Materiały z II Kongresu Ruchów i Stowarzyszeń Katolickich
Panie mój (to największy tytuł u swobodnych). To piękne zdanie Jana Kochanowskiego, zapewne jedno z piękniejszych w naszym języku, nie pochodzi – jak można by przypuszczać – ani z Psalmów, ani z innych strof skierowanych do Stwórcy, lecz... z dedykacji Satyra. Czarnoleski poeta w ten sposób zwracał się do króla Zygmunta Augusta, dziękujac mu za zainteresowanie i życzliwość okazywaną twórczości artystycznej. W naszej literaturze odnajdziemy wiele świadectw wybitnych pisarzy, którzy z ogromną wdzięcznością wspominali swoich mecenasów; zwłaszcza twórcy pochodzący z niższych warstw społecznych pamiętali o możnych protektorach, gdyż bez ich pomocy nigdy nie wykorzystaliby otrzymanych od Pana talentów.
Wzruszającym przykładem jest słynna elegia O sobie samym do potomności Klemensa Janickiego (1516–1543), przedwcześnie zmarłego poety, uwieńczonego za łacińskie pieśni na dworze Karola V. Czytamy w niej między innymi:
Potem (o, dzięki dobroci pańskiej!)
Umysł od miejskich mistrzów przetarty,
Wniosłem do szkoły, którą Lubrański
Świeżo założył na brzegach Warty.
Mąż znakomity, co w owym czasie
Greckie i rzymskie objaśniał rzeczy,
Kształcenie moje przyjmując na się,
W starownej zawsze trzymał mnie pieczy.
(...)
W cześć Lubrańskiego złożyłem pieśnię,
bom mu był winien pierwszą ofiarę –
(...)
Przebóg! ubóstwo, los niełaskawy
Ciężką mym chęciom bywał przeszkodą
Ubogi ojciec swoje ostatki
Wywlókł je dla mnie z rolniczej chatki;
Ślubować Muzom nie było za czem,
Miałem już żegnać wolą-niewolą:
Gdy wielki Krzycki, tknięty mym płaczem,
Czule pomyślał nad moją dolą.
Dom swój otworzył, sercem łaskawem
Przyrzekł mym Muzom bywać pomocą;
Spełnił, co przyrzekł – lecz zmarł niebawem,
I znów widziałem przyszłość sierocą.
Lecz dobre losy mego żywota
Były wrócone prawicą boską:
Przyjął mnie Kmita, nie szczędząc złota,
Słał mnie po swiatło na ziemię włoską.
Spełnione chęci!
Trzy wielkie nazwiska pojawiają się w tym fragmencie! Biskup Jan
Lubrański, założyciel słynnej szkoły w Poznaniu, z której wyszły całe zastępy wybitnych Polaków, jawi się też jako ten, który odkrył wielkie zdolności chłopskiego syna. Następnie biskup Andrzej Krzycki, poeta polsko-łaciński, i wreszcie Piotr Kmita, który dzięki mecenatowi pozostał w pamięci potomnych nie tylko jako magnat-sobiepan, niespokojny duch ówczesnej Rzeczypospolitej.
Wiele zawdzięczał możnemu mecenatowi także późniejszy tłumacz Pisma Świętego na język polski, Jakub Wujek z Wągrowca. Nie pochodził wprawdzie z ubogiej rodziny i wykształcenie zapewnili mu rodzice, ale dopiero opieka biskupa Jakuba Uchańskiego, późniejszego prymasa, pozwoliła mu na wyjazd do Wiednia, a następnie do Rzymu na dalsze studia.
Kościół od dawna w sposób niejako naturalny był mecenasem sztuki.
Artyści średniowieczni swoje najważniejsze dzieła kierowali do Boga, realizowali je w ówczesnych kościołach – malowali wspaniałe obrazy, rzeźbili figury Stwórcy i świętych, komponowali muzykę sakralną, pisali teksty
pieśni i modlitwy. Od Bogurodzicy i Lamentu świętokrzyskiego wywodzi się nasza poezja, a błogosławiony o. Władysław z Gielniowa, patron Warszawy, jest pierwszym znanym z nazwiska autorem polskich pieśni kościelnych. Dopiero powstanie sztuki świeckiej zmieniło tę sytuację, co nie znaczy,
że kościół zaprzestał swego mecenatu. Pełni tę rolę do dziś, chociaż – co należy podkreślić – w zupełnie odmiennych warunkach.
Upowszechnienie sztuki poprzez nieograniczone możliwości jej powielania sprawiło, że stała się ona towarem, a twórcy niejednokrotnie – po prostu dostawcami owego „towaru”. Jednakże nie wszyscy godzą się z takim traktowaniem swoich dzieł. Cyprian Norwid pisał o groźbie panowania „panteizmu druku”, nadchodzącej epoce dewaluacji słowa. My już dzisiaj możemy spotkać literatów, plastyków, muzyków, którzy, zaprzedawszy się wszechwładnym agencjom, realizują jedynie ich zamówienia. Nie znaczy to, że każde zamówienie przekreśla możliwość powstania wartościowego dzieła. Przeciwnie, może inspirować twórców do podejmowania wyzwań, na jakie w innym przypadku być może nigdy by się nie zdobyli.
Artysta, gdy znajdzie się w przestrzeni sakralnej, powraca niejako do źródła. Sztuka bowiem ze swej istoty jest religijna, przekraczając horyzont dostępny poznaniu racjonalnemu, sięga Tajemnicy, czyli Boga. Taka właśnie sztuka zasługuje na szczególną opiekę, mądrą, nie narzucającą się, wynikającą ze świadomości, że sam artysta jest włodarzem otrzymanego od Pana talentu, nie tyle danego, co zadanego. I z tego daru przyjdzie mu kiedyś zdać świadectwo przed Stwórcą.
S. Alicja Jończyk RM
Najkrótsza definicja kultury to: bardziej być niż mieć. Dla tak pojętej kultury zagrożeniem jest: jej liberalna koncepcja; kosmopolityzm; desakralizacja życia; relatywizm; skrajny irracjonalizm; alternatywne formy kultu religijnego i pseudoreligie; ignorowanie duchowych wartości człowieka; trywializacja miłości.
Dziś ludzie często chlubią się tym, czego powinni się wstydzić. Tacy wyrastają na idoli. Mają odwagę łamać reguły, deptać schematy... Listę można wydłużać. To nie ma związku z kulturą? Niestety, tak. Styl życia i kultura wzajemnie się przenikają. Jedno tworzy drugie. Obawiam się, że pierwsze ma niestety większą siłę przebicia.
Czy kultura obroni się sama? Co można uczynić dla kultury jutra? Otóż bardzo wiele. Moja szanowna przedmówczyni, pani Jadwiga Marlewska, pięknie rozwinęła ten temat. Postawiła pytanie, pobudziła do refleksji. Sponsoring? Oczywiście. Ale czy on zadecyduje? Historia świadczy, że „lata chude” nie zubożyły kultury. Dzieło sztuki może powstać na „zamówienie”. Zamówienie inspiruje. Ale dzieło sztuki jest wynikiem wewnętrznej konieczności. Autor materializuje własny zachwyt, podlega twórczej presji. Bardziej niż
sponsor potrzebna jest sztuce promocja. Nie reklama! Promocją jest styl życia. Akceptacja kultury zdrowej i zdecydowane odrzucenie pseudokultury.
Aktywny stosunek do zjawisk, reagowanie na niewłaściwy film, audycję,
prasę, zachowanie. Oto nasze możliwości. Wcale nie banalne! Tolerancja?
Tego, co złe? Wiemy, że ono głośno się o to dziś dopomina.
Marzy mi się stałe forum, na którym spotykaliby się twórcy, na przykład słowa, muzyki, oraz przedstawiciele Kościoła artykułujący swoje zapotrzebowanie. Marzy mi się forum kwalifikujące złożone prace plastyczne, opatrzone godłem (wyłącznie!) i gratyfikujące dobre utwory. Marzy mi się stały fundusz na realizację tego pomysłu. Wiele obiecuję sobie po działającej już fundacji promującej wybitnie zdolną młodzież.
Jestem przedstawicielką świata muzyki. Mam komunikat optymistycznej treści. Polihymnia w Polsce ma się dobrze. Owszem, muzyka potrafi być
destrukcyjna, używać zbyt wielu decybeli, szyfrować przekaz treści niszczących. Ale jest to margines. Muzyka przez wielkie „M” utrzymuje się na wysokim poziomie, zajmuje czołowe miejsce w świecie. Mamy liczących się w świecie kompozytorów, których utwory wypełniają programy sławnych filharmonii. Wiedzą oni, gdzie tkwią korzenie naszej kultury. Czerpią natchnienie
ze zdrowych źródeł. Dzieła ich poruszają najgłębsze pokłady duszy ludzkiej, wyzwalają najszlachetniejsze uczucia. A poziom? Do kogo zwróciły się Stany Zjednoczone o utwór godny ich okrągłego jubileuszu istnienia? Do kogo zwróciła się Moskwa w podobnych okolicznościach? Kogo wybrał Izrael świętując trzy tysiące lat stołeczności Jerozolimy? Wszyscy zwrócili się do polskiego kompozytora! I czym Krzysztof Penderecki ich uraczył? Operę pt. „Raj utracony” ofiarował Ameryce. Izraelowi „Siedem bram Jerozolimy”. Monumentalne dzieło na dwa zespoły symfoniczne, trzy chóry, pięciu solistów i recytatora daje potęgę brzmienia, blask i dostojeństwo godne tak wielkiego jubileuszu. Nie ulega wątpliwości, że nie jest to kompozycja okazjonalna. To raczej dźwiękowy traktat o wspólnych źródłach i nadziei na przyszłość, kolejna
wizja dzisiejszego i projekcja przyszłego świata, widzianego oczami jednego z najbardziej przenikliwych obserwatorów naszej współczesności. To odpowiedź na zgiełk, brutalność, egoizm i nonsens obecnego, potocznego doświadczenia. Główną siłą inspirującą jest słowo. Biblia! Gdzież znajdzie się bar-
dziej adekwatny obraz Jerozolimy, miasta-symbolu: pokoju, szczęścia, siły,
odrodzenia, trwałości, a zarazem miejsca zagrożenia, konfliktu, upadku, mieszaniny uniesienia religijnego i nienawiści, przywiązania do ideałów i fana-tyzmu. Kto ma oczy i uszy, dostrzeże aktualność przekazu dzieła. Krzysztof Penderecki stworzył utwór potężny, głęboki, filozoficzny wręcz i drama-
tyczny. Jak żywot Jerozolimy.
To nurt wielkiej muzyki. Ale i w skali muzyki nie tak ambitnej, uważam, też mamy niezłe osiągnięcia. Myślę o piosence. Powstało w ostatnich dziesięcioleciach wiele wartościowych – tekstowo zwłaszcza – śpiewanek.
Że piosenka zajęła miejsce, które jej się nie należy? Nie jej wina. Ale wina jest. Liturgia nie może sprawiać wrażenia dyskoteki.
Reagujmy więc! Człowiek nie jest skazany na słabość, bezsilność. Nie oglądajmy się na innych. Łatwo krytykować, stawiać wymagania... innym. Twórzmy klimat dobra, prawdy, piękna. I podnieśmy głowy, które pochylił nam system! Mamy czym się chlubić! Odrzućmy kompleksy! Świat dostrzega nasz wkład we „wczoraj”, „dziś” i potencjał na „jutro”.
Jerzy Zelnik
Jak wiadomo, literatura, muzyka, plastyka i film – nawet niedocenione
– utrwalają się przez zapis i będą mogły, jak wiersze odrzuconego Norwida, zdumiewać następne pokolenia.
Znamy liczne wypadki tworzenia wysokiej kultury w atmosferze niechęci lub obojętności współczesnych, tworzenia pomimo niedostatku materialnego. Tworzenia pomimo, a może dzięki cierpieniu. Można nawet postawić tezę, iż właśnie warunki niesprzyjające szczególnie hartują duszę twórczą i usposabiają do wyższych lotów, ponad przeciętnym gustem epoki. Dewizą artystów powinno pozostawać, nieraz przez papieża cytowana, sentencja Norwidowa: „Bo piękno, po to jest, by zachwycało do pracy, praca, by się zmartwychwstało”.
Inaczej jest z teatrem i jego odmianami. Tu rzecz się staje i kończy na oczach widza. Wszelkie próby zapisu są tylko odległym od żywego przeżycia dokumentem.
Jedyną szansą utrwalenia, w głębokim tego słowa znaczeniu, jest pamięć odbiorcy. Ale na jej łaskawość liczyć mogą tylko te najmocniejsze przeżycia, które daje prawdziwe wydarzenie teatralne, gdzie zbiegają się zalety dobrej, ważnej literatury, reżyserii, aktorstwa, gry światła i dźwięku w pięknie zakomponowanej przestrzeni.
Temu zbiorowemu wysiłkowi należy pomóc dla dobra narodowej kultury. Tu apel do widza o większej aktywności, a do mecenasów kultury o szeroko rozumiane wsparcie, aby uruchomić teatralną machinę. Oczywiście taką samą troską objąłbym wszelkie ośrodki kultury, takie jak: opera, balet, filharmonie, domy kultury i inne.
Proszę wybaczyć, że przystanąłem na chwilę przy teatrze – przecież najbliższym memu aktorskiemu sercu.
Jerzy Piechowski
Według danych statystycznych przeprowadzonych w 1999 r. tylko 50% społeczeństwa (dorosłego) przeczytało przynajmniej jedną książkę. Przy czym badania statystyczne nie precyzowały, czy chodziło o Harlequiny, czy o kryminały, czy powiedzmy o Faraona Prusa. Chodziło tylko o jakąkolwiek książkę. Sytuacja w prasie wygląda jeszcze poważniej, chyba, że weźmiemy pod uwagę takie obrazkowe, „komiksopodobe” czasopisma. Tylko 7 % społeczeństwa w Polsce ukończyło wyższe studia, co stawia Polskę na samym końcu krajów Europy.
Przedstawiam w zarysie sytuację, w jakiej znajduje się współczesna literatura Polska, której to literatury mam zaszczyt być przedstawicielem. Przy czym te 7 %to tylko teoretycznie nazywa się, że ukończyli wyższe studia. Czasami warto oglądać w telewizji taką grę „Milionerzy”. Nauczyciele, chemicy, inżynierowie... pada pytanie: Gdzie się urodził Chrystus? Na szczęście w pomoc przychodzi słynna kolęda „Dzisiaj w Betlejem”. Następne pytanie: Kto napisał Apokalipsę? Odpowiadającemu Łukasz „chodzi po głowie”. Może i chodzi, ale przecież Apokalipsa świętego Jana należy do filarów kultury europejskiej. Tak wygląda stan świadomości, jeżeli chodzi o globalną sytuację.
Ile razy byłem w Danii, tyle razy zawsze słyszałem od rozmaitych wydawców zdanie, które mi niezmiernie imponuje: my mamy pierwszy obowiązek dbać o naszych twórców. Oni rzeczywiście dbają i to jest jeden z powodów, dla którego literatura skandynawska jest tak poważną literaturą. Oczywiście, takie nastawienie wobec własnego życia kulturalnego, wobec twórców, zarówno wydawców jak i społeczeństwa, jest tym, co tworzy wartości kulturowe i to zarówno w przeszłości, teraz, jak i w przyszłości. Naturalnie mecenat państwowy czy prywatny jest rzeczą istotną, ale o wiele ważniejsze jest nastawienia społeczeństwa, ten poziom społeczeństwa, który pozwala kulturę tworzyć, który pozwala jej istnieć nie tylko w przeszłości, ale i w perspektywie czasu. Gdyby w czasach Ludwika XIV, a był to okres wielkiego rozwoju kultury francuskiej, ktoś twierdził, że kultura powinna się utrzymać na zasadzie niewidzialnej ręku rynku, to nadawałby się nie na polityka, nie na ministra, a najwyżej na chłopca stajennego.
Jestem pewien, że w sytuacji zapaści intelektualnej rzeczą ogromnie istotną jest oczywiście sponsoring, oczywiście działanie stowarzyszeń katolickich i chrześcijańskich, ale ogromnie ważną sprawą są media. Znajdujemy się w czasie generalnej konfrontacji pomiędzy filarami cywilizacji zachodniej: helleńską, biblijną i chrześcijańską, a odwrotnością tych filarów, czyli antycywilizacją. Jeżeli wielkie media nie zajmą się edukacją szerokich kręgów społeczeństwa, promocją współczesnych i przeszłych wartości kultury, ta konfrontacja zostanie na długie lata przegrana przez krąg oparty na kulturze wysokiej,
na autentycznych wartościach.
Wielkie pole do działania ma na przykład Radio Maryja. Należy tylko żałować, że w taki sposób marnuje czas antenowy, promując wiersze grafomanów, pseudoliteraturę oraz od dawna przestarzałe teksty. To marnowanie czasu
potrzebnego na prawdziwą promocję kultury i bardzo ważne rzeczy dotyczące szerokiej edukacji społeczeństwa. Jeżeli poczucie odpowiedzialności za stan kultury nie nastąpi, należy liczyć się z tym, że społeczeństwo polskie jako całość znajdzie się wśród krajów Europy na pozycji drobnego wyrobnika. Ale przecież nie na tym polega szansa i ambicja kraju i społeczeństwa.
Jadwiga Marlewska
Żyjemy w czasach masowej kultury, nasyconej bardziej „produkcją kulturalną” i przemysłem rozrywkowym aniżeli oryginalną twórczością, ambitną sztuką czy wartościową kulturą. Nie obowiązują już kanony prawdy, dobra i piękna; to, co do nas na co dzień dociera, często o tym świadczy.
Zakłada się z góry, że człowiekowi współczesnemu potrzeba łatwej strawy. Przyzwyczaja się go tylko do konsumpcji, do przeżycia moc¬nych wrażeń, „chroniąc” tym samym przed wysiłkiem intelektualnym, refleksją, kontemplacją religijną i przeżyciem artystycznym. Dochodzi też z czasem do obniżania poziomu naszych potrzeb i nie widzimy żadnej różnicy, na przykład między kiczowatą ofertą odpustowych dewocjonaliów, a artystyczną oprawą symboli religijnego kultu, między happeningiem, a obrazem. Stąd też bierze się wołanie o artystyczny mecenat i to w dwojakim zakresie:
– jako mecenat nad twórczością arty¬styczną i twórcami sztuki
– oraz jako me¬cenat artystów nad kulturowym, estetycz¬nym środowiskiem naszego życia, modli¬twy, pracy i wypoczynku.
Przeglądając uważnie księgę dziejów człowieka, zwłaszcza kultury, nie sposób nie zauważyć, że tworzenie, pomnażanie i ochrona dóbr kultury oraz przekazywanie dziedzictwa kulturowego kolejnym pokoleniom wiąże się
z jakąś formą instytucji mecenatu kulturalnego. Mecenatu zrodzonego z miłości do prawdy, dobra, piękna. Mecenatu, czyli opieki, aprobaty, zachęty popularyzacji, czy wręcz zamówienia dzieła, ale też kształcenia i wychowania człowieka. Szczególnie tak rozumianego mecenatu potrzebuje kultura artystyczna, zwłaszcza sztuka.
Ojciec Święty Jan Paweł II w swoim liście do artystów na Wielkanoc 1999 r. podkreśla rolę sztuki w życiu człowieka, w zbawczej misji Kościoła i w doskonaleniu cywilizacji ludzkiej, w umacnianiu świadomości i postaw dobra wspólnego. Pisze między innymi tak: „Społeczeństwo potrzebuje bowiem artystów, podobnie jak potrzebuje naukowców i techników, pracowników fizycznych i umysłowych, świadków wiary, nauczycieli, ojców i matek, którzy zabez-
pieczają wzrastanie człowieka i rozwój społeczeństwa poprzez ową wzniosłą formę sztuki, jaką jest „sztuka wychowania”. W rozległej panoramie kultury każdego narodu artyści mają swoje miejsce. Gdy idąc za głosem natchnienia tworzą dzieła naprawdę wartościowe i piękne, nie tylko wzbogacają dziedzictwo kulturowe każdego narodu i całej ludzkości, ale pełnią także cenną posługę społeczną na rzecz dobra wspólnego”.
Analogicznie taką posługą jest także mecenat naukowy, literacki czy artystyczny. Każdy mecenat kulturalny jest wyrazem świadomości dobra wspólnego i konkretną formą ochrony dziedzictwa i tworzenia nowych wartości.
Kultura jest dobrem wciąż odnawianym, wzbogacanym. Jest nie tylko kultywowaniem wartości i tradycji, ale także tworzeniem nowych idei, wartości, postaw, środków wyrazu i dodawaniem ich do dorobku poprzednich pokoleń.
Każdy człowiek jest potencjalnym twórcą, możliwości twórcze tkwią w każdym, choć talenty bywają różne, ale to różnorodność najbardziej rozwija kulturę i czyni z niej skarbiec drogocennych kamieni. U podstaw mecenatu kulturalnego, zwłaszcza artystycznego, znajduje się więc troska o człowieka – twórcę i jego dzieła, o cytowaną w słowach Jana Pawła II „sztukę wychowania”.
Czy możliwe jest pomnażanie dóbr kultury bez wsparcia, bez opieki? Dzieje kultury dają na to pytanie tylko jedną odpowiedź: świadomy, ukierunkowany, trwały mecenat jest niezbędny dla rozwoju kultury, dla zachowania jej dziedzictwa, wreszcie dla zrealizowania autorskiej kreacji artystycznej, naukowej, technicznej czy jeszcze innej. Na przykładzie twórczości Stanisława
Wyspiańskiego widać jak zabrakło zro¬zumienia dla jego zamierzeń artystycznych i jaki to miało wpływ na ich losy.
Trudno sobie wyobrazić jak dzisiaj wyglądałby nasz polski krajobraz, panora¬my naszych miast i wsi, wnętrza kulturowo-przyrodnicze (ulice, place, parki, ogrody...) czy konkretne obiekty (kościoły, pałace, biblioteki i muzea), teatr i kino, i jaką mielibyśmy świadomość, wrażliwość, tożsamość, gdyby nie mądrzy i ofiarni protektorzy sztuki i literatury, nauki, edukacji, poezji i muzyki, rzemiosła artystycznego i ludowej twórczości. Dzieje mecenatu są niewątpliwie wielkim i ważnym rozdziałem dziejów mądrości i odpowiedzialności naszych poprzedników. Gdyby nie owa mądrość, ofiarność królów i książąt, światłych rodów magnackich, przedstawicieli szlachty, duchowieństwa, rodzin mieszczańskich, a bliżej naszych czasów – wybitnych polityków i rodzin inteligenckich, to zapewne nasza kultura nie miałaby takiego poziomu. A gdyby nie wojenne zniszczenia i dewastacje z pobudek ideologicznych, o ileż większe by było nasze bogactwo duchowe i materialne.
Dalekowzrocznej działalności owych mecenasów kultury sprzyjało otwarcie na chrześcijańską Europę, a także na inne tradycje. Średniowieczny uniwersalizm najbardziej jednak sprzyjał czerpaniu z zachodnich wzorców. Także w dobie renesansowej i późniejszych głównie z Europy zachodniej i południowej przybywali do Polski wybitni twórcy, którzy tu wykonywali swoje dzieła i zamówione projekty, a równocześnie przekazywali umiejętności twórcom polskim.
Wybitnymi mecenasami byli Piastowie, Jagiellonowie, Wazowie, Jan III Sobieski i Stanisław August. Protektorat królewski może być wzorem dla współczesnego mecenatu państwowego. Ów mecenat świadczy o mądrości państwa. Trudno byłoby tu wymienić wszystkich mecenasów z rodów królewskich, magnackich, czy szlacheckich i mieszczańskich.
Wielkim protektorem sztuki był zawsze Kościół (wspomnę tutaj wybit-nego mecenasa Aleksandra z Malonne, biskupa płockiego oraz Iwo Odro-
wąża, biskupa krakowskiego). Także zakony pełniły rolę ważnych ośrodków kultury umysłowej i promieniowania piękna architektury, sztuk plastycznych i muzyki.
Ostatnie dwa stulecia ożywiły działa¬nia wspólnotowe, również stowarzyszeń twórczych i regionalnych. Zwłaszcza te ostatnie są miłośnikami kulturowego dziedzictwa.
Okres obecnych przemian ustrojowo-ekonomicznych, przesadnie pokładający nadzieję w mechanizmie gospodarki rynkowej, raczej nie zapisze się mądrze sprawowanym mecenatem kulturalnym – zwłaszcza artystycznym. Często powtarzana jest opinia, że mecenat kulturalny nie jest potrzebny tam, gdzie jest wolny rynek, bo „jak coś jest dobre, to się sprzeda, a jak się nie sprzeda, to znaczy nie jest dobre, a więc nie warto tego chronić czy wspierać”. Równocześnie jednak ci sami ludzie i te same instytucje, wiele sił i środków angażują w reklamę, promocję, inne formy protekcji swoich idei, wytworów, usług, swoich autorytetów i wzorców osobowych. A więc nie pozostawia się wszystkiego ślepej sile rynku. Trzeba też pamiętać, że rynek bazuje na gus-tach przeciętnych i na nieznajomości rzeczy przez ogół społeczeństwa.
Najczęstszą formą wspierania kultury jest tak zwany sponsoring, finansujący w szczególności imprezy publiczne, nagłaśniane przez media, mające charakter widowiska, rozrywki. W ten sposób zwraca się na siebie uwagę, wzbudza zaufanie przyszłego klienta i w konsekwencji wzmacnia swoją pozycję w grze rynkowej. W tym postępowaniu może być miejsce na bezinteresowność i autentyczne pełnienie funkcji protektora wspierającego dzieła wybitne, ale takich postaw jeszcze jest zbyt mało. Brakuje też sensownego i zachęcającego syste¬mu odpisów podatkowych dla tych, którzy łożą na kulturę
– a przecież tę formę mecenatu należy rozwijać. Obecne Mini¬sterstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ma do wyboru albo wygrać większy budżet, albo zmienić system odpisów podatkowych. Minister Ujazdowski opowiada się za większym budżetem. Dobrym posunięciem resortu kultury jest ogłosze-nie konkursu „Mecenas kultury”, który niebawem ogłosi swych pierwszych laureatów.
Podstawą mecenatu pojętego jako służba wartościom są działania instytucji państwowych i prywatnych, kościelnych i świeckich, które przez fundacje, nagrody, konkursy, organizowanie wystaw, festiwali, targów, aukcji oraz utrzymywanie wydawnictw, muzeów, galerii, teatrów, sal koncertowych na miarę swoich sił i możliwości wspierają kulturę. Wszystkie te formy opieki zaspokajają tylko część potrzeb. Jednak w dalszym ciągu o dobra kultury narodowej musi dbać ministerstwo. Każda próba redukowania roli państwa w tym obszarze jest sprzeczna z interesem narodowym. Obowiązkiem państwa, zwłaszcza w systemie gospodarki rynkowej, jest zwiększenie środków na ten cel. Jest to najważniejsza inwestycja – inwestycja w człowieka.
Liczy się każda forma prezentowania dorobku literackiego, artystycz-
nego, czy naukowego. Dla twórcy każdy kontakt z odbiorcą może być dodatkową zachętą i motywacją w procesie tworzenia. Szczególną promocją są
spotkania poświęcone jednemu dziełu plastycznemu, muzycznemu, jednej książce, będące dobrą formą edukacji artystycznej, literackiej i religijnej.
Taki zamysł towarzyszył twórcom Galerii Jednego Obrazu w Centrum Kul-tury „Civitas Christiana”. Takie galerie mogą działać w każdym mieście i miasteczku, nie wymagają większych środków.
W Warszawie działa jeszcze Galeria Krytyków, utrzymywana przez
Stołeczne Biuro Wystaw Artystycznych (pozytywny relikt czasów minionych). Natomiast zupełnie niespodziewanie zagrożona jest działalność Galerii „Krypta u pijarów”, zasłużonej już dla kultury artystycznej i religijnej, działająca w Centrum Kultury Katolickiej w Krakowie. Dotychczasowy jej sponsor, Bank Współpracy Regionalnej, został wykupiony przez Deutsche Bank i sponsoring urwał się. Starania o nowego sponsora nie powiodły się. Ostatnia wys-tawa została zorganizowana za prywatne pieniądze człon-
ków Rady Galerii. Placówce ważnej, opiniotwórczej w skali całego kraju
grozi upadek, bo Deutsche Bank woli sponsorować koncerty rockowe na rynku krakowskim.
Nie ma też problemu z otrzymaniem pieniędzy Warszawskie Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim, w którym odchodzi się od promowania dzieł sztuki, a zasadą jest szokowanie eksperymentalną formą.
To samo dotyczy muzyki współczesnej, gdzie dodekafonia i eksperymenty akustyczne prowadzą do muzycznej głuchoty.
Tego typu mody, trendy w kulturze współczesnej prowadzą do negatywnego odbioru całej twórczości artystycznej.
Znane powszechnie są dokonania artystów, mistrzów dawnej sztuki sakralnej. Kontakt z tymi dziełami jest nadal codziennością ludzi wierzących i nie trzeba ich szukać tylko w metropoliach. Są obecne w krajobrazach wiejskich i małych miasteczek. W zabytkowych kościołach, w harmonijnie ukształtowanym ich wnętrzu można znaleźć ciszę, miejsce do modlitwy i kontemplacji piękna. Natomiast o wiele trudniej odczuć sacrum we współczesnym wnętrzu kościoła. Zbyt mało mamy dobrej architektury sakralnej i wnętrz, w których została zrealizowana całościowa wizja artystyczna
i religijna. Jest to często przejaw oderwania się od doświadczeń poprzednich pokoleń i bezkrytyczne uleganie nowym prądom ideowo-estetycznym, na przykład modernizmowi. Towarzyszy temu sięganie do nienajlepszej świeckiej sztuki współczesnej (dawniej sztuka religijna była wzorem i siłą inspirującą dla sztuki świeckiej).
Dlaczego tak mało jest rozwiązań artystycznych, wybitnych dzieł, we współczesnych kościołach? Czy brakuje dzisiaj utalentowanych artystów, czy też ambitnych zamówień? Od czego zależy jakość współczesnej nam sztuki sakralnej, jakość artystyczna i religijna? Nie jest wyjątkiem sytuacja, w jakiej te dwie wartości się rozchodzą. A przecież są utalentowani twórcy dla których Ewangelia jest ważnym źródłem inspiracji. Powstają ważne i oryginalne przedstawienia artystyczne, które możemy jedynie oglądać w wybranych galeriach, natomiast trudno jest spotkać we wnętrzach świątyń. Czy nie należałoby rozważyć nowych zasad mecenatu artystycznego nad sztuką religijną i sakralną? Doniosłość tej sprawy wynika również i z tego, że ta sztuka jest bliska najszerszym kręgom odbiorców, a więc mamy tutaj jeszcze moż-liwość kształtowania poziomu estetycznego i religijnego większej części
społeczeństwa. Udało się to zrobić ks. Andrzejowi Surowcowi, architektom Ewie i Jackowi Gynrkovichom, i twórcom wnętrza Adamowi Brinkenowi, Maciejowi Zychowiczowi przy budowie kościoła pod wezwaniem Chrys-tusa Króla w Jarosławiu, zrealizowanego według spójnej koncepcji artystycznej i religijnej.
Niezbędne jest dotarcie do twórców dla, których najważniejsze są wartości duchowe i religijne. Potrzebne jest zbliżenie artystów i Kościoła, by do świątyń trafiły dzieła promieniujące sacrum. Ambicją każdego dobrego mecenasa sztuk pięknych jest takiego artystę znaleźć i w dialogu z nim dojrzałą ideę zrealizować. Jerzy Nowosielski po wielu latach pracy artystycznej, doczekał się takiej realizacji w Białym Borze. Kiedy udaje się te marzenia zespolić, to powstaje dzieło budzące zachwyt i radość. Jeśli takim dziełem jest świątynia, wówczas o wiele bliższe są sobie rzeczywistość Boża i rzeczywistość ludzka, wiara i kultura. Przed nami jest takie zamierzenie – Świątynia Opatrzności Bożej. Może być tą realizacją, w której znajdą się arcydzieła sztuki współczesnej. Od nas w dużym stopniu zależy, czy to zamierzenie artystyczne na miarę XXI wieku będzie mogło być zrealizowane. Mecenat w tym przypadku, w dużej mierze musi się opierać na ofiarności wszystkich obywateli, ale też dzieło musi na to zasługiwać.
Istotę sprawy w pełni oddają słowa Jana Pawła II, którymi mówi o potrzebie i sensie mecenatu Kościoła nad sztuką, nad kulturą artystyczną: „Kościół potrzebuje sztuki. Musi bowiem sprawić, aby rzeczywistość duchowa, niewidzialna. Boża, stawała się postrzegalna, a nawet w miarę możliwości pociągająca”. Artystom zaś tak przypomina o ich powinnościach: „Niech wasza sztuka przyczynia się do upowszechniania prawdziwego piękna, które będzie niejako echem obecności Ducha Bożego i dzięki temu przekształca materię, otwierając umysły na rzeczywistość wieczną”.
Myślę, że na takiej kanwie mecenat artystyczny nad sztuką religijną i sakralną może odnaleźć głębszy sens i nowe formy. Odpowiedzialność jest wielka i to nie tylko związana z przeżyciem estetycznym. Każdy przejaw kiczu jest niebezpieczny, bo spłyca każde przeżycie, w tym religijne.
Zacząć trzeba od edukacji kulturalnej naszych społeczności, a więc zadbać o świadomość wartości (duchowych, moralnych, religijnych, patriotycznych, estetycznych). Zadbać o wiedzę i kompetencje w podstawowych przynajmniej dziedzinach kultury duchowej i materialnej. To jest systematyczna i ciągła praca, wprowadzająca w świat wartości, w świat sztuki, w tę niezwykle istotną relację między wiarą i kulturą, między religią i sztuką. Przede wszystkim powinno być znane i przekładane na praktykę życia nauczanie Ojca Świętego Jana Pawła II o kulturze, jego widzenie spraw sztuki.
Konieczne jest stałe nawiązywanie do dobrych tradycji rodzinnych, lokalnych i regionalnych, troska o kultywowanie naszej chrześcijańskiej i narodowej kultury we wszystkich jej barwach regionalnych i środowiskowych. Niezbędne jest zakorzenienie kolejnych pokoleń w swoim rodzimym otoczeniu kulturowym, odczytywanie w nim atrybutów własnej tożsamości.
Wiemy, że wiara wymaga świadectwa – otóż kultura też wymaga świadectwa. Naszego osobistego świadectwa, indywidualnego i wspólnotowego. Musimy to świadectwo dawać we wszystkich formach i rodzajach naszej działalności, w najbardziej nawet codziennych i prozaicznych okolicznościach. Świadczyć o tym musimy w naszych stowarzyszeniowych mediach, w lokalnej prasie i radiofonii, także w pismach i rozgłośniach katolickich.
Świadectwem takim będzie również nasz życzliwy stosunek do twórców i ich dzieł, ale jeszcze bardziej zaakceptowanie twórczej postawy w każdej dziedzinie życia i działalności, czym wyrażać będziemy nasz sprzeciw wobec konsumpcyjnego stylu życia. Właśnie kreując prawdziwie twórczy i chrześcijański styl życia ukazujemy środowiskom naszego oddziaływania najgłębszy sens kultury. Ważne też jest wyzwalanie w sobie potrzeby trwałego kontaktu z dziełami kultury, ze sztuką, literaturą i muzyką, z teatrem i filmem, ale także z ich twórcami czy odtwórcami, z żywą dyskusją i stawianiem wymagań wobec autorów i wykonawców.
Mecenat kulturalny sprawowany przez ruchy i stowarzyszenia katolickie, na ogół nie dysponujące znaczącym potencjałem ekonomiczno-finansowym, nie będzie sponsoringiem materialnym. Owszem, możemy pomagać, na przykład w zdobywaniu środków finansowych, ale w naszym mecenacie bardziej niż o pieniądze chodzi o postawę i styl życia, o publiczne opowiedzenie się po stronie autentycznych wartości, o promowanie twórców i twórczości zasługującej na uznanie i popularyzację, o wyrażanie zapotrzebowania na ambitną kulturę, czy wartościową literaturę, sztukę bądź muzykę czy film.
Musimy zdobyć się na odwagę i odpowiedzialność współdecydowania o kulturowym, a więc także artystycznym i krajobrazowym obliczu naszych wsi, miasteczek, osiedli i miast, naszych świątyń i innych obiektów sakralnych. Byłoby dobrze, gdyby kościelne obiekty niesakralne (na przykład domy parafialne) mogły być dla lokalnych społeczności ośrodkami czy centrami kultury chrześcijańskiej. I to właśnie powinna być domena świeckich w parafii. Dotyczy to także katolickich mediów, które mogą być nie tylko jednym z narzędzi edukacji kulturalnej, ale również środkiem do budzenia potrzeb obcowania z prawdziwym pięknem i z piękną prawdą.
Musimy uwierzyć, że od naszej twórczej postawy w dużej mierze będzie zależeć pozytywna odpowiedź na takie pytania: czy kultura zmusi rynek
i demokrację, aby służyły wartościom; czy choć w części można przeciwstawić się negatywnym trendom współczesnej cywilizacji; czy potrafimy obronić wartości w sobie i w najbliższym otoczeniu swego życia, pracy, stowarzyszeniowej działalności?