Co pewien czas wybucha wśród teologów dyskusja o potrzebie (bądź nie) włączania wniosków z badań naukowych do rozważań teologicznych. Jedną z dziedzin, która najwięcej dolewa oliwy do ognia współczesnej dyskusji jest ekologia.
1. Moje osobiste doświadczenie
Jestem teologiem, a jednocześnie zajmuję się zawodowo ochroną środowiska naturalnego od strony edukacji ekologicznej. Jest to szczególna płaszczyzna, by doświadczać dialogu bowiem w edukacji ekologicznej spotykają się wszystkie nauki szczegółowe związane z ochroną środowiska. A jest ich naprawdę dużo, począwszy od biologii, ekologii, inżynierii środowiska, poprzez socjologię i pedagogikę, aż po filozofię, teologię i etykę. Wymieniłam zresztą tylko niektóre z nich. Pierwsze zderzenie (i chyba wiele następnych) teologa ze światem nauki jest bolesne. Jak wykorzystać wiedzę teologiczną wśród ludzi posługujących się tak różnymi językami, chociaż wszyscy mówią po polsku? Trud nieustannego przekładania treści teologicznych, by być zrozumiałym, by mówić o tym samym trzeba podejmować każdego dnia na nowo.
Chciałabym w swojej wypowiedzi odnieść się do tego osobistego doświadczenia, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie jest ono ani wystarczającym, ani miarodajnym źródłem formułowania wniosków ogólnych. Jednak pokuszę się o kilka propozycji-postulatów w stosunku do Kościoła XXI w. Z konieczności odniosę się do dialogu Kościoła ze światem nauki, jaki ma miejsce w Polsce na płaszczyźnie ochrony środowiska.
Czym było (i jest) dla mnie, jako teologa, spotkanie ze światem nauki? Jest przede wszystkim moim osobistym dialogiem; dialogiem mojej wiary i wiedzy teologicznej z wiedzą wypracowaną przez nauki szczegółowe. Mam nadzieję, że da mi on mocny grunt, mocne zaczepienie dla refleksji teologicznej, uchroni przed fantazjowaniem teologicznym. Z drugiej strony mogę na co dzień obserwować, jak naukowcy uświadamiają sobie, że bez wiedzy filozoficznej i teologicznej niemożliwe jest całościowe przedstawienie zagadnienia, spójne uzasadnienie konieczności podjęcia jakichś działań, czy efektywne kształtowanie ludzi. Prowadząc zajęcia z edukacji ekologicznej widzę, jak bardzo potrzebna jest, obok wiedzy ekologicznej, wrażliwość na kwestie filozoficzne, teologiczne i moralne. W procesie edukacji nie wystarczy przekazywanie „suchej” wiedzy naukowej. Równie ważne jest odwołanie się do kwestii duchowych i moralnych. Interdyscyplinarne spotkanie jest potrzebne po to, by uniknąć sekciarskiego myślenia naukowego i sekciarskiej teologii.
2. Potrzeba dialogu
Spotkanie Kościoła ze światem nauki trwa od dawna. Wydaje się, że bezpowrotnie minęły czasy całkowitej separacji. Być może określenie „dialog” w polskiej rzeczywistości jest nieco na wyrost (zakłada bowiem równość stron dialogu), ale na pewno ma miejsce twórcze spotkanie. Czasami to spotkanie przybiera formę obrony po ataku: pojawia się problem wywołany (bądź nazwany przez nauki szczegółowe) i Kościół próbuje szybko określić swoje stanowisko. Jest ono klarowne, gdy problem jest nienowy, ale sporo zamieszania powstaje, gdy zagadnienie nie było dotąd obecne w nauczaniu Kościoła, jak np. problemy związane z inżynierią genetyczną. Zamieszanie to nie sprzyja pogłębionym analizom. A takie właśnie są potrzebne, gdyż konsekwencje odkryć naukowych dla człowieka i świata, w którym żyje są ogromne.
Aby dialog faktycznie miał miejsce, muszą być spełnione pewne warunki. Wspomnę przynajmniej niektóre z nich:
1. Sformułowanie własnego stanowiska wobec kwestii podniesionych przez naukowców czy ocena jakiegoś zjawiska wymaga uważnego słuchania, zapoznania się z innymi ocenami, wmyślenia się w inne sposoby uzasadniania. Zatem ważne jest nie tylko zakorzenienie we własnej tradycji, ale również poznanie i uwzględnienie innych odpowiedzi, innych rozwiązań. Dopiero wówczas możemy mówić o dialogu, a nie o dwóch monologach. Tylko wówczas może mieć miejsce dialog Kościoła ze światem nauki. Dialog wymaga zatem otwartości.
2. Wymaga również poważnego potraktowania partnera i gotowości, by odpowiedzieć na jego zapytania i wątpliwości, a także gotowości niesienia pomocy. Nie można ignorować partnera. To bardzo zniechęca do nawiązywania dalszych kontaktów. Może przykładem tych słów niech będzie próba dialogu wokół Narodowej Strategii Edukacji Ekologicznej, opracowanej przez wielu naukowców i praktyków w ochronie środowiska. Dokument ten został przygotowany na zlecenie Ministerstwa Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa oraz Ministerstwa Edukacji Narodowej. Po wielu debatach do pierwotnego tekstu strategii zostały wprowadzone zapisy dotyczące Kościołów chrześcijańskich oraz sformułowano zdania dla Kościołów, by edukacja ekologiczna miała faktycznie charakter integralny i mogła przebiegać również na płaszczyźnie duchowej. Dokument rozesłano do konsultacji społecznej. Jednym z podmiotów, który został poproszony o wyrażenie opinii był Kościół katolicki. Żadna odpowiedź ze strony Kościoła nie nadeszła. Myślę, że stracona została okazja do nawiązania dialogu bardzo konkretnego (dalekiego bowiem od jakichś zależności politycznych) i ważnego dla kształtu edukacji ekologicznej w Polsce. Zapisy w Narodowej Strategii Edukacji Ekologicznej, dotyczące Kościołów chrześcijańskich do dzisiaj są martwą literą. Obawiam się nawet, że sam dokument nie jest w ogóle Kościołowi znany.
3. Postulaty wobec Kościoła XXI wieku w Polsce
Spróbuję sformułować kilka postulatów. Niektóre z nich mogą wydawać się oczywiste, a jednak - myślę - w praktyce takie oczywiste nie są. Towarzyszące poniższym punktom czasowniki „musi” „powinien” przy słowie Kościół mogą razić nadmiernym apodyktyzmem. Posłużyłam się nimi, by uwydatnić rangę i pilność omawianego zagadnienia.
1. Dialog musi stawać się doświadczeniem całego Kościoła i sposobem jego istnienia w XXI w., a nie tylko grupy oficjalnie oddelegowanych czy zainteresowanych osób.
2. Kościół w swoim nauczaniu (przynajmniej w tych aspektach, które dotyczą świata fizycznego) powinien poważnie uwzględniać dane nauk szczegółowych, a myśl teologiczna rozwijać się, wykorzystując te dane. Dzięki temu Kościół stanie się bardziej wiarygodny dla ruchów ekologicznych, które poszukują głębszego uzasadnienia swoich działań. Ruchy te często sięgają do myśli chrześcijańskiej i nie znajdując tam zainteresowania środowiskiem naturalnym, albo dostrzegając niespójność obrazu świata ukazywanego przez teologię i przez nauki szczegółowe, odchodzą, tworząc własne synkretyczne filozofie. Przy okazji głoszą szeroko pogląd, że Kościół (=chrześcijaństwo) nie ma nic do zaoferowania współczesnemu światu.
Nie jest trudno dojść do takich wniosków. Stworzony świat w tradycyjnym chrześcijańskim nauczaniu, tzn. zarówno na lekcji katechezy, jak i na studiach teologicznych, ukazywany jest w metafizycznym, biblijnym, średniowiecznym i teologicznym kontekście – na ogół bez odniesienia do procesów zachodzących w świecie, o których traktują podręczniki naukowe i z których uczą się dzieci już od pierwszych chwil formalnej edukacji.
Lekcje w szkole wprowadzają dziecko w świat, który od strony funkcjonalnej jest tym samym światem, w którym to dziecko żyje jako dorosły. Takiej samej ciągłości ani „przekładalności” na dorosłe życie nie wykazuje historia stworzenia zaczerpnięta ze źródeł biblijnych i przekazana na katechezie. Ta religijna historia stworzenia jest jakby czymś zewnętrznym, czymś innym, czymś nie przystającym do historii świata przekazywanej w podręcznikach naukowych. Szkolny sposób przedstawiania świata, w którym dziecko żyje i znajduje swoje własne miejsce jest niezwykle ważny dla przyszłej duchowości dziecka. Szkoła bowiem wypełnia w naszych czasach rolę starożytnych rytów inicjacyjnych, które wprowadzają dziecko do społeczeństwa i do pełnienia w nim odpowiednich ról. Ze względu na uporczywe wykładanie historii stworzeń językiem niezrozumiałym współcześnie i bez odniesień do świata znanego dziecku dochodzi do tego, że w procesie wprowadzania dziecka do życia społecznego i do właściwych relacji ze światem przyrodniczym zupełnie nieobecny jest dzisiaj aspekt duchowy i sakralny. Lekcje katechezy, mocno podkreślające zbawcze jedynie dla człowieka aspekty historii zbawienia, z pominięciem lub peryferyjnym potraktowaniem dzieła Chrystusa, jako dzieła zbawienia dla całego świata, nie tylko nie uzupełniają współczesnej edukacji o ten aspekt duchowy, ale wręcz umacniają przekonanie, że w chrześcijaństwie nie ma potrzeby tego aspektu szukać. Być może obserwowane obecnie coraz częściej zjawisko odcięcia się młodzieży od chrześcijańskiej tradycji spowodowane jest właśnie nieumiejętnością (albo nawet niechęcią) przekazania dziecku duchowości, która głęboko osadzona jest w stworzeniu, w jego wewnętrznej dynamice, co zresztą byłoby zgodne nie tylko z biblijnym przesłaniem ale również z nowoczesnym sposobem postrzegania dynamiki wszechświata, kształtowania się Ziemi, pojawienia się życia i świadomości człowieka, i dziejów człowieka. Dzisiaj, jak nigdy wcześniej, istnieje pilna potrzeba spotkania i wzajemnego uzupełniania się nauk szczegółowych, humanistycznych, filozoficznych i teologicznych w tym, co mają do powiedzenia o świecie.
Ucząc się o dziejach człowieka dziecko mogłoby się uczyć, że Ziemia, jako stworzenie Boże, ma swoją wewnętrzną duchową wartość od samego początku swojego istnienia. Tego aspektu bardzo brakuje w katechetycznym nauczaniu o stworzeniu. A musi on wystąpić jeżeli chcemy, by zaistniało coś takiego jako duchowość funkcjonalna, czyli duchowość, która nie jest jedynie pożądanym i zalecanym ideałem, a faktycznie nadaje treść życiu. Wciąż otwartym pytaniem pozostaje w jaki sposób przekazać dziecku integralny obraz świata, na który złoży się nowe postrzeganie Ziemi czy, inaczej mówiąc, całego świata stworzonego oraz miejsca człowieka pośród innych stworzeń. Niezbędnym elementem tego obrazu świata mógłby być przekaz, że każda forma życia jest połączona, zintegrowana z inną formą życia. Wszechświat jest wielością różnorodnych rzeczywistości, różniących się pod względem ilościowym i jakościowym, ale tworzących pomiędzy sobą duchowo-materialną wspólnotę. Nie tylko jednak wiedza o tym, jak przebiegają procesy na Ziemi jest niezbędna, by tworzyć nowe podejście do Ziemi. Potrzebne jest poczucie duchowej, mistycznej wspólnoty z Ziemią, wrażliwość na potrzeby Ziemi. Nic bowiem na świecie nie jest jedynie „rzeczą”. Każdy byt ma swoją „boskość” ze względu na pochodzenie od Boga, swoją podmiotowość, swoje „ja”, swoją unikalną tożsamość. Każde istnienie jest istnieniem dla kogoś czy czegoś innego. A wszystkie rzeczy, nie tylko ludzie, według św. Pawła, są zebrane w Chrystusie.
3. Dialog Kościoła ze światem nauki to nie tylko ustosunkowywanie się czy ocenianie osiągnięć naukowych w oficjalnym nauczaniu Kościoła czy przez ludzi Kościoła. Potrzebne jest również jej wykorzystywanie, potraktowanie jako sprzymierzeńca w kształtowaniu chrześcijanina. Np. wiedza o zależności człowieka od środowiska naturalnego czy o bezpowrotnym wyczerpywaniu się zasobów naturalnych pozwala bardziej konkretnie mówić o odpowiedzialności chrześcijanina za cały świat stworzeń, za przyszłe pokolenia. Wiedza naukowa i orędzie chrześcijańskie mogą i powinny iść w parze.
4. Ażeby być zrozumiałym w świecie współczesnym Kościół musi mówić do ludzi językiem zrozumiałym, posługiwać się obrazami przez nich zrozumiałymi. Taki język i obrazy kreują dziś w głównej mierze nauki szczegółowe. Człowiek współczesny jest od tego przekazu uzależniony i w nim uformowany. Należy to wziąć pod uwagę w przepowiadaniu Słowa Bożego, żeby nie rozminąć się z możliwościami, potrzebami i oczekiwaniami intelektualnymi człowieka.
5. W chrześcijaństwie istnieją różne formy duchowości. Bardzo często zdarza się tak, że funkcjonują one w izolacji, bez odniesienia do życia większego społeczeństwa. Nie są w stanie efektywnie oddziaływać na współczesny świat. Przemawiają językiem, który nie jest zrozumiały dla świata. Nie dostarczają sposobów interpretacji wewnętrznego życia społeczeństwa, w sposób, który byłby dla tego społeczeństwa zrozumiały. Ponadto nie uznają za autentyczne tego doświadczenia we współczesnym życiu, które ukierunkowane jest na wspólnotę ze wszystkimi stworzeniami. Co więcej, duchowości te najczęściej nie uznają, że kontekstem autentycznej duchowości człowieka jest całe stworzenie, a nie tylko on sam w obliczu Boga.
Myślę, że z poczucia nieadekwatności tradycyjnych form duchowości chrześcijańskiej dla potrzeb duchowych współczesnego świata rodzą się nowe jej formy. Słyszymy dzisiaj, zwłaszcza wewnątrz różnych ruchów ekologicznych, donośne wołanie o takie formy duchowości, które osadzają człowieka pośród innych stworzeń i w tym kontekście budują relację wszystkich stworzeń z Bogiem. Określane są one często „duchowością Ziemi”. Nie chodzi o duchowość, która prowadzi do ubóstwienia Ziemi. Myślenie o Ziemi jest raczej podmiotowe, a nie przedmiotowe. Nie ku Ziemi kierujemy nasze uwielbienie, lecz widzimy siebie jako część Ziemi, jako istoty całkowicie ziemskie, materialne. Ziemia jest naszym początkiem, naszym pożywieniem, naszym wsparciem. Człowiek i Ziemia są ze sobą nierozłącznie związani. Ta forma duchowości opiera się na przekonaniu, że jeśli przestaniemy postrzegać nasze ziemskie korzenie i naszą stałą zależność od Ziemi, wówczas nie odkryjemy pełnej duchowości, która powinna kierować myślami, postawami i działaniami. Warto pozytywnie przyjrzeć się tym propozycjom, gdyż z jednej strony silne zapotrzebowanie na taką formę duchowości i a z drugiej strony brak zainteresowania ze strony Kościoła może sprawić, że stopniowo rozminie się ona z prawdami chrześcijańskimi.
6. Kościół musi włączyć się w tworzenie i realizowanie programów edukacyjnych, również dotyczących ochrony środowiska. Nie chodzi w nich bowiem jedynie o to, jak chronić środowisko, ale jakiego człowieka ukształtować. Nie można tego pytania pozostawić jedynie naukowcom. Nie zaproponują oni integralnej wizji rzeczywistości, gdyż nie leży to w ich mocy, ani nie jest to ich zadaniem.
7. Kościół musi być świadkiem. Moda na ekologię (szeroko rozumianą) w ostatnich latach prowadzi coraz częściej do pytań o autentyczność chrześcijańskich postaw wobec świata. Gdzież się podziały zasady ascetycznego życia, gdzież nauka o wstrzemięźliwym traktowaniu dóbr naturalnych, jeżeli (żywi nie śpiący) chrześcijanie w Polsce w niczym nie różnią się w swoich wybujałych pragnieniach konsumpcyjnych od innych obywateli tego kraju? Czyż to nie ludzie Kościoła w pierwszym rzędzie mają pokazywać wartość ascezy chrześcijańskiej i jej praktyczną wykładnię?
8. Kościół musi być nauczycielem. Musi określać kryteria moralne i wzywać, by stosowały się one również do nauki. Stało się to oczywiste w kontekście problemów wywołanych np. przez biotechnologie. Myślę również, że próba wyzwolenia nauk szczegółowych od jakichkolwiek wartości, mit neutralności nauk przyczynił się do zrelatywizowania wartości moralnych u ludzi zupełnie ze światem nauki nie związanych, u tzw. zwykłych obywateli. Oni właśnie coraz częściej odczuwają głód wartości, poszukują jasnych norm i oczekują wyraźnego rozgraniczenia między dobrem i złem. Dla tych ludzi również Kościół powinien być wzorem i nauczycielem.
9. Naukowcy odkrywają konsekwencje swoich badań i odkryć dla człowieka, i życia w ogóle. Kościół może im pomóc uświadamiać te konsekwencje. Dlatego tak bardzo są potrzebni w Kościele ludzie wykształceni w teologii i w naukach szczegółowych. Wcale nie po to, aby prowadzili badania naukowe, ale by pokazywali konsekwencje tych badań, tłumaczyli, jak przekładają się one i co oznaczają w życiu chrześcijanina. W Polsce wciąż jest bardzo niewiele osób, które mogą pełnić takie zadania. Właśnie w dialogu Kościoła ze światem nauki widzę szczególne miejsce dla osób świeckich, m.in. teologów. To oni właśnie, by móc jakoś istnieć w trudnej dla nich rzeczywistości kościelnej, kształcą się (oprócz teologii) dodatkowo w jakiejś dziedzinie nauk szczegółowych. Mogą stać się wspaniałymi zwornikami dwóch światów: teologicznego i naukowego.
4. Konkretna szansa dialogu
Od ubiegłego roku pojawiły się w Polsce nowe okoliczności, by dialog pomiędzy Kościołem a światem nauki przybrał bardziej konkretną formę. Sprzyja temu reforma polskiej oświaty. W założeniach reformy podkreśla się często, że nie tylko przekazywanie wiedzy jest zadaniem szkoły na wszystkich etapach nauczania. O wiele ważniejsze ma być ukształtowanie świadomego człowieka, który będzie potrafił w sposób odpowiedzialny funkcjonować we wspólnocie i umiejętnie wykorzysta nabytą wiedzę dla dobra własnego, wspólnoty ludzi i środowiska naturalnego. W podstawach programowych, obowiązujących dla każdego przedmiotu i ścieżek międzyprzedmiotowych, nieraz wymienia się jako cel edukacji ukształtowanie człowieka wrażliwego na środowisko naturalne, rozumiejącego zjawiska społeczne i przyrodnicze, potrafiącego obserwować otaczający świat i wskazywać swój własny udział w tych zmianach. Ukształtowanie świadomego, wrażliwego i odpowiedzialnego człowieka nie jest możliwe bez odwołania się do jakiegoś systemu wartości i do jakiejś duchowości. Czy będzie to chrześcijańska duchowość i chrześcijański system wartości? Wydaje się, że tradycja chrześcijańska jest „naturalnym” odniesieniem dla nowego systemu oświaty w Polsce. Ale nie sądzę, że w sposób automatyczny zagości ona na lekcjach przygotowujących młodego człowieka do odpowiedzialnego funkcjonowania w środowisku społecznym i przyrodniczym. Chrześcijańska propozycja ochrony środowiska przyrodniczego jest wciąż mało znana, ceniona i akceptowana. Jeżeli nauczyciele próbują wskazać jakieś głębsze uzasadnienie w kształtowaniu „ochroniarskich” postaw młodzieży to często odwołują się, z braku lepszych propozycji, do zasad etycznych wypływających z obcych dla chrześcijaństwa nurtów etyki ekologicznej (środowiskowej) bądź do ekologii głębokiej. Nie można zlekceważyć tego faktu. Jeżeli dziecko od samego początku edukacji będzie uczyło się budować wizję świata bez chrześcijańskiego fundamentu, to trudno oczekiwać, by później chciało poszukiwać innych uzasadnień i podstaw. Budowaniu integralnej wizji świata może pomóc mądra katecheza, otwarta na wyzwania, jakie niosą odkrycia i twierdzenia nauk szczegółowych. Niewątpliwie reforma polskiej oświaty stwarza szansę, by dwa światy (szkolny-świecki i katechetyczny) zbliżyły się do siebie, by podjęły twórczy dialog na płaszczyźnie ochrony środowiska.
Wydaje mi się, że doświadczenie dialogu jest dla Kościoła doświadczeniem najtrudniejszym. Jest bowiem wołaniem o wiarygodność, o autentyczność chrześcijaństwa, o pokorę a nie bufonadę, o prawdziwe świadectwo wiary i praktyki składane wobec partnera dialogu, o umiejętność samokrytyki, o otwartość. Doświadczenie to musi jednak stawać się trwałym doświadczeniem Kościoła XXI w., by odnalazł on właściwe miejsce w niezwykle szybko zmieniającej się rzeczywistości polskiej, podobnie jak dialog staje się najbardziej podstawowym narzędziem współistnienia kultur, narodów i społeczności na całym świecie.