Artykuł traktuje o roli (potencjalnej i rzeczywistej), jaką mogą odegrać osoby duchowne w dziele edukacji i katechizacji ekologicznej. Autor stara się zwrócić uwagę na wielkie szanse i możliwość zaangażowania ale również na palące problemy współczesności i pewne niezrozumienie ciężaru i roli katechizacji ekologicznej przez duchownych.
Pewnie zastanawiasz się, drogi Czytelniku, co też przyszło do głowy autorowi tekstu o tak dziwnym tytule i co pchnęło go do jego napisania. Odpowiadam - matka wszelkich pomysłów – rzeczywistość. Jako jej wnikliwy obserwator miałem okazję być ostatnio świadkiem, lub być zaznajomionym z kilkoma wydarzeniami, których głównymi bohaterami, czy wręcz sprawcami są osoby duchowne. Wydarzeniami, dodajmy, nieobojętnymi względem przyrody. Oto kilka przypadków z mojej rodzinnej Lubelszczyzny.
Jak pisze pewien znajomy: „W Biskupicach był piękny cmentarz rzymskokatolicki założony w połowie XIX w. Położony za wioską w krajobrazie gminy Trawniki odznaczał się białym, zbudowanym z „tutejszych” wapieni ogrodzeniem oraz zielonym płaszczem wyniosłych drzew. One dawały możliwość całkowitego wyciszenia się w tym pełnym powagi miejscu. W lecie chroniły przed słonecznym żarem, w zimie przed mroźnym wiatrem. Wiosną zapraszał na spacer cały chór rozśpiewanych ptaków.” Pisze „był piękny”, bo w chwili obecnej i w świetle kanonów piękna uznawanych przeze mnie i przez znajomego, już piękny nie jest. Jak pisze dalej „Ktoś zechciał zrobić z tym "porządek". Wycięto wszystkie drzewa. Ostały się tylko niektóre tuje. Zamiast cmentarza o charakterze parku ujrzałem kamienną pustynię. W miejsce murowanego parkanu postawiono pospolity i brzydki betonowy płot”.
Inny kolega pisze z innej części Lubelszczyzny w o wiele bardziej ostrych słowach o swoistej „pielęgnacji” alei ponad 100-letnich lip rosnących przy drodze dojazdowej do kościoła w Dzierzkowicach. Owa pielęgnacja została przeprowadzona wbrew zakazowi Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody w Lublinie, dodatkowo w taki sposób, że drzewa, a raczej ich kikuty, niechybnie uschną. Kolega kończy tą smutną nowinę refleksją: „Odpowiedzialni za wydanie takiej decyzji nie mięli chyba okazji oglądać bieszczadzkich cerkwi. Wielu z nich już dawno nie ma, ale wiemy dokładnie gdzie stały. Pozostały bowiem po nich puste polany porośnięte kilkusetletnimi drzewami.”
Cerkiewna góra w mojej wsi na Zamojszczyźnie również przeszła postrzyżyny. Pojawił się młody ksiądz administrator. Chciał coś zmienić. Postanowił oświetlić kościół (dawną cerkiew), bo stoi na górze to będzie ładnie wyglądać. Ale aby efekt był większy trzeba również było usunąć trochę drzew, które go zasłaniają. I jak tak dalej pójdzie góra wróci do wyglądu z czasu kiedy cerkiew budowano (czyli 1910 roku) gdy była jedynym obiektem na wylesionej górze. Przy okazji planował też wyciąć drzewa rosnące wokół miejsca po dawnej cerkwi unickiej „niewiadomej erekcyi” – ja stoi w Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego.
Zaprezentowane przypadki nie są niestety odosobnione i nie są również tylko „specjalnością” Ziemi Lubelskiej. Zapytacie dlaczego tak się dzieje ? Dlatego, że wielu małych ludzi, w wielu małych miejscowościach (czytaj. parafiach), którzy czynią wiele małych rzeczy, zmienia oblicze świata – niestety w moim odczuciu na gorsze. Ojciec Święty mówił, że „istnieje ciężki grzech przeciwko środowisku naturalnemu obciążający nasze sumienia, rodzący poważną odpowiedzialność przed Bogiem-Stwórcą”. Te zjawiska z pewnością trudno nazwać „ciężkim grzechem” i zapewne nim nie są, ale czy Temu który mówił nam byśmy uczyli się od ptaków i lilii polnych takie działania mogą się podobać ?
Na szczęście nie wszędzie jest tak samo. W maju miałem przyjemność, (co może się wydać Czytelnikom dziwne) brać udział w sprzątaniu wyjątkowo zaśmieconego wąwozu przy kościele i cmentarzu w Klementowicach. Odrażający widok i ohydny odór jaki wydobywał się ze stert śmieci przyćmiewał jednak fakt i radość z tego, że inicjatorem akcji był miejscowy proboszcz – ks. Marek Hawrylak.
Nie zapomnę też pierwszego mojego pobytu w klasztorze prawosławnych w Jabłecznej nad Bugiem. Uczucia spokoju i ciszy w cieniu potężnych dębów dopełniał wręcz odczuwalny stan harmonii między człowiekiem i przyrodą jaki w tym miejscu panował. Mnóstwo zieleni, skrzynki i karmniki dla ptaków, gniazdo bociana obok prawosławnego krzyża z poprzeczką, kopciuszek w cerkwi i radosne wręcz Franciszkowe opowieści wielkiego, brodatego brata Abramiusza o jaskółkach i innych żywych stworzeniach zamieszkujących klasztor.
W mojej pamięci zostanie również wizyta w Górecku Kościelnym na Roztoczu. Tam na kaplicy na wodzie zaskoczył mnie radośnie napis, że uprasza się o ciszę w tym świętym miejscu również dlatego, że na jej strychu mieszkają nietoperze. Na jednym z wielkich dębów znajdowała się figurka Matki Boskiej pod okapem z ... huby. I nikt tego „paskudztwa” znad głowy Najświętszej Panienki nie zerwał.
Chciałoby się rzec - czemu wszyscy nie są tacy. Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wszyscy żyjemy na jednej Ziemi a nie jesteśmy podobni w działaniach do siebie. Wielu z nas jest chrześcijanami, a jakże się nieraz różnią postawy jednych chrześcijan od innych. Zastanawiając się nad opisanymi przypadkami przyszły mi na myśl dwie refleksje, rzekłbym edukacyjne. Wśród osób duchownych są tacy, którzy są prawdziwymi eko-liderami, którzy sami winni wpływać na otoczenie, edukować parafian. I tych trzeba wszelkimi możliwymi siłami i środkami wspierać. To oczywiście ci utożsamiani z tą drugą grupą przykładów. Są także i tacy, których dopiero trzeba ekologicznie edukować aby w przyszłości ewentualnie mogli się taki eko-liderami stać. Bo czy to się komu podoba czy nie, mają oni wielki wpływ na życie mieszkańców swej parafii. Tak negatywny jak i pozytywny. Wyszukiwaniu i promowaniu eko-liderów służyć ma między innymi prowadzony przez REFA projekt „Mapy Chrześcijańskich Inicjatyw Ekologicznych w Polsce”. Szkolenie duchownych „na eko-liderów” może również stać się zadaniem REFA. Nie jest to zadanie proste, bo jak uczyć tych, którzy sami nauczają?. Jednak wydaje się to możliwe, bo wszak są to osoby z wyższym wykształceniem, posiadający pewną ogólną wiedzę znacznie szerszą niż przysłowiowy przeciętny parafianin. Człowiekowi Pan Bóg zawierzył całą wspaniałość świata, aby ciesząc się nim i korzystając z jego dóbr, w sposób wolny i rozumny twórczo współpracował w doskonaleniu Bożego dzieła. Duchowni z racji charakteru swej posługi winni rozumieć to lepiej i działać. Pytanie tylko czy zechcą ?
Jak pisze pewien znajomy: „W Biskupicach był piękny cmentarz rzymskokatolicki założony w połowie XIX w. Położony za wioską w krajobrazie gminy Trawniki odznaczał się białym, zbudowanym z „tutejszych” wapieni ogrodzeniem oraz zielonym płaszczem wyniosłych drzew. One dawały możliwość całkowitego wyciszenia się w tym pełnym powagi miejscu. W lecie chroniły przed słonecznym żarem, w zimie przed mroźnym wiatrem. Wiosną zapraszał na spacer cały chór rozśpiewanych ptaków.” Pisze „był piękny”, bo w chwili obecnej i w świetle kanonów piękna uznawanych przeze mnie i przez znajomego, już piękny nie jest. Jak pisze dalej „Ktoś zechciał zrobić z tym "porządek". Wycięto wszystkie drzewa. Ostały się tylko niektóre tuje. Zamiast cmentarza o charakterze parku ujrzałem kamienną pustynię. W miejsce murowanego parkanu postawiono pospolity i brzydki betonowy płot”.
Inny kolega pisze z innej części Lubelszczyzny w o wiele bardziej ostrych słowach o swoistej „pielęgnacji” alei ponad 100-letnich lip rosnących przy drodze dojazdowej do kościoła w Dzierzkowicach. Owa pielęgnacja została przeprowadzona wbrew zakazowi Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody w Lublinie, dodatkowo w taki sposób, że drzewa, a raczej ich kikuty, niechybnie uschną. Kolega kończy tą smutną nowinę refleksją: „Odpowiedzialni za wydanie takiej decyzji nie mięli chyba okazji oglądać bieszczadzkich cerkwi. Wielu z nich już dawno nie ma, ale wiemy dokładnie gdzie stały. Pozostały bowiem po nich puste polany porośnięte kilkusetletnimi drzewami.”
Cerkiewna góra w mojej wsi na Zamojszczyźnie również przeszła postrzyżyny. Pojawił się młody ksiądz administrator. Chciał coś zmienić. Postanowił oświetlić kościół (dawną cerkiew), bo stoi na górze to będzie ładnie wyglądać. Ale aby efekt był większy trzeba również było usunąć trochę drzew, które go zasłaniają. I jak tak dalej pójdzie góra wróci do wyglądu z czasu kiedy cerkiew budowano (czyli 1910 roku) gdy była jedynym obiektem na wylesionej górze. Przy okazji planował też wyciąć drzewa rosnące wokół miejsca po dawnej cerkwi unickiej „niewiadomej erekcyi” – ja stoi w Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego.
Zaprezentowane przypadki nie są niestety odosobnione i nie są również tylko „specjalnością” Ziemi Lubelskiej. Zapytacie dlaczego tak się dzieje ? Dlatego, że wielu małych ludzi, w wielu małych miejscowościach (czytaj. parafiach), którzy czynią wiele małych rzeczy, zmienia oblicze świata – niestety w moim odczuciu na gorsze. Ojciec Święty mówił, że „istnieje ciężki grzech przeciwko środowisku naturalnemu obciążający nasze sumienia, rodzący poważną odpowiedzialność przed Bogiem-Stwórcą”. Te zjawiska z pewnością trudno nazwać „ciężkim grzechem” i zapewne nim nie są, ale czy Temu który mówił nam byśmy uczyli się od ptaków i lilii polnych takie działania mogą się podobać ?
Na szczęście nie wszędzie jest tak samo. W maju miałem przyjemność, (co może się wydać Czytelnikom dziwne) brać udział w sprzątaniu wyjątkowo zaśmieconego wąwozu przy kościele i cmentarzu w Klementowicach. Odrażający widok i ohydny odór jaki wydobywał się ze stert śmieci przyćmiewał jednak fakt i radość z tego, że inicjatorem akcji był miejscowy proboszcz – ks. Marek Hawrylak.
Nie zapomnę też pierwszego mojego pobytu w klasztorze prawosławnych w Jabłecznej nad Bugiem. Uczucia spokoju i ciszy w cieniu potężnych dębów dopełniał wręcz odczuwalny stan harmonii między człowiekiem i przyrodą jaki w tym miejscu panował. Mnóstwo zieleni, skrzynki i karmniki dla ptaków, gniazdo bociana obok prawosławnego krzyża z poprzeczką, kopciuszek w cerkwi i radosne wręcz Franciszkowe opowieści wielkiego, brodatego brata Abramiusza o jaskółkach i innych żywych stworzeniach zamieszkujących klasztor.
W mojej pamięci zostanie również wizyta w Górecku Kościelnym na Roztoczu. Tam na kaplicy na wodzie zaskoczył mnie radośnie napis, że uprasza się o ciszę w tym świętym miejscu również dlatego, że na jej strychu mieszkają nietoperze. Na jednym z wielkich dębów znajdowała się figurka Matki Boskiej pod okapem z ... huby. I nikt tego „paskudztwa” znad głowy Najświętszej Panienki nie zerwał.
Chciałoby się rzec - czemu wszyscy nie są tacy. Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wszyscy żyjemy na jednej Ziemi a nie jesteśmy podobni w działaniach do siebie. Wielu z nas jest chrześcijanami, a jakże się nieraz różnią postawy jednych chrześcijan od innych. Zastanawiając się nad opisanymi przypadkami przyszły mi na myśl dwie refleksje, rzekłbym edukacyjne. Wśród osób duchownych są tacy, którzy są prawdziwymi eko-liderami, którzy sami winni wpływać na otoczenie, edukować parafian. I tych trzeba wszelkimi możliwymi siłami i środkami wspierać. To oczywiście ci utożsamiani z tą drugą grupą przykładów. Są także i tacy, których dopiero trzeba ekologicznie edukować aby w przyszłości ewentualnie mogli się taki eko-liderami stać. Bo czy to się komu podoba czy nie, mają oni wielki wpływ na życie mieszkańców swej parafii. Tak negatywny jak i pozytywny. Wyszukiwaniu i promowaniu eko-liderów służyć ma między innymi prowadzony przez REFA projekt „Mapy Chrześcijańskich Inicjatyw Ekologicznych w Polsce”. Szkolenie duchownych „na eko-liderów” może również stać się zadaniem REFA. Nie jest to zadanie proste, bo jak uczyć tych, którzy sami nauczają?. Jednak wydaje się to możliwe, bo wszak są to osoby z wyższym wykształceniem, posiadający pewną ogólną wiedzę znacznie szerszą niż przysłowiowy przeciętny parafianin. Człowiekowi Pan Bóg zawierzył całą wspaniałość świata, aby ciesząc się nim i korzystając z jego dóbr, w sposób wolny i rozumny twórczo współpracował w doskonaleniu Bożego dzieła. Duchowni z racji charakteru swej posługi winni rozumieć to lepiej i działać. Pytanie tylko czy zechcą ?