Scena muzyki tworzonej przez artystów chrześcijan w Polsce jest zjawiskiem bez precedensu nie tylko w Europie, ale i na świecie.

W ciągu ostatnich kilkunastu lat powstało w naszym kraju kilkadziesiąt zespołów grających niemal wszystkie gatunki muzyki chętnie słuchanej przez młodych, od chorału gregoriańskiego poczynając, poprzez jazz, rock, soul, gospel, rythm and blues, reggae, folk, na hip-hopie kończąc. Co ciekawe, grupy te tworzą często najlepsi i najpopularniejsi polscy muzycy. Grając na chwałę Boga, z entuzjazmem głoszą światu słowa Chrystusa przekazane ludziom w Ewangelii. Nie brak w Kościele głosów, które zastanawiają się jak wykorzystać to niezwykłe zjawisko, a zarazem dar, który niewątpliwie dał nam w naszych czasach Pan... Rodzi się pytanie - gdzie można usłyszeć tę muzykę, bo przecież nie ma jej w mediach kształtujących świadomość masowego odbiorcy - telewizji, radio, wysokonakładowej prasie? I od razu następne - dlaczego właściwie tam jej brak, skoro media są "nasze", finansowane przez społeczeństwo? Z inicjatywy RuaH powstał pomysł, aby w organizować spotkania z udziałem popularnych muzyków i przedstawicieli mediów (prasy, radia, telewizji), by wspólnie odpowiedzieć sobie na te pytania.

Publikujemy fragmenty zapisu pierwszego z nich, które odbyło się w podziemiach kościoła pokamedulskiego na warszawskich Bielanach 1 kwietnia br.

Wzięli w nim udział znani muzycy: Antonina Krzysztoń, Mietek Szcześniak, Jacek Wąsowski, Piotr Nazaruk, rekolekcjonista i opiekun chóru Trzecia Godzina Dnia - pastor Bogdan Olechnowicz oraz szef Redakcji Programów Katolickich TVP - ks. Andrzej Majewski.

Muzyka i polityka

Patrycja Michońska: Czy to prawda, że muzyka chrześcijańska nie jest popularna w mediach nie tylko komercyjnych, ale także chrześcijańskich?

Antonina Krzysztoń: Myślę, że to pytanie nie powinno być skierowane do wykonawców, może lepiej odpowiedziałaby publiczność. Mnie się wydaje, że tej muzyki po prostu nie ma w mediach z powodu polityki, jaką prowadzą różne radiostacje i telewizja. Polityki, na którą wykonawcy - i myślę, że słuchacze również - nie mają wpływu. A muzyka jest tam taka, jaką dana rozgłośnia chce wyłącznie nadawać.

Jacek Wąsowski: W głębi serca chyba każdy artysta uważa, że jest go w mediach za mało (śmiech). Tak, jak Tośka powiedziała, rozgłośnie rządzą się swoją polityką, która polega na tym, że robią badania, jakiej muzyki odbiorcy chcą słuchać. I wychodzi na to, że muzyka chrześcijańska jest poza zainteresowaniem słuchaczy, dlatego niechętnie puszcza się nasze utwory. Jeśli chodzi o katolickie rozgłośnie, bo takie znam najbardziej, myślę, że ich błąd polega na tym, że nie doceniają muzyki chrześcijańskiej, może nawet jej tak super nie znają. Ludzie słuchają tych stacji radiowych nie dlatego, że leci tam fajna muzyka, która im się kojarzy z czasami młodości i z prywatkami (np. "Łagodne przeboje" Radia Plus), ale słuchają przede wszystkim przekazu, i muzyka mogłaby być jego wspaniałym dopełnieniem.

Judyta Syrek: Muzyka chrześcijańska jest też mało obecna w TVP.

Ks. Andrzej Majewski: Trudno mi być rzecznikiem całej Telewizji, bo mam tam tylko małe gospodarstwo, którym staram się zajmować od pół roku. Jest to dla mnie nowy chleb. Była mowa o polityce i rzeczywiście w mediach jest obecna pewna polityka. Jednak nie jest ona kreowana przez ludzi z mediów, lecz przez odbiorców. Telewizja prowadzi badania rynkowe i nimi się sugeruje. Stosowana jest metoda pomiaru telemetrycznego, która mówi nam, co ludzie oglądają, a czego nie. Dzisiaj człowiek jest bezwzględnym panem pilota, którego ma w ręce i jeżeli coś mu się podoba, to trzyma dany obraz, a jeżeli nie, od razu przełącza na inny kanał. I niestety, najchętniej w Polsce ogląda się telenowele. Z programów muzycznych dobrą oglądalnością cieszą się tzw. "biesiady". Jakąś wyrwą, fenomenem w tym wszystkim jest Arka Noego i ze zdumieniem oglądam owoce jej pracy. Ale epoka Arki powoli mija. Zastanawiam się nad całym zjawiskiem związanym z Arką Noego i mam wrażenie, jakby jedyną ekspresją Kościoła były dzieci, a edukacja dorosłych zatrzymała się na poziomie klasy czwartej czy szóstej. Troszeczkę wszyscy zdziecinnieliśmy, ale może o to chodzi? Jest napisane: Jeżeli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego. Może i dobrze, że przez proste teksty dochodzą do nas treści bardzo głębokie?... Ale zazwyczaj jest tak, że kiedy proponujemy w Telewizji coś poważniejszego, pilot od razu idzie w ruch.

Bogdan Olechnowicz: Myślę, że media z natury są świeckie. I jeżeli chodzi o programy religijne, czy obecność muzyki chrześcijańskiej w mediach publicznych, to w Polsce i tak jest tego więcej niż np. w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech. Kamieniem milowym jest Arka Noego. I nie zgadzam się tutaj z księdzem Andrzejem, że dorośli zdziecinnieli. Uważam, że fenomen Arki polega na prostocie, za którą ludzie tęsknią. To jest dla mnie fenomen duchowy, społeczny i medialny razem wzięty. Myślę, że jest w tym też jakaś Boża promocja. Niedawno rozmawiałem z Robertem (Friedrichem, założycielem Arki Noego) - przyp. red.) i uzmysłowiłem sobie, że to wszystko wydarzyło się poza nim, nie było żadnego planu marketingowego. Kiedy słucham tekstów Arki Noego, zauważam, że zawierają sedno Ewangelii. Rodzice kupują te płyty dzieciom, ale sami też chętnie słuchają. Widziałem kiedyś pana po sześćdziesiątce, który jechał samochodem przez miasto z odkręconą szybą, słuchał głośno Arki i śpiewał: "Nie boję się, gdy ciemno jest". Obserwowałem nastolatków, którzy przechodzili przez Empik i śpiewali tę piosenkę. Bardzo przeżywałem to zjawisko i wiedziałem, że dzieje się coś ważnego. Jednak tych ludzi, którzy chcą słuchać muzyki chrześcijańskiej, w sensie przekazu, jest niewielu. Muzyka, która niesie ze sobą jakieś przesłanie, zawsze będzie dotykała serca człowieka, a nie każdy chce się na to zgodzić. Na pewno nie chce tego wielu ludzi, którzy zarządzają mediami, bo to jest coś, co boli. Łatwiej śpiewać o niczym i wierzyć w nic, trudniej wierzyć w coś i żyć jakimiś wartościami.

Patrycja: Ale wykonawcy, którzy są dzisiaj na scenie, nie mogą narzekać na brak publiczności na swoich koncertach, więc to nie jest tak, że ludzie nie chcą jej słuchać.

Piotr Nazaruk: Owszem! Choć obecnie sytuacja jest zgoła odmienna. Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu na koncertach TGD, śpiewających było trzy razy więcej niż słuchaczy i kiedy zaczynaliśmy śpiewać, to nieraz ktoś się obrażał. Wstawał i krzyczał: "Co to jest? Kościół?!". Po czym trzaskał drzwiami i wychodził. Teraz jest inaczej. Są takie Festiwale jak Song of Songs w Toruniu czy Kerygmat. Tych imprez jest coraz więcej, bo ludzie chcą w nich uczestniczyć, chcą słuchać tego rodzaju treści. Na pewno teraz się łatwiej tworzy i gra muzykę chrześcijańską, bo jest większa przestrzeń do tworzenia, ale dlaczego nie ma jej w mediach? Tak, jak powiedziała Antonina, to nie jest pytanie do nas.

Dyskryminacja?

Patrycja: Chcę zapytać wykonawców, czy zdarza się, że ze względu na treści, jakie przekazujecie, nie jesteście zapraszani do mediów? Czy macie takie poczucie?

Antonina: Myślę, że mogę tu mówić tylko o poczuciu, bo nie mam żadnego dowodu, dlatego moja wypowiedź jest w pewnym sensie słaba. Wydaje mi się, że w naszej kulturze jest wielu bogów, wiele kaplic. Jadąc dzisiaj na to spotkanie, przejeżdżałam przez centrum Warszawy i patrzyłam na boginie, które błyszczą z bilbordów, na olbrzymie sklepy, do których ludzie lgną jak do kaplic. W tej kulturze człowiek musi odpowiedzieć, co wybiera. Jeżeli wybiera konkretną drogę, odmienną od tej, którą idzie większość, to musi wiedzieć, że ta droga nie będzie łatwa. Ja widzę siebie jako osobę słabą, która potrzebuje Boga i staram się z tą całą słabością iść. Nie dziwię się, że jest trudno i że się potykam. Zostałam obdarzona takim, a nie innym talentem i uważam to za łaskę.

Mietek Szcześniak: Przygodą życia było dla mnie śpiewanie w New Life M. To był czas mojej wędrówki przez pustynię do Ziemi Obiecanej, czas poznawania Biblii, świadomych wyborów, szukania wartości. Chcieliśmy podziękować Bogu. Graliśmy w różnych miejscach, czasem za darmo, a czasem za pieniądze. Mówiłem dużo w czasie koncertów. Na początku zlatywały się media, bo pamiętały Mietka z TV. I w pewnym momencie ucięła mi się praca. Poszła nawet fama po Telewizji, że leżę krzyżem po kościołach, że poszedłem do zakonu, a nawet, że odjechałem psychicznie. Miałem koleżankę w Telewizji, która mi powiedziała, że chętnie by mnie zaprosiła na koncert, ale nie jest pewna, co powiem w czasie występu, że się obawia... A ja mówiłem o swoich odkryciach. Oczywiście nieraz mnie poniosło, bo odkrycie Boga jest tak piękne, jak pierwsza miłość. I nie miałem z tego powodu pracy. Pożyczałem na chleb. To było jakieś 10 lat temu. Tosia powiedziała o sobie, że jest słabym człowiekiem, ja też jestem zwykłym, biednym człowiekiem i nie raz się o siebie potykam. Myślę, że w ludziach jest jakiś strach, który każe im myśleć zyskiem, egotycznie. My też tak myślimy, ale zdarza nam się, że przejmiemy się Panem Bogiem i czasem pomyślimy inaczej.

Judyta: Mówimy, że media nie chcą muzyki chrześcijańskiej, ale trzy lata temu TGD nagrało dla TVP 2 koncert wielkanocny i śpiewało tylko o Bogu.

Piotr: Tak, więc moje doświadczenie jest inne. Mnie w sumie wcześniej w mediach nie było. Pierwszym największym wydarzeniem medialnym był właśnie koncert wielkanocny. Może nie miał jakieś totalnej oglądalności, ale miał swoje miejsce. Telewizja zechciała zaangażować się w ten projekt. Niedawno też graliśmy z TGD koncert kolędowy dla TVP 2. Na pewno tych koncertów nie jest tyle, ile byśmy chcieli, ale to też jakby o nas samych świadczy.

Być obecnym, nie dać się zaszufladkować

Jacek: Myślę, że jeżeli ludzie przychodzą na koncerty chrześcijańskie i chcą słuchać takiej muzyki, bawić się, to trzeba to budować. Najważniejsze, że jest dla kogo grać, jest dla kogo nagrywać płyty, a czy będziemy w mediach... Może kiedyś masa krytyczna zostanie przekroczona i muzyka chrześcijańska będzie przez media dostrzeżona. Ale ja się nie łudzę, że media będą czekały specjalnie na nas. Jeżeli już, to będą węszyły pieniądze. Tutaj nie mam złudzeń. Trzeba tworzyć nowe miejsca, gdzie chrześcijanie mogliby przyjść na koncert i bawić się, być razem.

Antonina: A ja to bym chciała, żeby na moje koncerty przychodzili wszyscy ludzie, nie tylko chrześcijanie. I myślę, że istotne jest zastanowienie się nad tym, co w ogóle znaczy nazwa muzyka chrześcijańska. Przepraszam was, ale ja po prostu śpiewam piosenki. Jestem na scenie 25 lat i zawsze mówiłam, z której jestem drogi. Śpiewam to, co jest mi bliskie, również piosenki religijne. Były czasy trudniejsze politycznie, a ja śpiewałam na koncercie "Hymn o Miłości" i nikt nie pytał, dlaczego go śpiewam. A teraz sytuacja zmieniła się. Na świecie nikt nikogo nie pyta dlaczego, śpiewa o Bogu, a w Polsce?... Podobno większość ludzi to chrześcijanie. Żyjemy niby w wolnym kraju, a tu nagle problem. Mówi się - "muzyka chrześcijańska", a ja nie chcę być w żadnej szufladzie. Nie czuję się muzykiem chrześcijańskim. Ja po prostu śpiewam o rzeczach, które są mi bliskie, jestem katoliczką, ale zapraszam wszystkich, niezależnie od drogi, na moje koncerty.

Odpowiedzialność za dźwięki

Judyta: Joachim Mencel powiedział w jednym z wywiadów dla kwartalnika RUaH, że muzyka, która prowadzi człowieka do relacji z Bogiem, to wielka odpowiedzialność. Chciałam zapytać teraz Piotra, jak radzisz sobie z tą odpowiedzialnością?
Piotr: Kiedyś zadawałem sobie pytanie: czy mogę stanąć przed ludźmi, zachęcać ich do modlitwy, śpiewać jakieś Boże treści, sam będąc nie wporządku przed Bogiem? I pobudziło mnie to do myślenia o swoim życiu, o tym, jak ono wygląda, co mam zmienić, co się Bogu nie podoba. Ważne dla mnie jest, żebym nie udawał, nie śpiewał na sucho, bez modlitwy. Na pewno jest to wielka odpowiedzialność. Myślę, że jeżeli naprawdę żyjemy tym, o czym śpiewamy, to ma to wpływ na innych ludzi. I można powiedzieć, że jest to prawdziwe na tyle, na ile dajemy Bogu miejsce w sobie.

Patrycja: Czy pisząc piosenki, występując, robicie to z postanowieniem, żeby ta muzyka prowadziła do Boga?

Antonina: Różnie było z moją wiarą, ale odkąd pamiętam, śpiewam o rzeczach, w które wierzę i staram się być odpowiedzialna za to, co robię. Myślę, że moja droga jest już określona. Staram się zapraszać Boga do tego, co robię. Jestem chyba na dobrej drodze do Pana, więc może to moje śpiewanie mnie do tego zbliża?

Mietek: Ten rodzaj talentu, który dostałem i to, że mogę śpiewać dla Niego - to przywilej. Każdego dnia, kiedy otwieram oczy, jestem wdzięczny, że właśnie przez muzykę mogę dziękować Bogu. Myślę, że On sam pokierował moimi drogami, dał mi takie potrzeby, wrażliwość, i to, że spotkałem dobrych ludzi. Dziękuję, że za pomocą słów dodanych do dźwięków mogę iść w Jego stronę i opowiadać o tym. Muzyka jest wielkim darem, a jej istnienie jest tajemnicą. Mam dużą pokorę dla muzyki, ale jeszcze większą dla Tego, który ją wymyślił. To jest źródło mojego nawrócenia. A jeśli chodzi o przygotowanie: po prostu pokutuję. Co tu dużo gadać? Staram się być czysty. Jest to trochę niemodne słowo i trudno mi go użyć, ale tak właśnie jest. Poza tym oddaję ludzi i koncert Jemu.

Piotr: Są takie momenty: spotykasz człowieka, który mówi ci, że słuchał twojej płyty i to pozwoliło mu przeżyć rok. Myślę, że dla tego jednego człowieka warto było siedzieć w studio i sprzedać samochód, żeby to studio spłacić. Czasem ktoś podchodzi po koncercie i mówi, że się nawrócił... Niech będzie, że muzyka prowadzi do Boga. On sam ją wymyślił i nas też.

Niewygodne treści

Patrycja: Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale dużo ludzi uważa, że muzyka chrześcijańska to niezły obciach. I myślę, że jedną z przyczyn, które sprawiły, że szefowie telewizji czy rozgłośni radiowych nie chcą jej emitować, jest to, że oni jej nie znają. Prowadzę audycję w III programie PR, która jest poświęcona tylko muzyce chrześcijańskiej. Godzina emisji jest dla wielu straszna, bo 6.00 rano. Wszyscy, których zapraszam do tej audycji, płaczą. Obserwuję w Trójce, jak muzyka, którą gram w programie jest przyjmowana, chociażby przez realizatorów. I czasem mam naprawdę ogromną satysfakcję, kiedy ludzie się dziwią: "To jest muzyka chrześcijańska? Taka normalna, tak dobrze zaśpiewana, dobrze nagrana?" I wydaje mi się, że sporo osób ciągle myśli, że muzyka chrześcijańska jest na fatalnym poziomie, że to jakieś sacropolo czy muzyka pielgrzymkowa.

Bogdan: Nie koncentrowałbym się tylko na muzyce, ale na treści, jaką ona niesie. Apostoł Paweł pisze, że mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną. Dla Greków zwiastowanie Chrystusa ukrzyżowanego było głupstwem. Niedawno wiele kontrowersji wzbudził film "Pasja", z tych samych względów. Wszystkie spory, czy jest to film antysemicki, okrutny, są tematami zastępczymi. Istota jest taka: poselstwo o krzyżu dotyka każdego człowieka i człowiek coś z tym musi zrobić. W tym sensie chrześcijański przekaz nigdy do końca nie będzie wygodny dla ogółu. On z natury ma być niewygodny, bo takie jest jego przeznaczenie. Ma poruszyć tak, że albo pójdziemy za Panem Bogiem, albo też będziemy dalej żyli po swojemu.

Czy Pan Bóg potrzebuje rozgłosu?

Judyta: Rozmawiamy o tym, że muzyka jest mało obecna w mediach, że niektórzy się krzywią, ale czy tak naprawdę Pan Bóg potrzebuje rozgłosu? Czy Panu Bogu potrzebne są media?
Bogdan: Kiedy Pan Jezus się urodził, to nie było rozgłosu, a później sam świetnie się rozpropagował. Dlatego w tym sensie Pan Bóg nie potrzebuje mediów. Chociaż jestem pewien, że media wykorzystuje i chce wykorzystać.

Antonina: Nie trzyma się światła pod korcem, tylko wysoko. Wydaje mi się, że tutaj bardziej chodzi o postawę człowieka. Co robisz z talentem, który otrzymałeś? Talenty są po to, żeby je mnożyć. Pan Bóg potrzebuje rozgłosu. On chce usłyszeć, że twoje talenty się mnożą, że się nimi dzielisz.

Ks. Andrzej: Mimo wszystko są pewne tematy, o których powinno się mówić ciszej. Tak, Ewangelię trzeba głosić na dachach, ale to, co najpiękniejsze w sferze ducha, dokonuje się w dialogu w konfesjonale. Tam mówi się szeptem. I dlatego myślę, że Pan Bóg na pewno nie potrzebuje rozgłosu takiego, do jakiego przywykliśmy. Pan Bóg potrzebuje być głoszony, ale nie z krzykiem.

Patrycja: Ale jeśli mamy przeżywać Boga w cichości i wszystko powinno być bardziej skromne, to w takim razie ta rozmowa może jest bezcelowa? Bo jednak ważne jest pytanie, czy starać się i walczyć, robić wszystko, co w naszej mocy, czy... usiąść i czekać, aż Pan Bóg sam coś zrobi?

Mietek: Chodzi o to, że w Polsce jest pewien potencjał - jak sądzę, po to się tu spotkaliśmy - są ludzie, którzy przejęli się Panem Bogiem i opowiadają o tym w swojej twórczości. Powstało z tego zjawisko społeczne. To jest alternatywa dla "muzyki-sieczki", dla konsumpcjonizmu, wyścigu szczurów i filozofii użycia. Odbiorcy powinni mieć możliwość wyboru, a nie mają. Bo co z tego, że człowiek w cichości swojej komory piękne piosenki zaśpiewa? Media powinny po prostu pokazać różne zjawiska, żeby ktoś sobie wybrał: "O, temu wierzę, to mi się podoba, to mnie nastraja, a to powoduje, że otrzepuję kolana". Chyba o to chodzi.

Antonina: A ja uważam, że powinno się również krzyczeć. Ktoś mnie kiedyś pytał: "Pani Antonino, co Pani sądzi, o tym, że rockowcy śpiewają o Panu Bogu?". Ja mówię: "No, Bogu dzięki, że śpiewają". Jeżeli ktoś jedzie do Chin, to mówi po chińsku. Ja akurat nie śpiewam rocka, ale Bogu dzięki, że są tacy, co śpiewają, bo w związku z tym mogą się porozumieć z kimś innym. Jeżeli ktoś posługuje się krzykiem i wypływa to z jego serca i jest z prawdy, to niech krzyczy o Bogu.

Ks. Andrzej: Krzyczeć wolno, ale... Kiedyś słyszałem taką radę: jeżeli katecheta mówi do dzieci na lekcjach religii, a dzieci hałasują, to nie powinien podnosić głosu, bo to niewiele pomoże. Powinien ściszyć głos, a one w pewnym momencie zauważą, że coś się dzieje. Wydaje mi się, że przyjmujemy właśnie metodę: jest głośno, wszyscy krzyczą, więc my będziemy jeszcze głośniej.

Antonina: Różne są metody, bo czasami trzeba gruchnąć. Do jednych dociera krzyk, a do innych przemawia szept.
Kompleks wiary

Ks. Andrzej: Mój poprzednik, ojciec Krzysztof Ołdakowski SJ, zastanawiał się nad możliwością stworzenia sceny chrześcijańskiej w Opolu, bo marzenia, o tym, by śpiewać teksty chrześcijańskie na dużej scenie byłyby wygórowane. Ale ten temat nie został podjęty, nikt nie wpadł na pomysł, żeby pochwalić się nakładem, w jakim rozeszła się Arka Noego. To była wewnętrzna sprawa Redakcji Katolickiej, a na pewno byłby to powód do chluby Telewizji.

Antonina: Dla mnie pomysł chrześcijańskiej sceny w Opolu jest tragiczny. Wydaje mi się, że taka scena tam jest. Przecież ci, którzy śpiewają w Opolu, to zazwyczaj chrześcijanie. Nie ma sensu tworzyć chrześcijańskiej sceny, na której wystąpią takie różne stwory i zaśpiewają jakieś swoje przekazy. A poza tym chcę zwrócić uwagę na jedną sprawę: my tutaj sami wsadzamy się w pudło. Dawniej wydawałam podziemne kasety, śpiewałam o tym, że ludzie za swoje poglądy siedzą w więzieniach, ale śpiewałam także pieśni religijne. Nikt się temu nie dziwił. Teraz się zmieniło. Przecież to jakaś paranoja, w którą sami wchodzimy.

Patrycja: Jacku, a ty? Czy nie masz dość być zapraszanym na chrześcijańskie festiwale i spotkania w kościołach? Czy chciałbyś wystąpić gdzie indziej?

Jacek: Hm... Chciałbym. Ale cieszy mnie to, że możemy występować na takich imprezach, na jakich występujemy. Jest to dla mnie wielki zaszczyt i nie jest żadnym obciachem, jak tu wcześniej padło, występowanie np. na rekolekcjach. Cieszę się tym, co jest. Być może będą kiedyś takie czasy, że zaproszą nas do Opola, ale póki nie, to nie. Robię swoje.

Bogdan: Tak się przysłuchuję i myślę, że Pan Bóg musi wyleczyć nas z kompleksu wiary. Znów użyję słów apostoła Pawła, który mówi, że w zderzeniu z mądrością tego świata czujemy się głupi, niepotrzebni. A prawda jest wręcz odwrotna. Ludzie, którzy nie mają się czym podzielić, potrafią się wypromować, bez żadnych skrupułów. A ludzie, którzy znają Pana Boga, gdzieś to wszystko chowają. I my chyba wszyscy tego krzyku potrzebujemy dlatego, że wartości, które Bóg nam powierzył są tego warte. Pomyślałem dzisiaj, dlaczego taki człowiek, jak ojciec Rydzyk, mający jakąś wizję - i tutaj chcę, żebyście mnie dobrze zrozumieli - w pojedynkę porywa się na stworzenie rozgłośni i telewizji. I tak myślę, że fajnie byłoby stworzyć media ogólnopolskie, w których możnaby wspólnie promować wartości, w które wierzymy. Ale skoro nikt się na to nie porywa, to myślę, że jednak brakuje nam wiary, że znajda się odbiorcy...

spisały i opracowały: Judyta Syrek i Magdalena Wojaczek

Artykuł opublikowany w Magazynie muzycznym RUaH nr 27, str. 16