Rudolf Kałwak, Ruch Focolari

Wszyscy pracujemy. Każdy z nas tu obecnych wykonuje jakąś pracę zawodową. Spróbujmy zobaczyć, jak niektórzy ludzie pojmują pracę zawodową, chociaż od razu trzeba zaznaczyć, że w niektórych nowszych zawodach jest dość trudno zdefiniować, co jest pracą, a co nią nie jest.

Pozostając jednak przy tradycyjnym jej rozumieniu słyszymy, że praca to przekleństwo, to kara za grzechy, a właściwie za grzech pierworodny, to smutny przymus i zło konieczne (musimy pracować, żeby się utrzymać). A praca służebna może być czasami poniżająca. Ale są też głosy przeciwne. Praca to miejsce, w którym się spełniam i rozwijam. Praca daje mi radość i satysfakcję, daje poczucie spełnienia. Ta satysfakcja i poczucie spełnienia sprawiają, że zajmuje ona coraz więcej czasu. I tu pojawia się ogromne niebezpieczeństwo pracoholizmu, kiedy praca staje się celem samym w sobie. Dla wielu ludzi praca jest też wyznacznikiem pozycji społecznej, jest miejscem robienia kariery finansowej, bogacenia się i pomnażania majątku. W dużych korporacjach odbywa się to na drodze bezwzględnej rywalizacji, tzw. wyścigu szczurów. Ale są też zawody, w których praca traktowana jest jako powołanie.

Czym jest praca, czym powinna być praca dla nas chrześcijan? Jak powinniśmy ją rozumieć i w jakim duchu powinniśmy ją wykonywać, aby przynosiła ona nie tylko owoce materialne, ale także, a może przede wszystkim, przyczyniała się do szerzenia Królestwa Bożego w świecie i odnawiania całego porządku doczesnego w duchu Ewangelii?

W rozważaniu na ten temat oprzemy się na Piśmie św. i dokumentach Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, takich jak Konstytucja dogmatyczna o Kościele „Lumen gentium” i Dekret o apostolstwie świeckich „Apostolicam actuositatem” Soboru Watykańskiego II, Posynodalna adhortacja apostolska Jana Pawła II „Christifideles laici”, Encyklika Jana Pawła II „Laborem exercens”, a ujmiemy go w świetle własnego doświadczenia.

Zawsze kiedy będziemy tu mówić o pracy, to będziemy mieli na myśli „człowieka w szerokim kontekście tej rzeczywistości, jaką jest praca”.[1]

Ogólnie pracę definiuje się jako świadomą czynność polegającą na wkładanym wysiłku tak fizycznym, jak i umysłowym człowieka w celu wytworzenia jakiegoś dobra lub osiągnięcia założonego sobie celu. Praca zatem wyróżnia człowieka spośród innych stworzeń i zawsze „nosi na sobie szczególne znamię człowieka i człowieczeństwa, znamię osoby działającej we wspólnocie osób”.[2] Żadne inne stworzenie nie otrzymało od Boga polecenia, jakie otrzymał człowiek: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1, 28). A zatem praca jest odwiecznym i pierwszoplanowym aspektem życia, stanowi podstawowy wymiar ludzkiego bytowania.[3]Jest człowiek przez to samo od początku powołany do pracy”.[4] „Wszyscy i każdy w odpowiedniej mierze, i na nieskończoną prawie ilość sposobów, biorą udział w tym gigantycznym procesie, poprzez który człowiek «czyni sobie ziemię poddaną»: w procesie pracy.” [5]

„O ile prawdą jest, że człowiek jest przeznaczony i powołany do pracy, to jednak nade wszystko praca jest «dla człowieka», a nie człowiek «dla pracy».”[6]

Praca jest także moralną powinnością, obowiązkiem człowieka, nie tylko ze względu na nakaz Boży, ale ze względu na utrzymanie i rozwój swojego człowieczeństwa, ze względu na bliźnich, na swoją rodzinę, na społeczeństwo i naród, do którego należy, jak i na całą rodzinę ludzką.[7]

Skoro praca jest powołaniem człowieka i zawsze jest działaniem osoby,[8] to powinna mieć swoją duchowość, czyli ”to znaczenie, jakie ma ona w oczach Boga, i poprzez które wchodzi ona w dzieło zbawienia jako jego zwyczajny, a równocześnie szczególnie doniosły wątek i składnik.”[9]

Jeśli Kościół wypowiada się w sprawach pracy o jej ludzkiej wartości i związanym z nią porządkiem moralnym, „to równocześnie szczególną swą powinność dostrzega w kształtowaniu takiej duchowości pracy, która wszystkim ludziom pomoże przez nią przybliżać się do Boga — Stwórcy i Odkupiciela, uczestniczyć w Jego zbawczych zamierzeniach w stosunku do człowieka i świata i pogłębiać w swym życiu przyjaźń z Chrystusem.”[10]

Takimi podstawowymi elementami tej duchowości są:

v Przez pracę człowiek uczestniczy w dziele Stwórcy.

„Bardzo głęboko wpisana jest w Słowo Bożego Objawienia ta podstawowa prawda, że człowiek, stworzony na obraz Boga, przez swoją pracę uczestniczy w dziele swego Stwórcy i na miarę swoich ludzkich możliwości poniekąd dalej je rozwija i dopełnia, postępując wciąż naprzód w odsłanianiu ukrytych w całym stworzeniu zasobów i wartości.” [11]

v Chrystusowa nauka o pracy oparta jest na przykładzie życia samego Jezusa. „Ten, który będąc Bogiem, stał się podobny do nas we wszystkim (por. Hbr 2, 17; Flp 2, 5-8), większą część lat swego życia na ziemi poświęcił pracy przy warsztacie ciesielskim, pracy fizycznej.” [12] „Powierzoną bowiem sobie «ewangelię»: słowo odwiecznej Mądrości, Jezus nie tylko głosił, ale przede wszystkim wypełniał czynem. Była to przeto również ewangelia pracy, gdyż Ten, kto ją głosił, sam był człowiekiem pracy, pracy rzemieślniczej, jak Józef z Nazaretu (por. Mt 13, 55).” <[13] Mimo iż w nauczaniu Jezusa nie znajdujemy nakazu pracy, to wymowa Jego życia jest jednoznaczna: Jezus należy do „świata pracy”.[14]

v Przez pracę człowiek doskonali samego siebie.

Człowiek bowiem pracując, nie tylko przemienia rzeczy i społeczność, lecz doskonali też samego siebie. Uczy się wielu rzeczy, swoje zdolności rozwija, wychodzi z siebie i ponad siebie.” [15] „Urzeczywistnia siebie jako człowiek, a także poniekąd bardziej «staje się człowiekiem».” [16]

v Praca ludzka jest ściśle związana z Chrystusowym Krzyżem i Zmartwychwstaniem.

Każda praca ludzka związana jest z trudem, z cierpieniem. „Pot i trud, jaki (…) związany jest nieodzownie z pracą, dają chrześcijaninowi i każdemu człowiekowi, który jest wezwany do naśladowania Chrystusa, możliwość uczestniczenia z miłością w dziele, które Chrystus przyszedł wypełnić (por. J 17, 4). To dzieło zbawienia dokonało się przez cierpienie i śmierć krzyżową. Znosząc trud pracy w zjednoczeniu z Chrystusem ukrzyżowanym za nas, człowiek współpracuje w pewien sposób z Synem Bożym w odkupieniu ludzkości. Okazuje się prawdziwym uczniem Jezusa, kiedy na każdy dzień bierze krzyż (por. Łk 9, 23) działalności, do której został powołany.”[17]

Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że do apostolstwa w szeroko rozumianej pracy zawodowej powołani jesteśmy my - świeccy. Na to zadanie świeckich wskazał wyraźnie Sobór Watykański II w Konstytucji dogmatycznej o Kościele „Lumen Gentium” i Dekrecie o apostolstwie świeckich „Apostolicam actuositatem”. Apostolstwo zdefiniowane zostało jako szerzenie królestwa Chrystusowego w świecie ku chwale Ojca, by włączyć wszystkich ludzi w zbawcze dzieło odkupienia i przez to skierować cały świat do Chrystusa.[18] „Ponieważ (…) właściwością stanu ludzi świeckich jest życie wśród świata i spraw doczesnych, dlatego wzywa ich Bóg, by ożywieni duchem chrześcijańskim, sprawowali niczym zaczyn swoje apostolstwo w świecie[19]. I nikt w tym zadaniu nie może świeckich zastąpić.[20]

Celem tego apostolstwa jest zawsze zbawienie ludzi, ale obejmuje ono również odnowę porządku doczesnego, a dokonuje się przez przepajanie i doskonalenie tego porządku duchem ewangelicznym.[21] „Świeccy (…) powinni podjąć trud odnowy porządku doczesnego jako własne zadanie i spełniać je bezpośrednio i zdecydowanie, kierując się światłem Ewangelii i duchem Kościoła, przynaglani miłością chrześcijańską.”[22] „Chrystusowe dzieło odkupienia (…) obejmuje również odnowę całego porządku doczesnego.”[23]

W posynodalnej adhortacji apostolskiej „Christifideles laici”, która ma pobudzić i ożywić świadomość odpowiedzialności wszystkich świeckich za misję i posłannictwo Kościoła, Jan Paweł II wskazuje na wezwanie Pana Jezusa: „Idźcie i wy do mojej winnicy” (Mt 20, 3-4). „Ojcowie soborowi, podejmując [ten] apel Chrystusa, wezwali wszystkich świeckich, mężczyzn i kobiety, do pracy w Jego winnicy.”[24]To świat właśnie jest winnicą, to on jest polem, na którym świeccy mają wypełniać swoją misję. Jezus pragnie, by oni, tak jak wszyscy Jego uczniowie, byli solą dla ziemi i światłem świata (por. Mt 5, 13-14).”[25]U podstaw apostolstwa świeckich, do którego wezwani są wszyscy świeccy,[26] leży wiara, nadzieja i miłość, które przez chrzest, bierzmowanie i uczestnictwo w innych sakramentach Duch Święty wlewa obficie w serca nasze.[27] To wszystko otrzymujemy za darmo, bez szczególnego wysiłku z naszej strony. Potrzebny jest jednak nasz wkład. Dlatego powinniśmy poddać się głębokiej formacji, która została określona „jako «stały proces osobistego dojrzewania i upodabniania się do Chrystusa, zgodnie z wolą Ojca, pod kierunkiem Ducha Świętego».”[28] Jej celem jest „coraz pełniejsze odkrywanie przez [świeckich] własnego powołania i coraz większa gotowość do tego, by żyć nim w wypełnianiu własnej misji.”[29] Żeby nasze apostolstwo mogło w ogóle przynieść jakiekolwiek owoce, musimy w każdej chwili naszego życia być żywotnie zjednoczeni z Chrystusem,[30] musimy stale czynić wysiłki, by przyswoić sobie mentalność Jezusa, by myśleć jak On, odczuwać jak On, mówić jak On, działać jak On, pracować jak On, i cierpieć jak On; by prowadzić Chrystusowy styl życia. Pomocne są w tym:

v codzienne czytanie fragmentów Pisma Świętego, a szczególnie Ewangelii i innych ksiąg Nowego Testamentu, rozważanie ich i, co najważniejsze, wprowadzanie ich w życie, kształtowanie naszego życia według przykazań, wskazówek i pouczeń Jezusa, naszego Mistrza i Pana, i to tak głęboko, żeby z naszego życia inni mogli odczytać żywą Ewangelię.

v te wysiłki musimy wspierać jak najczęstszym uczestnictwem w sakramentach świętych, a szczególnie w sakramencie pokuty i sakramencie Eucharystii. „Albowiem «nie co innego sprawia uczestnictwo w ciele i krwi Chrystusa jak to właśnie, że się przemieniamy w to, co przyjmujemy».[31]

v wszystkie trudności, porażki, opory, sprzeciwy, kpiny, wyśmiewanie, z jakimi spotykamy się w świecie pracy, mogą bardzo mocno wpłynąć na nasz zapał apostolski: mogą go zgasić całkowicie. Wtedy mamy jedno wyjście. Przypomnieć sobie, że Bóg mnie kocha. Kocha mnie tak, jakby nikogo innego nie było na świecie, tylko ja. Miłość tę wyraził najdobitniej w Jezusie Chrystusie, który dla nas wziął swój krzyż, poddał się okrutnej męce, przeżył cierpienie opuszczenia przez Ojca, ale nawet w tej nocy nie przestał kochać tych, którzy zadawali mu ból, wyśmiewali pod krzyżem, by na końcu Bogu Ojcu oddać ducha swego. Nie jesteśmy masochistami. Nie wybieramy krzyża, wybieramy Jezusa, Boga ukrzyżowanego, który ukochał nas w sposób ekstremalny.

W ewangelii św. Łukasza czytamy takie zdanie Jezusa: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął” (Łk 12, 49). O jaki ogień tu chodzi? O ten ogień, który płonie w łonie Trójcy Przenajświętszej, który kierował wszystkimi krokami, wszystkimi czynami, wszystkimi słowami Jezusa. O ogień, który nie przestanie płonąć, póki nie spali i nie przemieni wszystkiego, co napotka na swej drodze. Słychać tu ogromne pragnienie Jezusa, by ta ziemia, ten nasz świat miał posmak nieba: „Jako w niebie, tak i na ziemi” (Mt 6, 10). Niestety wszyscy widzimy wyraźnie, że jeszcze tak nie jest.

W tym miejscu powinienem zrobić rachunek sumienia. Jakie jest moje życie, mój zapał apostolski? Jaki ogień płonie w mojej duszy? Jeśli jest to płomyk tak malutki, jakim płonie maleńka świeczka, to najmniejszy podmuch przeciwności, zgasi go od razu. Natomiast, jeśli będzie to płomień, który zajmuje już olbrzymie połacie mojej duszy, mojego serca i mojego życia, to wie o tym każdy strażak, że każdy podmuch przeciwności i trudności spowoduje dalsze rozprzestrzenianie się tego ognia. Tak może się dziać, jeśli wszyscy całą duszą przylgniemy do Jezusa, jeśli będziemy posiadali Jego mentalność.

Takiego ognia życzę sobie na każdy dzień, o taki się modlę, o taki się staram.

 

Moje świadectwo

Za dwa i pół miesiąca przejdę na emeryturę. Prawie 24 lata temu zacząłem pracować w nowopowstającym instytucie. Uczestniczyłem w jego tworzeniu. Z poprzednich miejsc pracy wyniosłem przekonanie, że w zasadzie wszyscy, z którymi pracowałem, nosili w głębi serca pragnienie, by to miejsce nie charakteryzowało się tylko wykonywaniem poleceń, wykazywaniem się efektami pracy, ale było czymś więcej. Te same polecenia można przecież wykonywać w przyjaznej atmosferze. A kiedy powierzono mi kierownicze stanowisko, pomyślałem, że jest to świetna okazja, żeby od początku budować klimat ludzki, a nawet rodzinny, przeniknięty życzliwością, zrozumieniem, wzajemnym zaufaniem i radością. W dziale, którym kieruję jest nas 8 osób. Jest to dział „służebny” wobec pozostałych działów instytutu. Za najważniejsze zadanie postawiłem sobie budowanie takich relacji z koleżankami i kolegami, a szczególnie z moimi podwładnymi, żeby to miejsce, w którym spędzamy prawie 1/3 naszego dorosłego życia, nie odstraszało, żeby sama myśl o pracy nie powodowała stresu. Nie wydawałem im poleceń służbowych, ale uprzejmie prosiłem o wykonanie takiego, czy innego zadania. Gdy je wykonali, dziękowałem. Jeśli sam w czymś wobec nich uchybiłem, to przepraszałem. Robiłem wszystko, żeby nie powstał między nami dystans, jaki często istnieje między przełożonymi a podwładnymi. Otwarcie dzieliłem się z nimi trudnościami, czy problemami, jakie trzeba było rozwiązywać. Wtedy oni sami podpowiadali rozwiązania i je wykonywali. A gdy jakieś sprawy rodzinne kolidowały z pracą, starałem się robić wszystko, by miały pierwszeństwo. Muszę przyznać, że w tych wysiłkach podglądałem naszego Ojca św. Jana Pawła II, który wierzył w człowieka i dawał przykład, jak powinniśmy się odnosić do drugich. Starałem się go w tym naśladować.

Nie było to łatwe i nie z każdym się udawało. Szczególnie jeden z podwładnych ciekawie do mnie się odnosił. Ile razy musiał coś ze mną załatwić, to przychodził z nastawieniem jeżozwierza, albo jak do jamy smoka wawelskiego. Gdy w emocjach prawie wykrzyczał swoją sprawę, zapraszałem go – starając się zachować spokój i opanowanie - by usiadł i jeszcze raz opowiedział, o co chodzi. Wtedy się uspokajał i przedstawiał sprawę z trochę innym nastawieniem. Gdy wchodziłem do pracy, był pierwszym, z którym się witałem, pytałem go o różne jego sprawy. Starałem się uważnie go słuchać i dać mu odczuć, że go rozumiem i że jestem po jego stronie. A gdy znowu przychodził do mnie, mówiłem sobie w duchu: „Boże, teraz daj mi siły, bym nie wypadł z miłości”.

Kiedyś przydarzyła mu się jakaś trudna sprawa rodzinna, a jej pomyślne załatwienie zależało od mojej decyzji, czy dostanie dzień urlopu. Przychyliłem się do jego prośby i sprawy potoczyły się po jego myśli. Sprawiło to lekkie zmiękczenie jego nastawienia do mnie. I przez następne lata starałem się świadomie budować z nim jakieś ludzkie relacje. Nie czekałem na efekty. Wiedziałem jedno: w nim mogę spotykać Jezusa cierpiącego, który potrzebuje mojej stałej uwagi, mojego zrozumienia.

W pewien piątek, pod koniec pracy, przyszedł do mnie i powiedział: „Wiesz, od pewnego czasu w piątki po pracy chodzimy w czwórkę z kolegami na piwo. Czy nie poszedłbyś z nami?” Nie muszę mówić, jakie było moje zdumienie. Od tego czasu nasze relacje są bardzo dobre. Pomyślałem sobie, jak niewiele wysiłku potrzeba z naszej strony, by Pan sam zmieniał ludzkie serca. Wystarczy Mu zrobić miejsce w naszym sercu, w naszej głowie, w naszej przestrzeni życiowej, także w pracy, a On sam zrobi, co trzeba.

Od kilku tygodni trwa nabór mojego następcy. Gdy zapadła decyzja, kto zostanie nowym kierownikiem działu, zaczęło się wypytywanie, kto to jest, jaki jest. Niektórzy mówili wprost: „Żeby tylko nie zmieniła się atmosfera w pracy”.

Jeżeli jest w naszym instytucie dobry klimat, to jest to zasługa wielu ludzi, którzy zrozumieli, że warto o ten klimat zabiegać. Wtedy pracuje się łatwiej i efekty pracy są lepsze. I mam wrażenie, że można coś zbudować, jeżeli zaufamy ludziom i będziemy ich traktować tak, jak Jezus sobie tego życzy: „Cokolwiek czynicie jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie czynicie” (por. Mt 25, 40).

 



[1] Encyklika Laborem exercens, 1;

[2]Stworzony bowiem na obraz i podobieństwo Boga Samego (por. Rdz 1, 26) wśród widzialnego wszechświata, ustanowiony, aby ziemię czynić sobie poddaną (por. Rdz 1, 28), jest człowiek przez to samo od początku powołany do pracy. Praca wyróżnia go wśród reszty stworzeń, których działalności związanej z utrzymaniem życia nie można nazywać pracą — tylko człowiek jest do niej zdolny i tylko człowiek ją wykonuje, wypełniając równocześnie pracą swoje bytowanie na ziemi. Tak więc praca nosi na sobie szczególne znamię człowieka i człowieczeństwa, znamię osoby działającej we wspólnocie osób — a znamię to stanowi jej wewnętrzną kwalifikację, konstytuuje niejako samą jej naturę.” (tamże, wstęp);

[3]Praca jest jednym z tych aspektów, aspektem odwiecznym i pierwszoplanowym (…) podstawowym wymiarem ludzkiego bytowania, (…) z którego czerpie właściwą sobie godność — ale w którym zawiera się zarazem nieustająca miara ludzkiego trudu, cierpienia, a także krzywdy i niesprawiedliwości, sięgających głęboko w życie społeczne. (…) Z pracy rąk swoich pożywa człowiek chleb (por. Ps 128 [127], 2) — i to nie tylko ów chleb codzienny, (…) ale także chleb wiedzy i postępu, cywilizacji i kultury, (…) chleb ten pożywa «w pocie czoła» (por. Rdz 3, 19), to znaczy nie tylko przy osobistym wysiłku i trudzie, ale także wśród wielu napięć, konfliktów i kryzysów.” tamże, 1, 4;

[4] zob. przypis 2; „Kiedy człowiek, stworzony «na obraz Boży (...) jako mężczyzna i niewiasta» (por. Rdz 1, 27), słyszy słowa: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną» (Rdz 1, 28) — to chociaż słowa te nie mówią wprost i wyraźnie o pracy, pośrednio wskazują na nią ponad wszelką wątpliwość, jako na działanie, które ma on wykonywać na ziemi.” (tamże, 4);

[5] tamże, 4;

[6] tamże, 6;

[7]Praca jest, jak powiedziano, powinnością, czyli obowiązkiem człowieka i to w wielorakim tego słowa znaczeniu. Człowiek powinien pracować zarówno ze względu na nakaz Stwórcy, jak też ze względu na swoje własne człowieczeństwo, którego utrzymanie i rozwój domaga się pracy. Powinien człowiek pracować ze względu na bliźnich, zwłaszcza ze względu na swoją rodzinę, ale także ze względu na społeczeństwo, do którego należy, na naród, którego jest synem czy córką, ze względu na całą rodzinę ludzką, której jest członkiem, będąc dziedzicem pracy pokoleń, a zarazem współtwórcą przyszłości tych, którzy po nim nastaną w kolei dziejów. To wszystko składa się na szeroko pojętą moralną powinność pracy.” tamże, 16;

[8]Człowiek dlatego ma czynić sobie ziemię poddaną, ma nad nią panować, ponieważ jako «obraz Boga» jest osobą, (…). Jako osoba pracuje, wykonuje różne czynności przynależące do procesu pracy, a wszystkie one, bez względu na ich charakter, mają służyć urzeczywistnianiu się jego człowieczeństwa, spełnianiu osobowego powołania, które jest mu właściwe z racji samegoż człowieczeństwa.” tamże, 6;

[9]Do całego też człowieka zwrócone jest Słowo Boga Żywego, ewangeliczne orędzie zbawienia, w którym odnajdujemy wiele treści — jakby szczególnych świateł — skierowanych ku pracy ludzkiej. Potrzebna jest odpowiednia asymilacja tych treści, potrzebny jest wewnętrzny wysiłek ducha ludzkiego, prowadzony wiarą, nadzieją i miłością, aby przy pomocy tych treści nadać pracy konkretnego człowieka to znaczenie, jakie ma ona w oczach Boga, i poprzez które wchodzi ona w dzieło zbawienia jako jego zwyczajny, a równocześnie szczególnie doniosły wątek i składnik.” tamże, 24;

[10] „Jeśli Kościół uważa za swą powinność wypowiadanie się w sprawach pracy z punktu widzenia jej ludzkiej wartości oraz związanego z nią społecznego porządku moralnego — widząc w tym doniosłe swe zadanie w służbie całego orędzia ewangelicznego — to równocześnie szczególną swą powinność dostrzega w kształtowaniu takiej duchowości pracy, która wszystkim ludziom pomoże przez nią przybliżać się do Boga — Stwórcy i Odkupiciela, uczestniczyć w Jego zbawczych zamierzeniach w stosunku do człowieka i świata i pogłębiać w swym życiu przyjaźń z Chrystusem, podejmując przez wiarę żywy udział w Jego trojakim posłannictwie: Kapłana, Proroka i Króla, tak jak o tym wspaniale naucza Sobór Watykański II.” tamże, 24;

[11] tamże, 25;

[12] tamże, 6;

[13] tamże, 26;

[14] „Wymowa życia Chrystusa jest jednoznaczna: należy On do „świata pracy”, ma dla ludzkiej pracy uznanie i szacunek, można powiedzieć więcej: z miłością patrzy na tę pracę, na różne jej rodzaje, widząc w każdej jakiś szczególny rys podobieństwa człowieka do Boga — Stwórcy i Ojca.” tamże, 26;

[15] tamże, 26;

[16] „Praca jest dobrem człowieka — dobrem jego człowieczeństwa — przez pracę bowiem człowiek nie tylko przekształca przyrodę, dostosowując ją do swoich potrzeb, ale także urzeczywistnia siebie jako człowiek, a także poniekąd bardziej «staje się człowiekiem».” tamże, 9;

[17] tamże, 27;

[18] „Kościół powstał do życia w tym celu, by szerząc królestwo Chrystusowe po całej ziemi ku chwale Ojca, uczynić wszystkich ludzi uczestnikami zbawczego odkupienia i by przez nich skierować cały świat rzeczywiście do Chrystusa.” Dekret o apostolstwie świeckich Apostolicam actuositatem, 2;

[19] tamże, 2;

[20] „Apostolstwo w środowisku społecznym, a mianowicie staranie się o kształtowanie w duchu chrześcijańskim sposobu myślenia i obyczajów, praw oraz ustroju własnej społeczności, jest tak dalece zadaniem i obowiązkiem świeckich, że inni nigdy nie potrafią go należycie wypełnić. Na tym polu świeccy mogą apostołować między podobnymi sobie. Tutaj uzupełniają świadectwo życia świadectwem słowa. Tutaj w środowisku pracy czy zawodu, studiów czy miejsca zamieszkania, rozrywki czy spotkań towarzyskich mają odpowiedniejszą sposobność wspomagania braci.” tamże, 13;

[21] „Chrystusowe dzieło odkupienia, mające zasadniczo na celu zbawienie ludzi, obejmuje również odnowę całego porządku doczesnego. Stąd posłannictwo Kościoła nie polega tylko na przekazywaniu ludziom ewangelicznego orędzia Chrystusa i Jego łaski, ale także na przepajaniu i doskonaleniu duchem ewangelicznym porządku spraw doczesnych.” tamże, 5;

[22] tamże, 7;

[23] „Chrystusowe dzieło odkupienia, mające zasadniczo na celu zbawienie ludzi, obejmuje również odnowę całego porządku doczesnego. Stąd posłannictwo Kościoła nie polega tylko na przekazywaniu ludziom ewangelicznego orędzia Chrystusa i Jego łaski, ale także na przepajaniu i doskonaleniu duchem ewangelicznym porządku spraw doczesnych. Świeccy zatem wypełniając to posłannictwo Kościoła, prowadzą działalność apostolską zarówno w Kościele, jak i w świecie, tak w porządku duchowym, jak i doczesnym.” tamże, 5;

[24] Adhortacja apostolska Christifideles laici, 2;

[25] tamże, 3;

[26] Dekret apostolstwie świeckich Apostolicam actuositatem, 16;

[27] „Apostolstwo sprawuje się w wierze, nadziei i miłości, które rozlewa Duch Święty w sercach wszystkich członków Kościoła.” tamże, 3;

[28] Adhortacja apostolska Christifideles laici, 57;

[29] tamże, 58;

[30] „Owocność apostolstwa świeckich zależy od ich żywotnego zjednoczenia z Chrystusem według słów Pana: «Kto mieszka we mnie, a ja w nim, ten wiele owocu przynosi, bo beze mnie nic uczynić nie możecie» (J 15,5).” Dekret o apostolstwie świeckich Apostolicam actuositatem, 4;Tak oto przez chrzest i bierzmowanie ochrzczony uczestniczy w misji samego Jezusa Chrystusa, Mesjasza i Zbawiciela.” Adhortacja apostolska Christifideles laici, 13; Jezus „objawił tajemnicze zjednoczenie swoich uczniów z sobą i pomiędzy nimi jako odbicie i przedłużenie owej tajemniczej jedności, która łączy Ojca z Synem i Syna z Ojcem miłością w Duchu Świętym (por. J 17, 21).” tamże, 12;

[31] Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium, 26;