Ks. Roman Litwińczuk
Ruch Światło-Życie
Tak postawiony temat domaga się najpierw spojrzenia na współczesną młodzież, jej problemy i oczekiwania oraz sposób przeżywania wartości religijnych. Kolejnym krokiem powinna być próba dostrzeżenia miejsca ludzi młodych w Kościele oraz ich postrzeganie Kościoła. Dopiero na tym tle można będzie określić co ruchy, jako wspólnoty, w których można doświadczyć Kościoła mają do zaoferowania ludziom młodym. Już samo ujęcie tematu może budzić zastrzeżenia. Najpierw ze strony ruchów, ich liderów i wspólnot, mających określone programy formacyjne i rytm ich realizacji, że oto teraz oczekuje się od nich jakiejś szczególnej mobilizacji, niezwykłych akcji i poczynań adresowanych do młodzieży Może też pojawić się opór ze strony samych młodych ludzi, mający swoje źródło w niedojrzałym ich traktowaniu - oto znów ktoś chce ich na siłę uszczęśliwiać, coś zbawiennego im proponować. Wydaje się, że pomimo dostrzeganej w środowiskach młodzieżowych niechęci do angażowania się, do aktywności, demonstrowanej często cynizmem i kpiną, młodzież pragnie być traktowana podmiotowo a nie przedmiotowo. Akceptuje sytuację, w której przychodzi jej coś współtworzyć zamiast być biernym odbiorcą przekazywanych odgórnie treści.Pewną trudność w tak sformułowanym temacie stanowi też samo pojęcie: młodzież. Do tej kategorii wiekowej pretendują już dzisiaj gimnazjaliści. A z pewnością inne będą ich oczekiwania i możliwości zaangażowania, inne zaś młodzieży licealnej. Nie wolno też zapominać o młodzieży studenckiej i pracującej.[wiecej]
3. Kościół a młodzież. Zadania stojące przed ruchami katolickimi. Można chyba pokusić się o stwierdzenie, że polska młodzież nie różni się wiele od swoich rówieśników z innych krajów. Nadzieję ciągle jeszcze może budzić duży odsetek wierzących. W Polsce stosunkowo łatwo jest duszpasterzom oraz liderom i animatorom ruchów docierać do młodzieży, gdyż spory procent uczestniczy w katechizacji szkolnej. Sporo młodzieży uczestniczy w parafiach w spotkaniach przygotowujących do sakramentu bierzmowania. Można więc rzec, że młodzież ciągle jest jeszcze w zasięgu działań duszpasterskich.Warto w tym miejscu przywołać przykład Jana Pawła II. Na różnych kontynentach i w różnych krajach, niekoniecznie katolickich, Ojciec Święty spotykał się z młodzieżą, wywołując niemalże każdym zdaniem wielki entuzjazm. Nawet wówczas, gdy stawiał młodym ludziom wysokie wymagania w dziedzinie wiary i moralności.Zastanawiając się nad tajemnicą sukcesu Papieża Polaka w tych kontaktach z młodymi ludźmi, można stosunkowo łatwo odkryć, że Jan Paweł II traktował ich bardzo poważnie, bardzo dojrzale. Nie chciał zdobywać młodzieży tanią monetą, porywać obietnicami bez pokrycia. Zawsze odwoływał się do dobra, które odkrywał w sercach młodych ludzi i na którym proponował im budować szczęśliwe życie w przyjaźni z Chrystusem. Dobitnym potwierdzeniem słuszności tej drogi, tej metody duszpasterskiej, może być bardzo liczna obecność młodzieży wśród gromadzących się na modlitwach w ostatnich dniach życia Papieża, oraz zwołującej się spontanicznie SMS-ami i pocztą elektroniczną, aby wziąć udział w marszach, zapalić świecę na ulicach czy w oknach akademików, aby dać wyraz jedności, z Tym którego kochali i który ich kochał. Nie zabrakło też młodych ludzi na modlitwie w dniach żałoby, jak również w dniu pogrzebu w Rzymie, i to młodzieży z całego świata.Przed ruchami i stowarzyszeniami staje wielkie i odpowiedzialne zadanie: uczyć się metody spotkań z młodzieżą od Jana Pawła II. Raz jeszcze sięgnąć po tematy i treści, którymi dzielił się z młodymi Ojciec Święty. I lepiej mówić „dzielił się”, gdyż najczęściej jego przemówienia przemieniały się w dialog, niż nauczał. Tę papieską lekcję duszpasterstwa młodzieży trzeba nam dobrze „przerobić”.Nasuwają się następujące sugestie. Członkowie ruchów, ich liderzy i animatorzy nie mogą czekać na młodzież w kościołach i salkach parafialnych. Chociaż tam czujemy się dobrze i pewnie, to niekoniecznie w tych miejscach naszych spotkań doczekamy się przyjścia ludzi młodych. Nie wystarczy już dzisiaj zwykła informacja z ambony, umieszczona w parafialnej gablocie, czy zaproszenie skierowane do młodzieży na katechezie. Lęk przed nieznanym, przed wychyleniem się z szeregu kolegów i koleżanek, może skutecznie sparaliżować nawet najbardziej zainteresowanych.Konieczną wydaje się dzisiaj zmiana mentalności kapłanów i katechetów. Nie wystarczy już być pasterzem, który prowadzi małe stadka owiec chroniąc je przed wilkiem. Nie wystarczy zadowalać się, obecnością nielicznej gromadki poprawnych i grzecznych, którzy zawsze przyjdą. Trzeba trudu i energii rybaka, który zarzuca sieci. Trzeba dzisiaj ewangelizatorów głoszących Chrystusa nie tyle słowem, co bardziej świadectwem życia. Koniecznie potrzebni są ludzie, którzy potrafią „wypływać na głębię”, ale też tacy, którzy sami doświadczają głębi spotkania z Chrystusem Trzeba sobie uświadomić, że coraz rzadziej, w coraz mniejszych grupach młodzież, określana często przez nas jako ta najlepsza, zgłaszać się będzie na spotkania ruchów i stowarzyszeń. Z dnia na dzień mnożą się propozycje atrakcyjnych zajęć i kursów w szkołach, klubach i domach kultury. Niełatwo będzie znaleźć w rodzicach sojuszników przekonanych, że formacja proponowana przez ruch czy stowarzyszenie katolickie jest ich dziecku rzeczywiście potrzebna. Możemy łatwo przegrać z pragmatyzmem - dla przyszłości młodego człowieka większą wartość będzie miał kurs językowy lub komputerowy. Młodych ludzi należy szukać i odnajdywać tam, gdzie są, gdzie przeżywają swoją codzienność, spędzają czas wolny, bawią się, słuchają muzyki. Trzeba będzie coraz więcej odwagi, aby ich odnaleźć, aby zatrzymać się z dobrym słowem obok tych, którzy przysiedli na klatce schodowej, aby podejść do osiedlowych „blokersów” i spojrzeć z życzliwym uśmiechem.Koniecznym wydaje się większe otwarcie drzwi naszych domów parafialnych i salek. Młodych ludzi, i nie tylko, skutecznie zniechęcają na głucho zamknięte drzwi plebanii, animatorów ruchów zabieganie o kawałek kąta na spotkanie, bądź uporczywe poszukiwanie kluczy do kolejnych pozamykanych drzwi. Plebania-twierdza, salki o surowych ścianach kojarzące się z dopiero co opuszczonymi murami szkoły, nigdy nie będą stanowiły skutecznej zachęty dla spotkań młodzieży. Jeżeli dodać do tego coraz częstsze przypadki, gdzie jedyna możliwość rozmowy z księdzem istnieje tylko przez bezduszny domofon?Członkowie ruchów, ich liderzy i duszpasterze, nie mogą zamknąć się w swoim kręgu, poprzestać na formacji trwającej bez końca, „zaliczając” jedne rekolekcje po drugich. Taka postawa nie ma w sobie nic z doświadczenia Kościoła, zwłaszcza apostolskiego. Wspólnota, ruch swoim programem, przeżywaniem obecności żywego Chrystusa, powinna stwarzać możliwość takiego samego doświadczenia wiary tym, którzy do niej trafią, choćby przez przypadek. Warto przy tym pamiętać, że najskuteczniejszym środkiem ewangelizacji jest osobiste świadectwo żywej wiary, rodzące się z doświadczenia przemieniającej mocy Boga.Powinno w nas być więcej z postawy św. Filipa, który przyłącza się do nieznanego człowieka będącego w drodze, aby mu opowiedzieć o Jezusie. Uczmy się od św. Pawła przemierzania współczesnego nam świata, bez gorszenia się nim i obrażania się na wiarę i moralność jego obywateli. Trzeba temu światu, jak Paweł, nieść Ewangelię, docierać jak on na dzisiejsze areopagi naszych miast i osiedli. Trzeba nam misyjnego żaru Pawła: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii” (1 Kor 9, 16). Trzeba odwagi, aby wejść między współczesnych pogan, cyników, stoików. Wielu z nich być może nas odrzuci, powie: „Posłuchamy cię o tym innym razem” (Dz 17, 32), ale nieliczni mogą się przyłączyć. Dajmy szansę Duchowi Świętemu, aby nie spotkał na wyrzut: „Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił?” (Rz 10, 14).
Wydaje się, że ruchy w bardziej zdecydowany sposób powinny dzisiaj podjąć program ewangelizacji. Być może konieczne będą pewne korekty programowe, aby głosić Ewangelię językiem zrozumiałym dzisiejszemu młodemu człowiekowi i na sposób jemu czytelny. Sytuacja moralna i duchowa młodzieży wskazuje, że trzeba dla niej przede wszystkim mieć serce i mówić do serca. Pozostaje nam najpierw szukać młodych ludzi w ich sytuacjach rodzinnych i środowiskowych, a tu niezbędna jest większa „wyobraźnię miłosierdzia” o której Jan Paweł II mówił do nas w Krakowie w 2002 roku.
Tak postawiony temat domaga się najpierw spojrzenia na współczesną młodzież, jej problemy i oczekiwania oraz sposób przeżywania wartości religijnych. Kolejnym krokiem powinna być próba dostrzeżenia miejsca ludzi młodych w Kościele oraz ich postrzeganie Kościoła. Dopiero na tym tle można będzie określić co ruchy, jako wspólnoty, w których można doświadczyć Kościoła mają do zaoferowania ludziom młodym. Już samo ujęcie tematu może budzić zastrzeżenia. Najpierw ze strony ruchów, ich liderów i wspólnot, mających określone programy formacyjne i rytm ich realizacji, że oto teraz oczekuje się od nich jakiejś szczególnej mobilizacji, niezwykłych akcji i poczynań adresowanych do młodzieży Może też pojawić się opór ze strony samych młodych ludzi, mający swoje źródło w niedojrzałym ich traktowaniu - oto znów ktoś chce ich na siłę uszczęśliwiać, coś zbawiennego im proponować. Wydaje się, że pomimo dostrzeganej w środowiskach młodzieżowych niechęci do angażowania się, do aktywności, demonstrowanej często cynizmem i kpiną, młodzież pragnie być traktowana podmiotowo a nie przedmiotowo. Akceptuje sytuację, w której przychodzi jej coś współtworzyć zamiast być biernym odbiorcą przekazywanych odgórnie treści.Pewną trudność w tak sformułowanym temacie stanowi też samo pojęcie: młodzież. Do tej kategorii wiekowej pretendują już dzisiaj gimnazjaliści. A z pewnością inne będą ich oczekiwania i możliwości zaangażowania, inne zaś młodzieży licealnej. Nie wolno też zapominać o młodzieży studenckiej i pracującej.[wiecej]
1. Młodzież dzisiaj
W krótkim wprowadzeniu w temat kongresu trudno dokonywać głębokich analiz i ocen. Nie można też sięgać po wyniki szczegółowych badań przeprowadzanych regularnie przez socjologów religii. Takie zadanie należy raczej wpisać w sam program kongresu tematycznego. Jednak nawet pobieżna lektura paru artykułów i pozycji książkowych z tej dziedziny szkicuje pewien obraz.Nie sposób oceniać religijności młodzieży i ich potrzeb w tej dziedzinie w oderwaniu od środowiska rodzinnego i rówieśniczego. Oba mają zasadniczy wpływ na postawy życiowe oraz deklaracje w dziedzinie wiary i moralności.Badania wskazują, że gdzieś na dnie serca każdego młodego człowieka jest wiele dobra oraz pragnienie szczęścia w życiu osobistym oraz życiu swoich bliskich. Wartościując swoje pragnienia związane z przyszłością, młodzi przede wszystkim marzą o ukończeniu szkoły, o dostaniu się na studia, potem o zdobyciu dobrej pracy. Niezmiennie od lat badania wykazują, że dla wszystkich ważną wartość stanowi założenie rodziny i jej szczęście.Tych stwierdzeń nie można zapomnieć, gdy na ulicach, na stadionach, wśród bloków na osiedlach spotykamy grupy młodzieży krzykliwej, często agresywnej, słuchającej głośnej muzyki. Łatwo wówczas o uproszczone oceny, uogólnienia i potępianie wszystkiego i wszystkich. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy dostrzegamy, iż tym spotkaniom towarzyszy niewybredne, wulgarne słownictwo, a także alkohol i coraz częściej narkotyki.Warto jednak, widząc takich młodych ludzi, zadać sobie pytanie o ich dom rodzinny, o wzorce które ich ukształtowały. Bywa często, że ich prowokacyjne zachowanie jest wyrazem bezsilnego buntu przeciwko sytuacjom, w którym wzrastali i czego nie potrafią sami zmienić: rozbite rodziny, pozbawione miłości domy, nieustanne libacje zamiast ciepła rodzinnego, alkohol zamiast kubka herbaty i kawałka chleba, noce spędzane poza domem. Takie przeżycia rodzą najczęściej w młodzieży albo bezsilność i zamknięcie się w sobie, albo agresję. Dosyć często jest ona adresowana wobec ludzi, u których dostrzegają lepszą od swojej sytuację życiową. To ich, w uproszczony sposób, winią za swoje nieszczęścia.Doświadczenie takich właśnie sytuacji sprawia, że bardzo szybko w miejsce rodziny pojawiają się kumple a dom zastępuje melina. Młodzi, skrzywdzeni przez los, przez życie i swoich najbliższych, odnajdą się w grupie, która ich zaakceptuje. Przylgną do niej wówczas za wszelką cenę, zaakceptują jej reguły zachowań, także kradzież i rozboje. Pragnienie akceptacji sprawi, że będą chcieli dorównać w paleniu skrętów i w ilości wypitego alkoholu. Prowokujący ubiór, zachowanie i wygląd staną się dla nich sposobem identyfikacji z grupą w której znaleźli swoje miejsce. W wieku kilkunastu lat będą znali życie od podszewki, często od strony najgorszych doświadczeń. Do tej młodzieży też trzeba dotrzeć. Nie wolno o niej zapomnieć, przekreślić, trzeba ich szukać. Jest to grupa domagająca się szczególnego wysiłku ewangelizacyjnego.2. Młodzież a Kościół. Religijność młodzieży
Wyniki badań socjologicznych z ostatnich lat alarmują. W ciągu kilkunastu lat odsetek młodych ludzi deklarujących się jako osoby wierzące zmniejszył się o prawie 20%. Obecnie do wiary przyznaje się około trzech czwartych uczniów szkół średnich. Porównanie z przełomem lat 80. i 90., gdy wiarę deklarowało 95 - 96 % młodzieży, pokazuje, że spadek ten sięga nawet 28 %. Zwiększyła się natomiast grupa młodzieży obojętnej i niezdecydowanej religijnie. Pocieszającym może być fakt, że po załamaniu w pierwszej połowie lat 90. zwiększyła się grupa młodych osób, które deklarują się jako osoby głęboko wierzące. Ostatnie badania mówią, że jest ich ok. 10,5 %. Nadal za niewierzących uznaje siebie 3 - 4 % młodzieży i ten wskaźnik pozostaje niezmienny od kilkunastu lat. Zmniejsza się natomiast liczba osób praktykujących systematycznie. W niedzielnych Mszach świętych uczestniczy regularnie ok. 30 % tych, którzy określają siebie jako wierzący, nieregularnie zaś ponad 40 %.Istotnym jest fakt, że dla prawie 90 % młodzieży wiara nadal pozostaje bardzo ważną wartością w życiu osobistym. Młodzi ludzie szukają odniesienia do Boga, potrzebują duchowości, jednak coraz częściej obojętnie odnoszą się do Kościoła jako instytucji. Może zastanawiać fakt, że 5 % spośród osób deklarujących się jako głęboko wierzące w ogóle nie chodzi do kościoła. Jeszcze gorzej jest z akceptacją nauczania Kościoła. Dotyczy to nie tylko prawd wiary ale przed wszystkim wymagań moralnych. Zaledwie 50% młodych Polaków wierzy w Boga osobowego. Nauczanie moralne Kościoła w życiu codziennym akceptuje już tylko 31 % młodzieży. Największy rozdźwięk między deklarowaną wiarą a akceptacją nauki Kościoła dotyczy etyki seksualnej. Współżycie przed ślubem akceptuje prawie 70 % młodych ludzi, a ponad trzy czwarte - używanie środków antykoncepcyjnych. Normy moralne Kościoła traktowane są przez młodzież jako zamach na ich wolność, wskutek czego następuje łatwe ich odrzucenie.Powyższe wyniki badań prowadzą do następujących wniosków. Rodzina nie stanowi już dla młodych Polaków środowiska religijnego, kolebki, w której dziedziczy się wiarę. Nie znajdują w rodzinie świadków wiary. Pocieszające może być to, że pomimo wszystko próbują oni szukać dróg do Boga, choć coraz częściej własnych i poza Kościołem. Bardziej ufają własnym przeżyciom religijnym, zwłaszcza przeżywanym wspólnotowo, niż praktykom nakazanym przez instytucje kościelne. W religii poszukują mocnych przeżyć duchowych, proponowanych przez wspólnotę z Taizé oraz na spotkaniach w Lednicy. Ks. Krzysztof Pawlina zauważa, że jest to pokolenie poszukujące „religijnego show”. Wśród zarzutów wysuwanych przez młodych ludzi pod adresem Kościoła można znaleźć następujące: Msze są nudne, tematy podejmowane na lekcjach religii rozmijają się z oczekiwaniami młodzieży. Należy przy tym zauważyć, że wielu młodych ludzi pierwsze wrażenie ze spotkania z Kościołem, ruchem, wspólnotą odbiera z kontaktu z kapłanem. Wiele jest tu do zrobienia. Młody człowiek potraktowany „z góry”, z niechęcią, bez serca, bo nie akceptujemy jego wyglądu czy zachowania, najprawdopodobniej drugi raz już nie przyjdzie do kościoła czy na spotkanie grupy, natomiast ksiądz preferujący takie metody w duszpasterstwie młodzieży bardzo szybko skaże siebie na porażkę.3. Kościół a młodzież. Zadania stojące przed ruchami katolickimi. Można chyba pokusić się o stwierdzenie, że polska młodzież nie różni się wiele od swoich rówieśników z innych krajów. Nadzieję ciągle jeszcze może budzić duży odsetek wierzących. W Polsce stosunkowo łatwo jest duszpasterzom oraz liderom i animatorom ruchów docierać do młodzieży, gdyż spory procent uczestniczy w katechizacji szkolnej. Sporo młodzieży uczestniczy w parafiach w spotkaniach przygotowujących do sakramentu bierzmowania. Można więc rzec, że młodzież ciągle jest jeszcze w zasięgu działań duszpasterskich.Warto w tym miejscu przywołać przykład Jana Pawła II. Na różnych kontynentach i w różnych krajach, niekoniecznie katolickich, Ojciec Święty spotykał się z młodzieżą, wywołując niemalże każdym zdaniem wielki entuzjazm. Nawet wówczas, gdy stawiał młodym ludziom wysokie wymagania w dziedzinie wiary i moralności.Zastanawiając się nad tajemnicą sukcesu Papieża Polaka w tych kontaktach z młodymi ludźmi, można stosunkowo łatwo odkryć, że Jan Paweł II traktował ich bardzo poważnie, bardzo dojrzale. Nie chciał zdobywać młodzieży tanią monetą, porywać obietnicami bez pokrycia. Zawsze odwoływał się do dobra, które odkrywał w sercach młodych ludzi i na którym proponował im budować szczęśliwe życie w przyjaźni z Chrystusem. Dobitnym potwierdzeniem słuszności tej drogi, tej metody duszpasterskiej, może być bardzo liczna obecność młodzieży wśród gromadzących się na modlitwach w ostatnich dniach życia Papieża, oraz zwołującej się spontanicznie SMS-ami i pocztą elektroniczną, aby wziąć udział w marszach, zapalić świecę na ulicach czy w oknach akademików, aby dać wyraz jedności, z Tym którego kochali i który ich kochał. Nie zabrakło też młodych ludzi na modlitwie w dniach żałoby, jak również w dniu pogrzebu w Rzymie, i to młodzieży z całego świata.Przed ruchami i stowarzyszeniami staje wielkie i odpowiedzialne zadanie: uczyć się metody spotkań z młodzieżą od Jana Pawła II. Raz jeszcze sięgnąć po tematy i treści, którymi dzielił się z młodymi Ojciec Święty. I lepiej mówić „dzielił się”, gdyż najczęściej jego przemówienia przemieniały się w dialog, niż nauczał. Tę papieską lekcję duszpasterstwa młodzieży trzeba nam dobrze „przerobić”.Nasuwają się następujące sugestie. Członkowie ruchów, ich liderzy i animatorzy nie mogą czekać na młodzież w kościołach i salkach parafialnych. Chociaż tam czujemy się dobrze i pewnie, to niekoniecznie w tych miejscach naszych spotkań doczekamy się przyjścia ludzi młodych. Nie wystarczy już dzisiaj zwykła informacja z ambony, umieszczona w parafialnej gablocie, czy zaproszenie skierowane do młodzieży na katechezie. Lęk przed nieznanym, przed wychyleniem się z szeregu kolegów i koleżanek, może skutecznie sparaliżować nawet najbardziej zainteresowanych.Konieczną wydaje się dzisiaj zmiana mentalności kapłanów i katechetów. Nie wystarczy już być pasterzem, który prowadzi małe stadka owiec chroniąc je przed wilkiem. Nie wystarczy zadowalać się, obecnością nielicznej gromadki poprawnych i grzecznych, którzy zawsze przyjdą. Trzeba trudu i energii rybaka, który zarzuca sieci. Trzeba dzisiaj ewangelizatorów głoszących Chrystusa nie tyle słowem, co bardziej świadectwem życia. Koniecznie potrzebni są ludzie, którzy potrafią „wypływać na głębię”, ale też tacy, którzy sami doświadczają głębi spotkania z Chrystusem Trzeba sobie uświadomić, że coraz rzadziej, w coraz mniejszych grupach młodzież, określana często przez nas jako ta najlepsza, zgłaszać się będzie na spotkania ruchów i stowarzyszeń. Z dnia na dzień mnożą się propozycje atrakcyjnych zajęć i kursów w szkołach, klubach i domach kultury. Niełatwo będzie znaleźć w rodzicach sojuszników przekonanych, że formacja proponowana przez ruch czy stowarzyszenie katolickie jest ich dziecku rzeczywiście potrzebna. Możemy łatwo przegrać z pragmatyzmem - dla przyszłości młodego człowieka większą wartość będzie miał kurs językowy lub komputerowy. Młodych ludzi należy szukać i odnajdywać tam, gdzie są, gdzie przeżywają swoją codzienność, spędzają czas wolny, bawią się, słuchają muzyki. Trzeba będzie coraz więcej odwagi, aby ich odnaleźć, aby zatrzymać się z dobrym słowem obok tych, którzy przysiedli na klatce schodowej, aby podejść do osiedlowych „blokersów” i spojrzeć z życzliwym uśmiechem.Koniecznym wydaje się większe otwarcie drzwi naszych domów parafialnych i salek. Młodych ludzi, i nie tylko, skutecznie zniechęcają na głucho zamknięte drzwi plebanii, animatorów ruchów zabieganie o kawałek kąta na spotkanie, bądź uporczywe poszukiwanie kluczy do kolejnych pozamykanych drzwi. Plebania-twierdza, salki o surowych ścianach kojarzące się z dopiero co opuszczonymi murami szkoły, nigdy nie będą stanowiły skutecznej zachęty dla spotkań młodzieży. Jeżeli dodać do tego coraz częstsze przypadki, gdzie jedyna możliwość rozmowy z księdzem istnieje tylko przez bezduszny domofon?Członkowie ruchów, ich liderzy i duszpasterze, nie mogą zamknąć się w swoim kręgu, poprzestać na formacji trwającej bez końca, „zaliczając” jedne rekolekcje po drugich. Taka postawa nie ma w sobie nic z doświadczenia Kościoła, zwłaszcza apostolskiego. Wspólnota, ruch swoim programem, przeżywaniem obecności żywego Chrystusa, powinna stwarzać możliwość takiego samego doświadczenia wiary tym, którzy do niej trafią, choćby przez przypadek. Warto przy tym pamiętać, że najskuteczniejszym środkiem ewangelizacji jest osobiste świadectwo żywej wiary, rodzące się z doświadczenia przemieniającej mocy Boga.Powinno w nas być więcej z postawy św. Filipa, który przyłącza się do nieznanego człowieka będącego w drodze, aby mu opowiedzieć o Jezusie. Uczmy się od św. Pawła przemierzania współczesnego nam świata, bez gorszenia się nim i obrażania się na wiarę i moralność jego obywateli. Trzeba temu światu, jak Paweł, nieść Ewangelię, docierać jak on na dzisiejsze areopagi naszych miast i osiedli. Trzeba nam misyjnego żaru Pawła: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii” (1 Kor 9, 16). Trzeba odwagi, aby wejść między współczesnych pogan, cyników, stoików. Wielu z nich być może nas odrzuci, powie: „Posłuchamy cię o tym innym razem” (Dz 17, 32), ale nieliczni mogą się przyłączyć. Dajmy szansę Duchowi Świętemu, aby nie spotkał na wyrzut: „Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił?” (Rz 10, 14).
Wydaje się, że ruchy w bardziej zdecydowany sposób powinny dzisiaj podjąć program ewangelizacji. Być może konieczne będą pewne korekty programowe, aby głosić Ewangelię językiem zrozumiałym dzisiejszemu młodemu człowiekowi i na sposób jemu czytelny. Sytuacja moralna i duchowa młodzieży wskazuje, że trzeba dla niej przede wszystkim mieć serce i mówić do serca. Pozostaje nam najpierw szukać młodych ludzi w ich sytuacjach rodzinnych i środowiskowych, a tu niezbędna jest większa „wyobraźnię miłosierdzia” o której Jan Paweł II mówił do nas w Krakowie w 2002 roku.