Nowe słowo czy nowa rzecz?

Od  lat  toczy  się  debata  wokół  globalizacji.  Temat  ten  podejmowany  jest  na
kongresach  naukowych,  bywa  przedmiotem  namysłu  biznesmenów  i  polityków,  porusza
wyobraźnię szerokich kręgów społeczeństwa. Odpowiednia literatura przedmiotu staje się już
w tej kwestii trudna do ogarnięcia. Ponieważ dyskusja o globalizacji oscyluje głównie wokół
jej  ekonomicznego  wymiaru,  właśnie  czasopisma  ekonomiczne  oraz  wkładki  gospodarcze
różnych dzienników i tygodników zostały zdominowane tą problematyką. Słowo "globalizacja"
niewątpliwie  przebojem  wtargnęło  do  czołówek  prasy  światowej.  Na  dobre  zadomowiło  się
też w naszym języku potocznym.

Jeśli  nawet  w  powszechnym  zainteresowaniu  globalizacją  gospodarczą  wiele  jest
przemijającej  mody,  zasługuje  ona  na  uwagę  -  tym  bardziej,  że  wskutek  nieostrości
i wieloznaczności pojęcia globalizacji narosło wokół niego mnóstwo nieporozumień. Jest ono
raczej  zbitką  znaczeniową  ujmującą  swym  zakresem  różne  fenomeny.  Wątpliwości  budzi
najpierw  rzekoma  nowość  kontrowersyjnego  zjawiska.  Jeśli  przez  globalizację  rozumieć
przestrzenne   otwarcie   się   gospodarki,   zdobywanie   coraz   to   nowych   rynków,   ścisłą
współzależność stosunków handlowych i międzynarodowe przepływy kapitałowe, to procesy
te  rzeczywiście  toczą  się  od  dawna.  Od  wieków  szukano  sposobów  przybliżania  do  celów
gospodarczych  tego,  co  odległe:  wytyczano  lądowe  i  wodne  szlaki  handlowe,  ulepszano
środki    transportowe,    rozbudowywano    sieci    dróg    żelaznych,    zakładano    łączność
przewodową.  W XIX  wieku  do  tego  stopnia  zafascynowano  się  możliwością  "pokonania"
przestrzeni  i  czasu,  że  budowane  wówczas  linie  kolejowe  uznano  za  korytarze  rozumu,
przesieki  w  feudalnym  mroku  i  ciasnocie.  Heinrich  Heine  sądził  nawet,  że  kolej  już  teraz
skutecznie  zabija  przestrzeń.  Gdyby  tylko  starczyło  środków,  można  by  w  końcu  "zabić"  i
czas.1  
Wobec  przemian  i  rewolucji  technologicznych,  które  dokonały  się  od  czasów
Heinego,   pobłażliwy   stosunek   do   XIX-wiecznych   mrzonek   wydaje   się   dziś   w   pełni
uzasadniony.  Współczesną  euforię  proglobalizacyjną  względnie  przerażenie  skalą  tego
procesu  winny  jednak  studzić  podstawowe  dane  statystyczne.  Okazuje  się,  że  dopiero  w
1970  r.  udział  eksportu  w produkcji  światowej  osiągnął  poziom  z  1913  r.,  zaś  przepływy
kapitałowe   netto   (służące   m.in.   finansowaniu   sieci   kolejowych   i   innych   inwestycji

1 Por. B. Ulrich, Doppeltes Schnäppchen. Globalisierung oder die Angst vor einer Diktatur des Jetzt,
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" 1997 nr 57.


infrastrukturalnych) stanowiły w krajach uprzemysłowionych na przełomie XIX i XX wieku 3 -
4% produktu krajowego brutto, podczas gdy dziś stanowią 2%.2 Rozwinięte rynki kapitałowe
bynajmniej nie są specyfiką gospodarki końca naszego stulecia. Do I wojny światowej rozwój
gospodarczy  również  był  naznaczony  "globalizacją",  mimo  że  na  oznaczenie  tego  procesu
nie używano jeszcze modnego dziś słowa.
Czyżby więc specyfiką współczesnej debaty wokół globalizacji było jedynie operowa-
nie inną niż kiedyś terminologią? Czy "globalizacja" jest tylko nowym słowem na oznaczenie
starej   rzeczy?   Czy   też   w   ostatnich   dziesięcioleciach   XX   wielu   charakter   i   skala
gospodarczych współzależności pozwala już identyfikować zupełnie "nową rzecz"? Jeśli tak,
to  co  przesądza  o tej  nowości?  Jakie  cechy  charakteryzują  nowe  zjawisko  globalizacji
gospodarczej?  

Specyfika współczesnej globalizacji gospodarczej

Wiele powodów natury technicznej, politycznej, ekonomicznej, kulturowej złożyło się
na  gwałtowne  przyspieszenie  procesów  globalizacyjnych.  Rozstrzygający  w  tym  względzie
okazał   się   ogromny   postęp   w   dziedzinie   technik   komunikacyjnych   i   transportowych.
Usprawnienie  i  znaczne  potanienie  przemieszczania  ludzi,  towarów,  usług,  kapitału,  szybki
przekaz  informacji,  wykorzystanie  komputerów  do  gromadzenia  i  przetwarzania  danych
finansowych, stworzenie systemu telekomunikacji międzybankowej nie mogły pozostać bez
wpływu  na  handel  światowy  oraz  organizację  produkcji.  Warto  zaznaczyć,  że  same  tylko
koszty  transportu  lotniczego  od  1930  r.  spadły  o  80%,  koszty  telefonów  o  99%,  zaś  ceny
komputerów  w latach  1960-1990  spadły  125-krotnie!  W  takich  warunkach  bez  przeszkód
można  tak  dzielić  proces  technologiczny,  aby  każdą  z  jego  faz,  bądź  poszczególne
półprodukty   wykonywać   w dowolnie   wybranym   punkcie   globu   ziemskiego.   Miejsca
produkowania, inwestowania, sprzedawania i konsumowania mogą przy tym znajdować się
daleko  od  siebie.  Szerokiej  realizacji  tych  nowych  możliwości  technicznych  sprzyja  wzrost
ogólnego  poziomu  edukacji  w wielu  krajach,  a  zwłaszcza  coraz  bardziej  powszechna,
głównie   wśród   młodego   pokolenia,   znajomość   techniki   komputerowej   i   łączności
internetowej.
Warunkiem  pełnego  wykorzystania  tych  osiągnięć  naukowo-technicznych  w  służbie
gospodarki  były  jednak  przede  wszystkim  zmiany  w  światowej  polityce  gospodarczej.
I rzeczywiście, mniej więcej od końca lat 60-tych w wielu krajach rozwijających się zaznaczył
się wyraźny trend odwrotu od polityki protekcjonistycznej oraz proces obniżania ceł. Wskutek
znoszenia  barier  prawnych  i  przechodzenia  do  systemu  zmiennych  kursów  walutowych

2 Por. H. Clement, V. Vincentz, Globalisierung und Osteuropa. Probleme und Perspektiven der Arbeitsteilung in
Europa, "Aus Politik und Zeitgeschichte" 1997, t. 44-45, s. 28.


zmniejszyła się możliwość kontroli przepływów kapitałowych. Wszyscy zainteresowani cieszą
się  zupełną  wolnością  nabywania  aktywów  zagranicznych.  Rozstrzygającym  czynnikiem
międzynarodowej   integracji   rynków   była   przy   tym   polityczna   koncepcja   deregulacji
stosunków handlowych oraz rynków finansowych i pracy, lansowana od lat 80-tych. W Unii
Europejskiej  zakończono  już  tworzenie  jednolitego  rynku  europejskiego  oraz  unii  gos-
podarczej i walutowej. Natomiast w skali światowej działania organizacji międzynarodowych,
zwłaszcza  kolejne  rundy  GATT,  wprowadziły  zakaz  stosowania  w  handlu  ograniczeń
ilościowych,  dumpingu  i  przyznawania  poszczególnym  krajom  przywilejów  handlowych.
Wyraźnie   przyczyniły   się   też   do   likwidacji   lub   poważnego   ograniczenia   subwencji,
państwowych  programów  zatrudnienia,  reglamentacji  usług,  inwestycji  zagranicznych,  czyli
do  liberalizacji  rynku  światowego.  Utworzona  1.01.1995  Światowa  Organizacja  Handlu
czuwa nad realizacją tych ustaleń.
Zapoczątkowany  w  1989  r.  rozpad  systemów  komunistycznych  spowodował,  że
globalizacją  objęta  została  również  Europa  Środkowa  i  Wschodnia.  Gospodarki  zamknięte
dotąd  w  ramach  RWPG,  po  usunięciu  barier  krępujących  ich  rozwój,  wykazują  dużą
dynamikę w nadrabianiu wieloletnich opóźnień. Rośnie zapotrzebowanie na transfer nowych
technologii i zachodniego kapitału. Nawet Chiny, mimo odporności na przemiany polityczne,
zostały  wciągnięte  w  orbitę  wpływu  gospodarki  światowej  i  przyciągają  dziś  zagranicznych
inwestorów. Ekonomiczne otwarcie się tego kraju oznacza, że dodatkowo ponad miliard ludzi
uczestniczy w walce konkurencyjnej.3
Dla  wskazania  ciągłości,  a  jednocześnie  odmienności  zachodzących  dziś  przemian
gospodarczych  wyróżnia  się  niekiedy  dwie  fazy  procesów  globalizacyjnych.  W  początkach
epoki  nowożytnej  rozpoczęła  się  pierwsza  faza  tego  procesu.  W  odróżnieniu  od  aktualnej
jego  fazy,  liczącym  się  aktorem  na  scenie  gospodarki  światowej  były  państwa  narodowe.
Systemy polityczne dysponowały wystarczająco skutecznymi narzędziami wpływu na rozwój
"gospodarek  narodowych".  Gospodarcze  zadania  państwa  stanowiły  zaś  jeden  z  ważnych
czynników  uzasadniających  państwowy  monopol  władzy.  Dziś  o  dynamice  gospodarki
światowej  przesądzają  firmy  ponadnarodowe  -  tzw.  "globalni  gracze"  (global  players).  Jak
wiadomo,  w coraz  szerszym  zakresie  dysponują  one  możliwościami  ciągle  szybszego  i
tańszego  pokonywania  dystansu  przestrzennego.  Dla  minimalizacji  kosztów,  produkcję  lub
wybrany fragment procesu wytwórczego oraz inwestycje lokuje się więc w różnych krajach.
Wobec wielu podmiotów określenia: "firma japońska", "włoska", "niemiecka" itp. okazują się
zupełnie nieadekwatne, skoro w rodzimym kraju likwidują one większość swych zakładów i

3 Por. tamże, s. 28-29; R. Welzmüller, Zu den Folgen der Globalisierung für die nationalen Güter-, Finanz- und
Arbeitsmärkte, "Aus Politik und Zeitgeschichte" 1997, t. 33-34; L. Dohmen, Vaterlandloses Kapital, "Die neue
Ordnung" 1997 z. 5, s. 381-382; Cz. Porębski, Czy etyka się opłaca? Zagadnienia etyki biznesu, Kraków 1998.


prawie  zupełnie  nie  płacą  tam  podatków.  Podobnie  mylące  będzie  wtedy  opatrywanie  ich
produktów znakami: made in Japan, Italy, Germany itp.
W II fazie globalizacji produkcja na skalę masową nie jest już wyjątkowym osiągnię-
ciem krajów wysokorozwiniętych. Przeciwnie, stała się powszechną, konwencjonalną prakty-
ką. Ponieważ w związku z tym z powodzeniem można prowadzić działalność gospodarczą
prawie wszędzie, jednym z czynników rozstrzygających o lokalizacji kapitału stały się koszty
pracy.  Techniczna  łatwość  stosunkowo  taniego  powiększania  ilości  produkowanych  dóbr  i
przemieszczania ich z miejsca na miejsce spowodowała z kolei widoczny spadek znaczenia
przemysłu w tworzeniu wartości gospodarczych. Tak jak kiedyś terms of trade kształtowały
się  niekorzystnie  dla  artykułów  rolnych  w  porównaniu  z  przemysłowymi,  tak  teraz  produkty
przemysłowe  przegrywają  w  konkurencji  cenowej  z  informacją  i  wiedzą  stosowaną.  Kto
naprawdę rozporządza ważną informacją, może za nią uzyskać wysoką cenę i sprzedać ją
tym, którzy zaoferują najwięcej.
Wszystkie  te  zjawiska  świadczą,  że  przesłanką  "nowej"  globalizacji  nie  jest  jakaś
zasadnicza   zmiana   podstaw   systemu   gospodarczego,   a   raczej   niezwykła   mobilność
podmiotów  gospodarujących.  Jeśli  zaś  sukces  firmy  nie  zależy  w  pierwszym  rzędzie  od
struktur  wielkoprzemysłowych  ale  od  czynnika  wiedzy,  wówczas  spada  gospodarcza  rola
klasycznej  formy  kapitału,  a  co  za  tym  idzie  -  przywiązanie  przedsiębiorców  do  lokalnej
infrastruktury  oraz  otoczenia  regionalnego  czy  narodowego,  w  tym  -  uzależnienie  od
miejscowych  systemów  podatkowych.  Warunkiem  sukcesu  staje  się  natomiast  dostęp  do
innowacji.  Wzrastającej  zależności  od  wiedzy  towarzyszy  dalej  coraz  większe  uzależnienie
od  zintegrowanego  rynku  ogólnoświatowego.  "Globalni  gracze"  operują  na  globalnych
rynkach. Im większy zaś jest rynek - tym ostrzejsza okazuje się konkurencja cenowa, której
muszą sprostać.
W   epoce,   w   której   o   sukcesie   gospodarczym   przesądza   splot   globalnych
współzależności, istotnie zmienia się relacja między państwem a gospodarką. Skoro towary
rynkowe  przybierają  postać  wiedzy,  stopień  państwowej  kontroli  ich  przepływu  wydatnie
zmniejsza się w porównaniu z I fazą globalizacji. Państwo narodowe zostaje zepchnięte na
pozycje petenta potężnych firm ponadnarodowych. Ponieważ przyciągnięcie kapitału otwiera
szanse  dynamizacji  gospodarki,  państwo  przyjmuje  warunki  stawiane  przez  zagranicznych
inwestorów. Zmuszone do wyzbywania się kompetencji w pełni suwerennego kształtowania
gospodarki  narodowej,  stopniowo  traci  cechy  "państwa  społecznego".  Właśnie  m.in.  w
związku z procesami globalizacji narasta kryzys tego modelu państwa.
Z  dotychczasowych  rozważań  pośrednio  wynika,  że  najważniejszą  bodaj  cechą
współczesnej  globalizacji  jest  coraz  większa  mobilność  kapitału.  Swobodnie  przekracza  on
granice państw i kontynentów. Chodzi przy tym bardziej o kapitał finansowy, niż o klasyczne
jego  formy.  Kto  chce  dużo  i  szybko  zarobić,  a  przy  tym  nie  boi  się  ryzyka,  inwestuje  na


rynkach finansowych. Słusznie zauważa się przy tym, że właściwie na świecie istnieje dziś
już tylko jedna giełda, czynna całą dobę. W chwili, kiedy otwiera się giełdę tokijską, giełda w
Los Angeles akurat zamyka podwoje.4
Obecną fazę globalizacji gospodarczej cechuje też wzrastająca dysproporcja między
dwoma podstawowymi czynnikami produkcji: pracą i kapitałem. Wielkiemu zapotrzebowaniu
na  kapitał  towarzyszy  nadmiar  wolnych  rąk  do  pracy,  czyli  bezrobocie.  Siła  robocza  ze
zrozumiałych  względów  jest  znacznie  mniej  mobilnym  "czynnikiem  produkcji"  niż  kapitał.
Mimo to brak perspektyw zatrudnienia lub uzyskania godziwego wynagrodzenia za pracę w
rodzimym kraju, uruchomił szeroką falę migracji zarobkowej.5 Problem dotyczy także Europy
Środkowej i Wschodniej, skąd wywodzą się liczni imigranci poszukujący na Zachodzie pracy
stałej lub sezonowej.
Efektem   toczącej   się   od   kilku   lat   debaty   wokół   globalizacji   jest   stosunkowo
wyczerpujący  opis  tego  zjawiska.  Jej  uczestnicy  w  zasadzie  są  zgodni  co  do  identyfikacji
najważniejszych  cech  procesu  globalizacji.  Dzieli  ich  natomiast  odpowiedź  na  pytanie,  czy
stanowi on błogosławieństwo, czy przekleństwo dla ludzkości. Nierozstrzygnięta jest przede
wszystkim  kwestia,  czy  globalny  rynek  wzmacnia  pokłady  solidarności  indywidualnej,
grupowej,   narodowej   lub   stwarza   jej   nowe   szanse,   czy   też   przeciwnie,   narusza
solidarnościowe  "rezerwy  moralne".  Jeszcze  bardziej  fundamentalna  okazuje  się  inna
kwestia: czy w ogóle możliwa jest globalizacja bez solidarności? Intuicyjny sprzeciw wobec
rozdzielania   tych   fenomenów   oznacza   konieczność   namysłu   wokół   globalnych   form
solidarności i sposobów ich realizacji.
Skrótowa jedynie charakterystyka współczesnej fazy globalizacji gospodarki nie pozo-
stawia  złudzeń  co  do  odwracalności  tego  procesu.  Cechuje  go  tak  duża  dynamika,  że
utopijne byłyby zamysły zatrzymania globalizacyjnych trendów. Nie znaczy to bynajmniej, że
jesteśmy wobec nich bezsilni. "Globalizacja nie następuje na zasadzie prawa naturalnego".6
Można,  a nawet  trzeba  wywierać  na  nią  wpływ,  podejmować  działania  polityczne  dla
minimalizacji    jej    negatywnych    skutków.    W    sporze    wokół    charakteru    procesów
globalizacyjnych  i  odpowiednio  -  możliwości  ich  kształtowania  zawiera  się  jednak  sporo
elementów mitologicznych. Warto omówić je szerzej.



4 Por. M. Spieker, Zivilisation der Solidarität. Ethische Probleme der Weltwirtschaftsordnung, "Die neue
Ordnung" 1995, z. 3, s. 186.
5 Jak czytamy we Wspólnym Słowie (pkt 90) Rady Kościoła Ewangelickiego w Niemczech i Konferencji
Episkopatu Niemiec pt. O przyszłość w solidarności i sprawiedliwości (por. "Społeczeństwo" 1997 nr 3, s. 427-
428), w samych tylko Niemczech przebywa obecnie 8 mln obcokrajowców, z czego 5,5 mln to ludzie
poszukujący pracy i ich rodziny.
6 Tamże, pkt 88, s. 427.


Globalizacyjna mitologia

Każde  nowe,  niespodziewane  zjawisko,  którego  konsekwencje  nie  są  do  końca
przewidywalne, a które w dodatku sięgają głęboko w życie mieszkańców "globalnej wioski",
budzi zwykle ambiwalentne reakcje. Wokół jego interpretacji narasta wówczas wiele mitów.
Budzi  ono  albo  nieuzasadniony  entuzjazm,  albo  równie  bezpodstawne  obawy.  Właśnie  tak
ma się rzecz z globalizacją gospodarczą. Jest ona typowym przykładem zjawiska, które nas
zaskoczyło. Ponieważ trudno uchwycić poznawczo wszystkie jego mechanizmy, jawi się ono
jako nieco tajemnicze i natychmiast angażuje sferę emocjonalną. Jako takie zaś okazuje się
szczególnie  podatne  na  ideologiczne  uwikłanie.  Nie  pozbawione  ideologii  jest  przy  tym  już
zaprzeczanie  wszelkim  naleciałościom  ideologicznym  zawartym  w  pojęciu  globalizacji  -
nierzadkie w epoce rzekomego końca ideologii.
Z pojęciem globalizacji łączy się najpierw pewne mitologiczne zauroczenie. U niektó-
rych  zbyt  szybko  wywołuje  ono  pozytywne  skojarzenia  ze  wspólnym  domem,  globalną
wioską,  zjednoczoną  ludzkością,  albo  nawet  z  uniwersalnością  chrześcijańskiego  orędzia.
Elementami  ideologii  obarczone  jest  także  demonizowanie  globalizacji,  a  co  za  tym  idzie  -
bezwzględne   jej   potępianie.7   W   debatach   politycznych   okazuje   się   ona   wygodnym
"chłopcem  do  bicia",  na  którego  można  zwalić  wszystkie  nieszczęścia  i  nierozwiązane
problemy  współczesności.  Od  globalizacyjnych  obaw  nie  są  wolne  także  społeczeństwa
krajów Europy Środkowej i Wschodniej, od niedawna dopiero aspirujące do pełnego udziału
w  rynku  światowym.  Ponieważ  właśnie  w  tym  regionie  wyraźnie  ujawniają  się  wszystkie
szanse,   ale   także   trudności   związane   z   tym   procesem,   ze   zrozumiałych   względów
towarzyszące mu emocje są tu wyjątkowo silne.8  
Co  więcej,  nierzadko  podsyca  się  obawy  związane  z  globalizacją,  aby  potem
swobodnie nimi manipulować: czy to dla zabezpieczenia własnych interesów gospodarczych,
czy w interesie politycznym - w konkurencji wyborczej, czy też w celu zaszokowania nowym
zjawiskiem - w wyścigu mass-mediów o widza, słuchacza i czytelnika. Zdarza się, że czynią
tak nie tylko nieprzejednani przeciwnicy globalizacji, ale i jej zagorzali zwolennicy. Ci ostatni
odwołują się do rzekomego determinizmu globalizacji gospodarczej. Dowodzą, że po prostu
trzeba  bezwolnie  poddać  się  temu  procesowi.  Straszą,  że  jakikolwiek  opór  skończy  się
klęską lub co najmniej marginalizacją gospodarczą. Z kolei globalizacyjni sceptycy bazują na
naturalnym   lęku   wywoływanym   przez   to,   co   przekracza   bezpośrednie   odniesienia
międzyludzkie,  co  wykracza  poza  dobrze  znany  kontekst  "swojskości"  własnej  wioski,
regionu czy państwa narodowego. Jeśli zaś ten dystans i obawy wobec nieprzejrzystych w

7 Por. S. Fontana, Jak mówić o globalizacji?, "Społeczeństwo" 1997 nr 3, s. 306.
8 Por. H. Clement, V. Vincentz, art. cyt., s. 29.


swych  skutkach  zdarzeń  o światowym  zasięgu  są  celowo  wzmacniane,  wówczas  rodzi  się
mentalność  twierdzy.  Właśnie  operowaniem  lękiem  przed  globalizacją  można  ludziom
narzucić   mentalność    zamknięcia    się    w sobie,    odcięcia    od    świata    zewnętrznego,
protekcjonizm,  a  nawet  wrogość  do  obcych.  Szukanie  przez  firmy  przetrwania  poza
granicami,  na  zewnątrz  owej  "twierdzy"  nie  interpretuje  się  oczywiście  jako  sygnału
pogarszania  się  krajowych  warunków  produkcji,  ale  w kategoriach  dezercji,  porzucenia
własnych szeregów, ucieczki z pola bitwy.9
Dla  środowisk  lewicowych  nie  do  przyjęcia  jest  deregulacyjny  element  globalizacji.
W związku z tym niektóre z nich prześcigają się w straszeniu globalizacją. Redaktorzy "Der
Spiegel"  dowodzą  na  przykład,  że  skończy  się  ona  na  faszyzmie.  Winą  za  globalizacyjną
pułapkę obarczają przy tym najczęściej albo akcjonariuszy, albo koncerny ponadnarodowe,
które dla obniżenia kosztów pracy celowo "produkują" bezrobocie. W takim ujęciu globaliza-
cja byłaby w swej istocie nowym konfliktem dystrybucyjnym między ubogimi a bogatymi. Na
ławie oskarżonych sadza się niekiedy nawet Unię Europejską. W jej strukturach dopatruje się
konia trojańskiego otwierającego globalizacji drogę do Europy.
Zdarzają się też próby identyfikacji winnych według klucza narodowego. We Francji
nagłaśniana  jest  absurdalna  teza,  że  globalizacja  jest  pomysłem  Niemców,  a  głównym  jej
sprawcą  jest  Bundesbank.  Z  kolei  niemieccy  neoliberalni  politycy  i  pracodawcy  właśnie
swoim  rodakom  zarzucają  antyglobalizacyjną  awersję.10  Niewątpliwie  mitem  jest  takie
uogólnienie,   ale   trudno   też   zaprzeczyć   poczuciu   zagrożenia,   związanemu   m.in.   z
gospodarczym   otwarciem   na   Wschód,   jakie   odczuwa   część   niemieckich   (i   w   ogóle
zachodnich) środowisk. Sugestie zawarte w licznych publikacjach, jakoby napływ taniej siły
roboczej  oraz  ucieczka  kapitału  do  Europy  Wschodniej  były  odpowiedzialne  za  rosnące
bezrobocie    i    inne    problemy    niemieckiej    gospodarki,    są    przykładem    kolejnego
globalizacyjnego mitu. Statystyki wykazują przecież znaczne nadwyżki bilansu handlowego i
płatniczego w kontaktach gospodarczych z Europą Wschodnią, zaś niemieckie inwestycje w
tym  regionie,  których  wartość  nie  przekracza  1%  inwestycji  krajowych,  trudno  uznać  za
"ucieczkę  kapitału".  A  zatem,  wbrew  rozpowszechnionym  opiniom,  rozwój  stosunków
gospodarczych ze wschodnimi sąsiadami nie tylko nie powoduje redukcji miejsc pracy, ale
właśnie przyczynia się do ich wzrostu.11 Po drugiej zaś stronie niemieckiej granicy równie
bezpodstawne  są  lęki  przed  zagrożeniem  zachodnią  potęgą,  przed  zdominowaniem  i
wykupem   majątku   narodowego.   Zresztą   nie   tylko   tam   odżywa   stereotyp   "spisku
międzynarodowego kapitału", wymierzonego przeciw najsłabszym.

9 Por. J. Starbatty, Ohne Angst vor einer offenen Welt, "Frankfurter Allgemeine Zeitung" 1997 nr 21.
10 Por. B. Ulrich, art. cyt.
11 Por. H. Clement, V. Vincentz, art. cyt., s. 34-35.


Mitem jest też identyfikacja globalizacji jako "gry o sumie zerowej", na której muszą
stracić jedni, aby mogli zyskać inni. Jak wykazała już klasyczna teoria kosztów komparatyw-
nych, we wzroście wydajności związanym z poszerzeniem skali międzynarodowego podziału
pracy   uczestniczą   wszyscy   partnerzy   wspólnego   przedsięwzięcia.   Jeśli   zaś   nowe
nierówności  faktycznie  towarzyszą  dziś  globalizacji,  to  wcale  nie  znaczy,  że  stanowią  jej
nieuchronną konsekwencję.
Dokonany  tu  przegląd  niektórych  "globalizacyjnych  mitów"  pokazuje,  jak  głęboko
wniknęły  już  one  w  świadomość  zbiorową.  Jest  więc  wskazane,  aby  podejmowaniu
problematyki globalizacji towarzyszyła czujność wobec "naleciałości ideologicznych", w które
została  ona  uwikłana.  Zadanie  "oczyszczania"  tego  pojęcia  winno  polegać  m.in.  na
systematycznym  "odróżnianiu  tego,  co  w  globalizacji  ma  charakter  techniczny,  od  tego,  co
bierze  się  z  ideologii"  oraz  na  unikaniu  jednostronności  w  ukazywaniu  konsekwencji
globalizacji.  Pociąga  ona  przecież  za  sobą  zarazem  korzyści,  jak  i  szkody.  Stwarza  nowe
szanse, ale rodzi też nowe zagrożenia.12
Realizmu  w  odniesieniu  do  omawianej  problematyki  można  się  uczyć  z  ostatnich
dokumentów  papieskich.  Jeden  z  nich,  Orędzie  na  XXXI  Światowy  Dzień  Pokoju  pt.
Sprawiedliwość każdego człowieka źródłem pokoju dla wszystkich nie pozostawia złudzeń:
"Globalizacja ekonomii i finansów jest już rzeczywistością", świat "podąża drogą globalizacji".
Mimo niejasnych jeszcze konsekwencji dokonujących się zmian, wiadomo już na pewno, że
niosą  one  ze  sobą  "wielkie  nadzieje,  ale  także  pytania  i  obawy"  (nr  3).  Ta  myśl  jeszcze
wyraźniej  została  wyartykułowana  2  lata  później.  W  Orędziu  na  XXXIII  Światowy  Dzień
Pokoju  (tj.  na  1.01.2000)  czytamy:  procesy  globalizacji  "choć  stwarzają  pewne  zagrożenia,
otwierają też niezwykłe i wiele obiecujące możliwości, właśnie z punktu widzenia celu, jakim
jest  przekształcenie  ludzkości  w  jedną  rodzinę,  opartą  na  wartościach  sprawiedliwości,
równości  i  solidarności"  (nr  5).  Ton  papieskiego  nauczania  daleki  jest  od  poczucia
determinizmu  czy  "mentalności  twierdzy".  Przenika  go  przeświadczenie  o  możliwości  i
powinności wywierania wpływu na bieg rzeczy. Między innymi "organizacje międzynarodowe
winny   dołożyć   wszelkich   starań,   aby   przyczynić   się   do   kształtowania   poczucia   od-
powiedzialności za dobro wspólne". Wszystkim zostało wyznaczone jasne zadanie. Jest nim
"troska o to, aby globalizacja dokonywała się w klimacie solidarności i by nie prowadziła do
marginalizacji" (Orędzie na XXXI Światowy Dzień Pokoju nr 3).

12 Właśnie takie podejście do problematyki globalizacji na łamach "Społeczeństwa" zapowiada Stefano Fontana.
Por. art. cyt., s. 303-310.

 

 

A. Dylus, Globalizacja gospodarki. Rzeczywistość i mity" w: A. Dylus, "Globalny rynek i jego granice",
Warszawa 2001. s. 9-18.