowiednie, na miarę ich kompetencji, urzędy i stanowiska oraz, że rozumiejąc fundamentalną pozycję w nowoczesnym zdecentralizowanym państwie organizacji pozarządowych, włączać się będą w ich powoływanie i funkcjonowanie.
I na koniec warto odnotować przestrogę Ojca Świętego jaką zawarł w adhortacji Chritifideles laici: "Warto tu przypomnieć - pisze Jan Paweł II - przede wszystkim dwie pokusy, którym świeccy nie zawsze umieli stawić czoła: pokusa tak wielkiego angażowania się w posługi i zadania kościelne, że prowadziło to często do zaniedbania w praktyce specyficznych powinności w polu zawodowym, społecznym, gospodarczym, kulturalnym i politycznym, oraz pokusa usprawiedliwienia niedopuszczalnego oddzielenia wiary od życia, oddzielenia Ewangelii od konkretnych działań w sferze różnego rodzaju rzeczywistości doczesnych i ziemskich"9).



Referat wygłoszony 25.XI.2000r. w ramach kongresu tematycznego "Rozwój zaangażowania społecznego katolików", II Kongres Ruchów i Stowarzyszeń Katolickich.

Copyright © by Sekretariat ORRK


Przypisy:

1)    Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz.U. Nr 78, poz. 483) - art. 10 ust. 2.
2)    Centesimus annus, Encykliki Ojca Świętego Jana Pawła II, Kraków 1997, s. 652.
3)    Jak wyżej, s. 687.
4)    Zapisano ją m.in. w art. 3 Traktatu w Mastricht.
5)    "... ustanawiamy Konstytucję Rzeczpospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa, oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym i oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot."
6)    Jan Paweł II, przemówienie w UNESCO z dnia 2 czerwca 1980 r., w: Dokumenty nauki społecznej Kościoła, Rzym-Lublin 1996, s. 144.
7)    Antonina Kłoskowska, Kultury narodowe u korzeni, Warszawa, s. 40.
8)    Tamże.
9)    Christifideles laici, Wrocław 1990, s. 7.