- Kondycja duchowa młodego pokolenia Polaków, ks. Krzysztof Pawlina, Rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Warszawie
- Młodzież współczesna jako pokolenie porzucone przez dorosłych, dr Kazimierz Korab, Prezes Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców
- Rola ruchów kościelnych w Europie na podstawie Adhortacji Jana Pawła II „Ecclesia in Europa”, bp Piotr Libera, Sekretarz Generalny Konferencji Episkopatu Polski
- Konferencje Ogólnopolskie, Kongresy Diecezjalne 2004-2005
Kondycja duchowa młodego pokolenia Polaków
ks. Krzysztof Pawlina, Rektor Wyższego
Seminarium Duchownego w Warszawie
Konferencja wygłoszona na Spotkaniu Plenarnym ORRK, Warszawa, 8 listopada 2003
Wstęp
Istnieją w Polsce dwie tendencje w opiniach o młodzieży. Pierwsza – to tendencja do idealizowania młodzieży. Ma ona swoją starą tradycję. Zawsze w młodym pokoleniu dopatrywano się czegoś – za czym tęskniło pokolenie dorosłe, czego nie udało się dokonać pokoleniu schodzącemu.
Młodzież szansą społeczeństwa, młodzież naszą nadzieją, młodzi naszą przyszłością. Takie i inne sformułowania wyrażają tę pierwszą tendencję – tendencję do idealizowania młodzieży.
Druga tendencja to tendencja do deprecjonowania młodzieży. Młodzi są postrzegani jako zagrożenie. Skąd bierze się narzekanie na młodzież?
Młodzież jest zawsze inna niż ludzie dorośli. Odmienność ta pochodzi z faktu większej biologicznej witalności młodzieży i wypływającej zeń skłonności do najróżniejszych przygód.
Odmienność ta ma jeszcze inne źródło. Młodzież, siłą faktu ma mniejszy bagaż życiowych doświadczeń niż ludzie dorośli. Wszystkie zdobyte przez nią doświadczenia życiowe pochodzą z czasów mniej odległych niż te doświadczenia, jakie zdobyli ludzie dorośli. Z tego punktu widzenia najlepiej widać, że młodzież, a dokładniej mówiąc, jej zachowanie stanowi najwierniejsze zwierciadło epoki. Młodzież odzwierciedla świat taki, jaki on jest.
Jeśli mówimy, że młodzież jest zła, to należy dodać – świat, w którym żyjemy jest taki, jaki prezentuje współczesna młodzież. A więc jaki on jest?
I. Duszpasterz pośród młodzieży
Kilka miesięcy temu przeprowadzone zostały w siedmiu liceach warszawskich badania ankietowe. Badania przeprowadzili nauczyciele nie na lekcji religii, ale w ramach innych zajęć. Badani byli więc wszyscy - chodzący na katechezy i nie praktykujący.
Co z tych badań można wywnioskować?
Jest to pokolenie, które teoretycznie potrzebuje duszpasterza w swoim życiu. Tylko niewielka grupa stwierdziła: „dam sobie radę sam – ksiądz nie jest mi potrzebny”. Są to jednak w większości deklaracje pragnieniowe, teoretyczne. Rzeczowistość wygląda nieco inaczej.
Młodzi ludzie, choć mówią, że ksiądz jest im potrzebny, to w rzeczywistości nie mają z nim często kontaktu. Poza religią, spowiedzią, kolędą i kancelarią, a więc poza spotkaniami formalnymi w większości młodzież szkół średnich nie ma kontaktu z księdzem. Duża grupa uczniów na pytanie: „Kiedy ostatnio rozmawiałeś z księdzem?” odpowiada: „nie pamiętam, dwa lata temu, trzy, chyba w szkole podstawowej”. Dość duża grupa ankietowanych odpowiada: „tak naprawdę, w cztery oczy, o sobie – nigdy z księdzem nie rozmawiałem”. Jest, co prawda grupa uczniów, która ma bliższy kontakt z księdzem, a nawet się z nim przyjaźni, ale to grono jest bardzo małe. Jakiego rodzaju to kontakty? „Należę do grupy oazowej”; „nasz ksiądz po Mszy św. wychodzi do nas i rozmawia z nami”; „był u rodziców na kolacji i rozmawiał ze mną”; „sam do niego przyszedłem”; „mam przyjaciela księdza”. Oto okoliczności kontaktu młodego człowieka z duchownym. Dlaczego taki rzadki kontakt, jeśli mówią: „potrzebny jest ksiądz w życiu młodego człowieka”?
Najwięcej odpowiedzi można streścić następującymi stwierdzeniami: „mamy wrażenie, że księża nas nie rozumieją, nie wiedzą, co my przeżywamy, jakie mamy problemy – po prostu nas nie znają. To są dwa odrębne światy, które się nie spotykają, świat księży jest światem innej epoki”.
To jedna grupa odpowiedzi, ukazującej dlaczego młodzi ludzie nie mają żywego kontaktu ze swoim duszpasterzem.
Odpowiedź druga brzmi następująco: „ nie zwracam się do księdza o pomoc, o rozmowę, bo mu nie ufam. To po pierwsze, a po drugie wielu księży, choć nie wszyscy, z którymi mamy kontakt - po prostu nie jest nami zainteresowanych. Ich nie obchodzi stan naszej duszy. Odwalają lekcje i idą w swój świat. Oni są zajęci sobą”.
I trzecia grupa odpowiedzi streszczająca się w następujących stwierdzeniach: „nie szukamy u nich oparcia, pomocy, rozmowy – bo są mało wyrozumiali. Przecież i oni w końcu byli kiedyś młodymi ludźmi. Czekamy, że któryś z duchownych wyciągnie pierwszy rękę do nas, bo my nie mamy odwagi, aby przebić się do księżowskiego serca”.
Jeśli nie mają kontaktu częstego z księdzem z jakiegoś powodu, to czy w ogóle ksiądz jest im potrzebny? Dlaczego na pierwsze pytanie w ankiecie odpowiadają, że ksiądz jest potrzebny młodemu człowiekowi? Przydałby się od czasu do czasu kiedy wszystko się wali, w domu nie ma z kim porozmawiać – do kogo wówczas pójść, no może do księdza…
Jest jeszcze inny motyw potrzeby księdza. Mówią tak: „w dzisiejszych czasach wśród nas jest wielu takich, którzy bądź nie mogą, bądź nie umieją się odnaleźć w życiu. Jeśli ksiądz im nie pomoże pójdą na dno”.
Wniosek: To pokolenie jakby nie miało rodziców. Rodzi się potrzeba zastępcza. Jeśli nie rodzice, to ksiądz. Oni nie potrzebują księdza, żeby ich nauczył modlitwy, wyjaśnił sprawy wiary, kwestie duchowe. Nie – to jest poza zasięgiem ich oczekiwań. Potrzebują najpierw bliskiej im osoby. Wyrośnięci, ale nie wychowani. Duzi, ale głodni miłości jak dzieci. Czego chcą od nas: rozmowy, rozmowy i jeszcze raz rozmowy. Zapytajmy jaki ma być temat tych rozmów? „Niech wysłuchają naszych problemów, kłopotów. Księża powinni nam pokazywać drogi wyjścia z naszych pogmatwanych sytuacji”. Takich odpowiedzi było najwięcej. Do rzadkości należą odpowiedzi: „księża powinni nas uczyć Biblii, powinni nam pomagać połączyć życie z wiarą”. Generalnie rzecz biorąc problemy młodzieży to nie Bóg, jaki On jest, to nie ciekawość Pana Jezusa, to nie kłopot o życie duchowe, ale „ja” młodego człowieka - to jest problem.
Księża w seminarium są przygotowywani do posługi w Kościele w ten sposób: idź i głoś, mów jaki jest Pan Jezus – jak On kocha ludzi. Młodzi mówią: „zostaw Pana Jezusa, rozmawiaj z nami, o nas. Rozmawiaj, ale nie wtrącaj do tego Kościoła”.
Postmodernizm jest budowaniem wartości poza Bogiem. Walter Kasper powiedział w 2000 roku do księży z diecezji mediolańskiej: „człowiekowi współczesnemu przyszło znaleźć się w takich warunkach życia, które czynią go niezdolnym do otwarcia się na Boga. Wszystkie wysiłki na rzecz ludzi żyjących dziś i jutro powinny być skierowane ku uczynieniu człowieka na nowo zdolnym do otwarcia się na Boga, a więc na religię”.
Rozeznanie, jakie płynie z przeprowadzonych badań pozwala na wypowiedzenie takiego zdania. Wielu z nas, choć rozmawia z młodzieżą, nie ma odwagi powiedzieć: „słuchaj - nie da się pewnych problemów bez Pana Boga rozwiązać”. Posługę Kościoła chce się sprowadzić do poziomu horyzontalnego. Odniesienie ku transcendencji, ku nadprzyrodzoności zaczyna zanikać w trudnej posłudze młodym, którzy z jednej strony mówią: „niech ksiądz da spokój z tym, co Kościół mówi”, a z drugiej strony tęsknią za tym, co duchowe.
To jest konfrontacja świata z Ewangelią. I wielu z tej walki wycofuje się na spokojne pozycje, które młodzież określa tak: „nasz ksiądz odwali katechezę i znika. Im na nas nie zależy. Nie ma w nich jakiejś chęci powalczenia o nas”.
Jest jeszcze sprawa bardzo trudna dla księdza w pracy z młodzieżą; „my chcemy - mówią młodzi – księdza, który będzie współczesny, tolerancyjny, wyrozumiały. Przecież nie można się kurczowo trzymać starych zasad; świat się zmienia i Kościół musi się zmienić. Więcej tolerancji dla seksu, przecież to przesada, co Kościół mówi o aborcji. Więcej wyrozumiałości dla używek życia. Dość tego konserwatyzmu. Liberalizacja seksu, aborcji, narkotyków i alkoholu. Krótko mówiąc niech Kościół zrozumie, że nam potrzeba takiej wartości, jaką jest przyjemność”. I tu napotykają mur – co z tym robić?
Ksiądz Jan Twardowski tak przed laty mówił do kapłanów: „Pamiętajcie, że będą chwile rozczarowania w waszym kapłaństwie. Będziesz chciał mówić ludziom o Bogu, a oni będą patrzeć czyś przystojny, czy umiesz śpiewać, czy jesteś ludzki – o Boga nie będą pytać. Będziecie rozczarowani, bo was przygotowali do czego innego – i czego innego ludzie od was będą chcieli”.
II. To nie jest zgorzkniałe pokolenie…
Obiegowe opinie mówią nam, że młody człowiek jest opuszczony przez rodzinę, najbliższych - że po prostu jest pozostawiony sam sobie. Tego nie potwierdzają badania. Z analiz wyłania się obraz ludzi mających poczucie akceptacji, otoczonych życzliwymi ludźmi. Na pytanie: „Kto wykazuje szczere zainteresowanie tym co masz do powiedzenia?” ogromna większość wymienia rodziców. Prawie tyle samo wskazań otrzymali przyjaciele, a w tej grupie szczególne miejsce zajmują osoby wybrane - chłopak lub dziewczyna.
Nie można stracić z oczu grupy młodych ludzi - choć niewielkiej - która na pytanie: Kto wykazuje szczere zainteresowanie tym co masz do powiedzenia? – odpowiada, „Szczerze - to chyba nikt. Rodzice, bo tak wypada. Znajomi, bo nie chcą być niemili. Nauczyciele - nauczyciele przestali wreszcie udawać, że się szczerze nami interesują”. Wśród tej grupy jest kilka osób, które stanowczo stwierdziło – „Nikt się mną nie interesuje – nawet w domu. Rodzice ograniczają się do banałów. Bliższy jest im pies niż moje sprawy”.
Do kogo iść z trudnymi sprawami?
W sytuacjach kryzysu sprawdza się refren piosenki: Nie ma jak u mamy…
Na pytanie: „Czy masz kogoś, do kogo możesz pójść z trudnymi sprawami?” dla około 85% matka pozostaje powierniczką najtrudniejszych spraw. Oczywiście nie dotyczy to spraw sercowych.
Rodzice są jakoś powiernikami swoich dzieci – ale nie wszystkich spraw. Jakby te najważniejsze rozwiązywane są poza rodziną, poza tymi, którzy najbardziej ich kochają.
Wniosek nasuwa się prosty. Rodzina, rodzice są bliscy swoim dzieciom, ale nie mają klucza do ich najtajniejszych pokładów.
Znamienne jest, że w sprawach trudnych niewielu poszłoby do księdza, a jeszcze rzadziej do nauczyciela, wychowawcy.
Padają dość często opinie, że młodzież jest niewdzięczna, nie docenia poświęcenia najbliższych, że nie widzi nic poza sobą. Badania takich opinii się potwierdzają.
Na pytanie: Czy ktoś przejmuje się twoją przyszłością? - Ogromna większość stwierdza, że są to rodzice. A dlaczego? „Bo mnie kochają, bo im na mnie zależy, bo chcą dla mnie jak najlepiej. Chcą, aby mi się w życiu powiodło”.
Druga grupa motywacji troski rodziców o przyszłość swoich dzieci oscyluje w dziedzinie materialnej.
Dobra praca, to najczęściej powtarzany motyw troski o przyszłość dzieci.
Trzecia grupa motywacji troski o dzieci skupia się na kształceniu.
Horyzont tego zatroskania rodziców jest zbyt płaski. Ta troska o przyszłość dzieci sprowadza się do ich dobrobytu – żeby było im dobrze w przyszłości.
Niewielu rodziców daje znać swoim pociechom, że zależy im nie tyle na tym, żeby było im dobrze, ale by oni byli dobrzy. Do rzadkości należą następujące stwierdzenia:
„Rodzice troszczą się o to, abym był wartościowym człowiekiem”,
„Żebym wyszedł na ludzi i nie zmarnował się w tym okrutnym świecie”.
III. Nowa religijność
Religijność bez Kościoła
Aby mówić o zmianach religijności chciałbym dokonać pewnego rozróżnienia: Kościół i religia.
Kościół to rzeczywistość, która ukazuje bardziej instytucjonalny charakter. Religia ujawnia charakter bardziej osobowy. Te dwie rzeczywistości: Kościół i religia są połączone układem wzajemnych powiązań i uzależnień. W okresie tzw. realnego socjalizmu dokonywał się w społeczeństwie polskim proces „ukościelniania” religijności. Ten, kto był religijny, czuł się równocześnie związany z Kościołem.
Od 1989 roku dokonuje się w Polsce pewien rozpad dotychczasowych struktur religijno-kościelnych. Zauważa się dwie tendencje. Pierwsza – liczba osób szukających religii, odczuwających głód transcendencji nie spada. Dla prawie 90% młodzieży wiara religijna, choć w różnym stopniu, ma istotną wartość w ich życiu osobistym.
Druga tendencja – zwiększa się zbiorowość ludzi religijnych, którzy nie potrzebują Kościoła. Dla przykładu – około 5% deklarujących się jako głęboko wierzący w ogóle nie chodzi na Mszę św., nie przystępuje do spowiedzi. Ale są to ludzie, którzy deklarują, że mają kontakt z Bogiem. Krótko mówiąc: Kościół traci na znaczeniu a religia zyskuje nowe oblicze.
Młody człowiek szuka odniesienia do Boga, potrzebuje duchowości, ale coraz częściej obojętnie odnosi się do Kościoła. Należy jednak dodać, że osłabienie czy utrata kościelności może pociągnąć za sobą negatywne przemiany a nawet rozpad religijności. Osłabienie zaufania do Kościoła będzie w przyszłości prawdopodobnie jednym z ważnych czynników generujących kryzysy religijne, obojętność, a także odchodzenie ku pozainstytucjonalnym formom religijności.
Wiara z wyboru
W Polsce przez wiele lat wiara była wartością narodową, kulturową. Wiara była wartością dziedziczną, przekazywaną w domu, w narodzie jako coś oczywistego, jako społeczna wartość.
Diagnozy socjologiczne mówią o pewnych zmianach religijności. Nie zapowiadają upadku religijności w przyszłej Polsce, mówią jednak o zmianach. Zmiana ta polega na przejściu od religijności dziedziczenia do religijności przeżywanej. Religijność przestaje być wartością tradycyjną, ale staje się doświadczeniem osobistym. Oznacza to tyle, że jeśli ktoś urodził się w rodzinie wierzącej, to wiara nie zostaje mu przekazana automatycznie. Dziś człowiek sam chce zdecydować, wybierać. Jest to przejście od religijności dziedziczenia do wartości osobistej. Krótko mówiąc – nie przewiduje się jakiegoś gwałtownego odwrotu od religii, ale przewiduje się, że nie będzie przekazywana - jak do tej pory - przez tradycję, ale przez osobisty wybór; świadoma osobista decyzja – to kierunek przyszłości ludzi wierzących.
W warunkach kształtowania się społeczeństwa pluralistycznego wiara nie będzie tylko sprawą urodzenia czy kulturowego dziedziczenia. Krótko mówiąc środowisko społeczne nie będzie gwarancją przekazywania wiary. Będzie ona przede wszystkim wyrazem świadomej i osobistej decyzji.
Osobiste doświadczenie kluczem do Kościoła
W ponowoczesnym społeczeństwie wierzenia religijne nie zanikną. Kierunek ewolucji religijności zmierza od form obrzędowości do osobistego doświadczenia. Nowe podejście do religii będzie bardziej wiązać się z doświadczeniem religijnym niż nauczaniem Kościoła; bardziej z tym, co osobiste niż instytucjonalne; bardziej z religijnością prywatną niż oficjalną.
Młody człowiek we współczesnej cywilizacji uznaje za swoje tylko to, czego sam doświadczył, co przeżył, co stało się jego udziałem.
Również w kwestiach wiary ważne jest przede wszystkim to, co stało się jego udziałem, natomiast formy obrzędowości męczą, są mu obce.
Na uroczystość św. Andrzeja Boboli organizowana jest w Warszawie procesja ku czci patrona Metropolii. Idą kanonicy, prałaci, delegacje parafii niosą feretrony i chorągwie. Lud śpiewa: święty Andrzeju patronie nasz ... i tak idziemy na Nowe Miasto.
W maju, w ciepłe popołudnie właściciele kawiarni wystawiają stoliki na zewnątrz. Młodzież siedząc przy stolikach pije piwo, je lody i patrzy na dość liczną grupę modlących się w procesji.
Modli się Kościół tradycyjny, sprawdzony, Polonia semper fidelis ... A młode pokolenie, młody Kościół siedzi w kawiarni i patrzy ze zdziwieniem pytając: dlaczego oni tak chodzą?
Czuć duże napięcie istniejące pomiędzy ową procesją i młodą klientelą okolicznych barów. Ci pierwsi patrzą na drugich ze zgorszeniem, ci drudzy odwzajemniają się mieszaniną zdziwienia i litości.
Po procesji wróciłem do domu, ale to napięcie nie dawało mi spokoju. Myślałem sobie – przecież w sierpniu tysiące młodych ludzi wyrusza na pielgrzymie szlaki do Częstochowy. Dlaczego nie szli oni dzisiaj z nami?
Zacząłem analizować wyniki swoich badań dotyczących młodzieży.
Współczesna młodzież w życiu ceni sobie najbardziej wolność, sprawiedliwość, miłość i uczciwość. To wszystko znajduje się przecież w Ewangelii. Te tęsknoty młodzieży to pragnienie rodem z Ewangelii. Dlaczego oni nie poszli dziś z nami w procesji?
Nie poszli, bo ta forma bycia, manifestacji Kościoła jest im obca i trudna do zaakceptowania. Odrzucając jednak owe formy, nie odrzucają tym samym Ewangelii. Trzeba więc szukać innych sposobów wyrażania się Kościoła – takich, w których młody Kościół będzie czuł się „jak u siebie”.
Młody człowiek musi poznać najpierw „smak” spotkania z Bogiem. Owo doświadczenie, pewna satysfakcja będzie warunkiem przyjęcia wiary. Relacja osobowa: człowiek – Bóg, ja i On – wydają się być kluczem do osiągnięcia doświadczenia religijnego, a w konsekwencji do przyjęcia wiary. Osobiste doświadczenie, „dogadania się” z Bogiem, może być pomostem do świadomego i aktywnego uczestniczenia w życiu Kościoła.
Moralność własnej produkcji
Specyficzną cechą religijności Polaków jest odmienne jej funkcjonowanie na dwóch płaszczyznach.
Pierwsza to przyznanie się do wiary. Druga to przekonania moralne. Jeśli o pierwszej mówimy, to można powiedzieć, że nie jest jeszcze tak źle; to o moralności tak powiedzieć się nie da. Pękło coś w naszej obyczajowości.
Ogólnie biorąc nie odrzuca się religii. Jest ona potrzebna jakoś w życiu człowieka. W codziennym jednak myśleniu dominuje przekonanie, że bez Boga można po prostu się obejść. Wiara nie wydaje się konieczna do ułożenia sobie życia. Dlatego nie przeszkadza młodym ludziom, że z jednej strony wyznają wiarę, a drugiej żyją tak, jakby Boga nie było.
Autorytet Kościoła w kwestiach moralnych uznaje 31% młodzieży, w tym 65% głęboko wierzących i 34% wierzących. A więc jedynie, co trzecia osoba z tej grupy godzi się z tym, czego naucza Kościół w sprawach moralnych. Co drugi opowiada się za etyką sytuacyjną. Podstawowym arbitrem w sytuacjach wątpliwych moralnie wymieniane jest sumienie.
Dalej, moralny autorytet Kościoła uznaje jedynie 49% osób praktykujących systematycznie. Rozdźwięk między deklarowaną wiarą, a akceptacją nauki głoszonej przez Kościół wzrasta jeszcze bardziej w odniesieniu do zagadnień życia małżeńskiego.
Ta sama młodzież, która opowiada się za dość liberalnym życiem intymnym jeśli nie rozwiązłym jako cel życia na pierwszym miejscu stawia – szczęśliwe życie rodzinne, wielką odwzajemnioną miłość.
81% badanej młodzieży jest zdania, że uczynek bywa dobry lub zły w zależności od czyjegoś punktu widzenia.
Ewidentny kryzys moralny zatacza w Polsce coraz szersze kręgi – wyszedł on już poza życie osobiste. Dotyka życia zawodowego i społecznego. Spada wrażliwość wobec kradzieży (76% na 63%) i szacunku dla osób starszych (z 78% na 68%). Towarzyszy temu zanikanie ocen krytycznych wobec postaw egoistycznych (z 51% na 37%).
Jakie proponuje się sposoby naprawy?
Najczęściej proponuje się wzmożenie systemu kontroli. Komórka „A” kontroluje komórkę „B”. Jeśli komórka „B” została skorumpowana, to trzeba zbudować komórkę „C”, która będzie pełnić kontrolę nad komórką „B” ... I tak bez końca. Sam kontrola nie rozwiązuje jednak problemu.
„Herbata od mieszania nie robi się słodsza” powiedział kiedyś S. Kisiel. To społeczeństwo, które przeżywa kryzys moralny nie tyle trzeba mieszać, ale trzeba dosładzać.
Jan Paweł II wołał w 1995 roku w Skoczowie o ludzi sumienia. Mówił wtedy „Nasza ojczyzna stoi dzisiaj przed wieloma trudnymi problemami społecznymi, gospodarczymi, także politycznymi. Jednak najbardziej podstawowym problemem pozostaje sprawa ładu moralnego. Ten ład jest fundamentem życia każdego człowieka i każdego społeczeństwa. Dlatego Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia”.
Ludzie, którzy przeżyli Katyń opowiadają, że pociągi, które wiozły ludzi na Wschód nie były prawie strzeżone, bo Polacy przyrzekli, że nie uciekną. Ci ludzie zostali zamordowani. Dopiero po 1989 roku wyszło na jaw, jak bardzo jest nam ich brak.
IV. „Idzie nowych ludzi plemię”
Prymas St. Wyszyński myśląc o przyszłości napisał kiedyś, że: „idzie nowych ludzi plemię”.
Zmieniają się czasy, ale każde pokolenie myśląc o przyszłości musi stawiać sobie to pytanie: Jakich będzie to nowych ludzi plemię? Na czym ta nowość będzie polegała?
Zbliża się wyż demograficzny. Apogeum osiągnie on w 2005 roku. Co oznacza wyż demograficzny? Od roku 1970 prawie przez 15 lat rodziło się rocznie 600 tys. dzieci. Dla porównania – aktualnie rodzi się rocznie ok. 360 tysięcy młodych Polaków.
Co to oznacza dla sytuacji w Polsce?
Nowi ludzie
Nastąpi wymiana pokoleń na skalę rewolucyjną: 45% społeczeństwa Polskiego nie będzie pamiętało doświadczeń Solidarności. Z dystansem będą odnosili się do historycznych podziałów. Nie będą znali świata innego niż ten, który kieruje się regułami demokracji, w którym panuje nieskrępowana swoboda przemieszczania się ludzi i idei.
Będzie to grupa ludzi wykształconych. Otóż badania wykazują, że 55% młodzieży szkolnej zamierza studiować. Studia wyższe rozbudzają apetyty, większe aspiracje, większe oczekiwania. Media głosić będą kult sukcesu, a pracy będzie coraz mniej. Pozostanie niemoc zrealizowania oczekiwań, marzeń, planów. Taka będzie rzeczywistość, w obliczu której optymizm młodych ludzi wydaje się imponujący. Około 57% to ci, którzy chcą coś robić ze sobą w Polsce, zrezygnowanych jest tylko 18%.
Będzie to pokolenie ludzi myślących na serio i biorących życie na serio, znających swoją wartość i deklarujących: potraktujcie nas na serio; zagospodarujcie nasz potencjał na serio.
Może być tak, że pewna grupa młodzieży powie kiedyś: nawet jeśli nikomu nie zależy na nas, to my bierzmy życie na serio i będziemy radzić sobie sami.
Ale może też wykreować się grupa młodych ludzi, która może powiedzieć: jeśli oni nas nie traktują na serio, to my im pokażemy, co znaczy zakpić sobie ze społeczeństwa i z rządu.
Młode pokolenie nie chce tego świata rozwalać, ale chce się weń jakoś wpisać. Świadczy o tym choćby to, że młodzi ludzie chcą robić karierę, ale ustawiają ją tak, aby mieć również czas dla rodziny.
Młodzi ludzie chcą mieć też jakieś wartości. Trzy czwarte młodzieży wskazuje na następujące cechy ważne w ich życiu:
- mam rodzinę
- jestem Polakiem
- jestem wierzącym
- jestem Europejczykiem polskiego pochodzenia
Co będzie określało młodzież przyszłości?
Rosnące bezrobocie
Wzrasta tendencja do migracji młodych ludzi. Wyjeżdżają oni za granicę szukać pracy. Jest to już trzecia fala migracyjna. Pierwsza to wojenna. Ludzie, dla których dom ojczysty był najdosłowniej zamknięty. Druga fala wypłynęła w czasach stanu wojennego. Wtedy też mieliśmy do czynienia z pewnym przymusem i nieodwracal-nością. Fala trzecia będzie natomiast falą emigracji zarobkowej, która może mieć nieco inny charakter. Ta nowa emigracja będzie miała drogę powrotu. Stanowić ją będą ludzie w dużej mierze wolni, kreatywni, ambitni. Być może zechcą wracać do Ojczyzny nie tylko na emeryturę. Szkoda, że Ojczyzna dziś nie potrafi wykorzystać potencjału, który ze sobą niosą.
Unia europejska
Wyodrębnią się dwie grupy młodego pokolenia. Ci, którym się uda i ci, którzy pozostaną przez całe życie na marginesie. Nowe elity - to ci, którzy znają języki, opanują nowe technologie, nowe sposoby komunikowania. Takich potrzebuje świat. Na tych czekają miejsca pracy, kariery…
Druga grupa to pariasi nowej Europy – ci, którym nigdy się nie uda, którzy przez całe życie będą pracownikami przy taśmie, ochroniarzami cudzych fortun, sprzątaczami bogatych ulic i bajkowych hipermarketów.
Podatność na manipulacje
Media tworzyć będą w coraz większym stopniu gusta, styl, sposób myślenia. Badania wykazują, że tego samego dnia i o tej samej godzinie program „Big Brother” ogląda 230 tysięcy widzów, a program „Bar” - 460 tysięcy. Jeżeli jest tak nawet w Wielki Czwartek, Wielki Piątek i w Wielką Sobotę – jeśli oglądalność reality show tego rodzaju nie spada nawet w takie dni i jeśli zabawia się w ten sposób tak wielu ludzi, to prawdopodobnie za jakiś czas coś się zmieni w ich myśleniu i przeżywaniu.
Nie wolno niedoceniać wpływu mediów.
Każdy Polak ogląda dziennie 4 godziny i 20 minut TV.
W przeszłości ideologia dotykała struktur społecznych, szkoły, ale zatrzymywała się na progu domu rodzinnego. Dziś weszła ona przez telewizję w sam środek rodziny.
To kazanie, co dzień trwa 4 godziny i 20 minut. To zmienia ludzi.
Zakończenie
Jak temu młodemu pokoleniu pomóc? Jak mu posłużyć?
Kardynał Paul Poupard na Kongresie Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie powiedział: „Potrzeba dziś mężczyzn i kobiet mocnych, wspaniałomyślnych, doskonale dwujęzycznych to znaczy zdolnych mówić językiem Boga w języku ludzkim, podwójnie biegłych, to znaczy kontemplujących Boga i biegłych w ludzkości, zakochanych w Bogu i ludziach”.
I takiej postawy życzę wszystkim uczestnikom tego spotkania.
* * * * *
Młodzież współczesna jako pokolenie porzucone przez dorosłych
dr Kazimierz Korab, Prezes Katolickiego
Stowarzyszenia Wychowawców
Referat wygłoszony w dniu 8 listopada 2003 r. podczas Spotkania Plenarnego ORRK, Warszawa
1. Tematem mojej wypowiedzi mają być niektóre problemy młodzieży. W takim razie muszę od razu na początku zastrzec, że przedstawione niżej refleksje dotyczą tylko jednego z wielu trendów odnoszących się do niewielkiej części tej kategorii wiekowej społeczeństwa polskiego. Równie dobrze można by zatem mówić o przykładach wspaniałych młodych ludzi, nauczycieli, rodziców i katechetów.
2. Zdarza się w ostatnich czasach, że opinia publiczna jest bulwersowana incydentami, które dowodzą, że współczesna młodzież ma problemy i stwarza problemy. Dotyczy to w sposób szczególny młodzieży szkolnej. Problemy te są na tyle ważne, że stają się przedmiotem zainteresowania prasy, radia i telewizji. Niektóre z nich urastają do rangi najważniejszych wydarzeń medialnych. W ciągu ostatnich miesięcy najgłośniejszym echem odbiło się maltretowanie nauczyciela przez uczniów jednej ze szkół w Toruniu. Problemy te zmuszają do zastanowienia i poszukiwania rozwiązań.
3. Nie chcę wchodzić w odwieczny i jałowy spór między pesymistami, twierdzącymi, że współczesna młodzież jest wyjątkowo zepsuta, a optymistami, utrzymującymi, że jest wspaniała oraz realistami, stwierdzającymi, że młodzież zawsze była taka sama. Trzeba się zgodzić, że dzieci, uczniowie, studenci w zakresie tego, co dla człowieka najistotniejsze, nie różnią się od swoich odpowiedników w przeszłości. Ze względu jednak na specyfikę swojego wieku definiują się przez maksymalne otwieranie się na świat, w którym dopiero poszukują swojej własnej drogi. Otóż należy się zgodzić, że współczesna młodzież otwiera się na zupełnie inny świat niż młodzież dawnych pokoleń. Świat zewnętrzny zmienia się i każde pokolenie młodzieży staje wobec ciągle nowych i innych wyzwań. A skoro świat zewnętrzny najbardziej zależy od dorosłych, w wielkim skrócie myślowym wypadnie powiedzieć, że dla młodzieży szansą lub problemem głównym są dorośli. Gdybyśmy chcieli rzecz dopowiedzieć do końca, trzeba by stwierdzić, że problemem głównym dla młodzieży są rodzice, nauczyciele i księża, czyli te grupy osób, które za nią w sposób szczególny odpowiadają. Tak było dawniej, tak jest i dziś.
4. Jak można scharakteryzować świat tworzony przez współczesnych dorosłych? Jakie ma ona trudności? Najważniejszy kłopot współczesnej młodzieży polega na tym, że została osamotniona. Z dwóch co najmniej powodów. Po pierwsze, w czasach kultu młodości dorośli nie chcą być dorosłymi; ubierają się jak młodzi, zachowują się jak oni, chcą się do nich upodobnić, udają równych im, przechodzą z nimi na pozycje partnerskie, lecz w gruncie rzeczy nie mają im nic do powiedzenia lub z góry rezygnują z trudu bycia dla nich przewodnikami, mistrzami, doradcami itd. Z drugiej strony, inni dorośli żyją tak bardzo w swoim świecie, że z młodymi albo nie potrafią nawiązać kontaktu, albo traktują ich jako zawadę w robieniu kariery, w realizacji własnych zadań i celów. Badania Ks. Prof. Pawliny pośrednio odnoszą się do tej właśnie kwestii.
5. Zainteresowanie mediów i opinii społecznej skupia się na trzech sferach zagadnień: nauczaniu, kształceniu umiejętności i sprawach czysto ludzkich. Po pierwsze, wyraża się ubolewanie, że obecnie w szkołach spada poziom i jakość wykształcenia ogólnego. Po drugie, stwierdza się, że polska szkoła nie przygotowuje do życia, ponieważ w porównaniu z innymi krajami jesteśmy analfabetami funkcjonalnymi, skoro nie umiemy zdobywanej wiedzy szkolnej zastosować do rozwiązywania konkretnych problemów praktycznych. Rzecz w tym, że sprawami wiedzy ogólnej i umiejętności zajmują się w mediach raczej specjaliści i to coraz rzadziej. Media natomiast koncentrują się na trzeciej sprawie, na pięcie achillesowej nie tylko zresztą polskiej edukacji, czyli na wychowaniu. Istnieje tu zresztą swoisty paradoks: pokazują szokujące skutki braku wychowania i równocześnie unikają nazywania rzeczy po imieniu, czyli że jest to sprawa dotycząca właśnie istoty wychowania.
6. Na temat wychowania, mówiąc językiem Jana Marii Bocheńskiego, utrzymują się obecnie w mediach i w opinii publicznej dwa zabobony: jeden polega na twierdzeniu, że wychowanie to przeżytek, drugi utożsamia wychowanie tylko z savoir-vivrem, z grzecznością lub dyscypliną. Tymczasem prawdziwe wychowanie zawsze było i jest rodzajem odpowiedzi na pytanie: kim jest i kim powinien być uczeń jako człowiek, żyjąc w społeczeństwie swojej epoki. Prawdziwe wychowanie zaczyna się zatem od przyjęcia określonej antropologii. Dawniej o założeniach antropologicznych się nie mówiło, ponieważ w krajach o ujednoliconej kulturze istniał w tej sprawie konsensus społeczny. Dzisiaj w pluralistycznym społeczeństwie jest to sprawa o zasadniczym znaczeniu. Dorośli z tym sobie nie radzą, a płacą za to młodzi. Nie radzą sobie tak dalece, że w krajach zachodnich z języka pedagogicznego w ogóle znikło słowo wychowanie. Słowo nadal by funkcjonowało, gdyby istniała oznaczana przez nie rzeczywistość. Ale tej rzeczywistości dorośli się boją, więc wolą chować głowę w piasek neutralności. Sądzą, że wychowanie jest pojęciem wartościującym, więc je odrzucają, czyli odrzucają coś, co dla młodzieży jest najważniejsze, ponieważ dotyczy dla nich spraw o kluczowym znaczeniu, takich jak dobro i zło, koncepcja świata i człowieka itd. Pedagogowie krajów zachodnich, wyrzucając ze słowników słowo wychowanie, zachowują się jak Piłat, który swoim agnostycyzmem symbolizowanym umyciem rąk skazał Prawdę na ukrzyżowanie. Także zadają pytanie: a cóż to jest wychowanie? Klęsce pokoleniowej nadają pozór debaty naukowej.
7. Skoro wychowania miało nie być, a pustki nie da się utrzymać, wprowadza się więc inne regulatory życia publicznego, takie jak prawo i profilaktykę.
8. Pozytywizm prawniczy w połączeniu z ideologią liberalną i pedagogiką alternatywną prowadzą do oparcia wychowania na zasadzie: co nie jest zakazane przepisami prawa, jest dozwolone, ponieważ młody człowiek wie najlepiej, co dla niego najlepsze. Jeśli jednak młodzi potraktują dosłownie takie reguły gry, dorośli stają się bezradni. Próbę zastąpienia wychowania regulaminem opisuje Dorota Jaworska, nauczyciela języka angielskiego z gimnazjum w Belsku Dużym, na stronie internetowej swojej szkoły (Gimnazjum w Belsku Dużym). Przedstawiając niedopuszczalne zachowania pewnej grupy uczniowskiej z innej szkoły, która urządziła sobie zawody w strzelaniu drobinami masła. „W mojej "jedynce" mogłam się oddać lekturze wyeksponowanego w centralnym punkcie pokoju "Regulaminu" zawierającego między innymi "Obowiązki każdego kolonisty i ucznia oraz czego mu robić nie wolno". Nie było tam nawet najmniejszej wzmianki o strzelaniu masłem, co poniekąd usprawiedliwia młodzież. Nie znalazłam też nic na temat darcia mordy o trzeciej nad ranem. Pominięto również kwestię polewania się kompotem z wiśni oraz całkowicie zignorowano punkt zakazujący dzieciom biegania w piżamach naokoło hotelu. Autorzy "Regulaminu" okazali się kompletnie pozbawieni wyobraźni albo też naiwnie liczyli na to, że zdziczenie obyczajów nie dotarło jeszcze do Polski. Może też wierzyli, że troje umordowanych i niedospanych wychowawców 47-osobowej grupy da radę zapanować nad młodzieńczą fantazją rozlokowaną niezbyt inteligentnie w trzech skrzydłach na różnych piętrach w 22 pokojach. Niewątpliwie jednak właściciele hotelu zetknęli się wcześniej z innymi przejawami wandalizmu i głupoty, ponieważ we wspomnianym wyżej "Regulaminie" znalazłam między innymi następujący punkt: "Zabrania się wszystkim dzieciom i młodzieży posiadania i bawienia się różnokolorową masą plastyczną powodującą nieodwracalne zabrudzenia ścian". Szczerze mówiąc, natychmiast zapragnęłam zobaczyć jak wygląda różnokolorowa masa plastyczna, najlepiej od razu na ścianie. Nie ośmieliłam się jednak zapytać pomysłowych nastolatków z obawy, że swoją chorobliwą ciekawością doprowadzę do nieodwracalnych zmian w hotelu. Istniało bowiem - wprawdzie znikome - prawdopodobieństwo, że młodzi ludzie nie znają jeszcze tego sportu i natchnięci przeze mnie natychmiast zaczną go uprawiać. Tak więc do dzisiaj żyję w ciężkiej do zniesienia nieświadomości. Kolejnym punktem "Regulaminu" było: "Stanowczo zabrania się korzystania z tej samej toalety przez dwie lub więcej osób w jednym czasie". Ten punkt rzucił mnie na kolana - oto ponownie świetny instruktaż dla niesfornych!” Autorka tych uwag pisze następnie, że nie można uogólniać tych opinii i przenosić na uczniów wszystkich szkół, ponieważ młodzież z jej szkoły zaskoczyła ją swoim właściwym, wręcz wzorowym zachowaniem w teatrze. Przedstawiony wyżej opis wskazuje zasadnicze słabości rozwiązania: prawo zamiast wychowania. Jeśli wyłącznie prawo ma stanowić o dopuszczalności i ocenie zachowania, to poniesiemy całkowitą klęskę w wychowaniu. Prawo nigdy nie nadąża za życiem, chcąc zaś nadążyć, lawinowo się rozrasta, a częścią zakazów oraz opisem zakazanych rzeczy inspiruje do działań przeciwnych. Przede wszystkim jednak prawo jest narzędziem oddziaływania negatywnego, pod groźbą sankcji. Prawo ma sens, kiedy wskazuje ramy, poza które wyjść nie wolno, ale nie jest w stanie pozytywnie podpowiadać, jak wewnątrz tych ram działać, jak zagospodarować wolność, jak odnajdywać dla siebie, to co istotne, dobre, prawdziwe i piękne. Odpowiedź, że młodzież wie najlepiej, co dla niej dobre, należy rozumieć jako stwierdzenie dorosłych: „niech radzi sobie sama, to nie nasza sprawa”.
9. Drugi problem polega na tym, że w naszych szkołach psychologia, a szczególnie profilaktyka wypiera wychowanie moralne. Od razu dodam, że profilaktyka może być cenna, o ile uprawiana jest w ramach wychowania, o ile w stosunku do wychowania jest narzędziem pomocniczym. Bez wychowania jednak może prowadzić nawet do niszczących efektów. Jak dobrze wiemy, z wielu podręczników profilaktycznych na temat uzależnień można przeczytać instrukcję, jak wyprodukować narkotyk. Współczesna szkoła na występowanie problemów wychowawczych odpowiada programami profilaktycznymi. Dokonajmy rozróżnienia tych dwóch spraw. „W przypadku profilaktyki – jak pisałem przed kilku laty – występują dwa zasadnicze punkty odniesienia: zjawiska patologiczne oraz prawidłowość lub norma. Celem działań profilaktycznych jest zapobieganie lub przeciwdziałanie zjawiskom odbiegającym od normy i doprowadzenie zainteresowanych osób do stanu prawidłowego, który zwykle opisywany jest w języku naukowym jako zachowanie uśrednione, akceptowane w dawnym środowisku lub społeczeństwie. Wychowanie także odnosi się do wszystkich uczniów, zarówno tych, których zachowanie odbiega od normy, jak i pozostałych, ale nastawione jest przede wszystkim na otwieranie się ich na dobro, prawdę, piękno i sprawiedliwość; na to, co wyraźnie przekracza przeciętną i zachęca do poszukiwania wzniosłych ideałów. O ile profilaktyka skupia się więc na przeciwdziałaniu złu, to wychowanie zmierza do otwierania dziecka na dobro” . Nawiązując do analogii ram, można powiedzieć, że profilaktyka ściąga tych, co poza ramy wypadli do środka, ale dalej już nie wie, co i jak pozytywnie robić. Nie zajmuje się przecież odpowiedzią na pytanie: kim ma być dobry człowiek.
10. Trzeci problem to porzucanie najważniejszych zadań z zakresu wychowania przez grupy, które tradycyjnie za nie odpowiadały. Nauczyciele współcześni są często przeświadczeni, że powinnością ich jest nauczanie, a nie wychowanie. Pod tym względem występuje paradoks. Wysuwam hipotezę, że nauczyciele w pierwszych dwudziestu latach po drugiej wojnie światowej byli lepszymi wychowawcami, ponieważ ukończyli szkoły przed wojną, kiedy wychowanie osiągnęło w historii polskiej edukacji swoiste apogeum. Obecnie natomiast uczą nauczyciele „urodzeni i kształceni w niewoli”, co objawia się m.in. tym, że się nie wychylają, nie ujawniają własnych przekonań, pragną pozostać neutralni. Nasuwa się pytanie czy jest rzeczą możliwą, aby neutralny nauczyciel wskrzesił w młodzieży ducha zaangażowania? Czy jest rzeczą możliwą, aby popiół rozpalił ogień? W efekcie mamy do czynienia z błędnym kołem: uczniowie nie są wychowywani, ponieważ nie prowadzą go nauczyciele, którzy nie utożsamiają się z tą rolą i przerzucają odpowiedzialność na złą młodzież, która z kolei twierdzi, że nauczyciele nie mają autorytetu itd. Jedni mówią więc, że nauczyciel to „zawód dla twardzieli”, inni udają, że są kumplami uczniów, jeszcze inni uciekają w neutralną bezkonfliktowość. Do pewnego stopnia dotyczy ta obserwacja katechetów, księży i świeckich, kiedy katechezę traktują jak lekcje matematyki, sprowadzają ją w zasadzie do religioznawstwa z chrześcijańskiego punktu widzenia i nie wchodzą w rolę przewodników we wtajemniczeniu w świat religii, która niesie odpowiedź na najważniejsze pytania ludzkie, a więc i młodzieży. Wtedy katecheza jest czasem omawiania wartości, może nawet próbą przekazywania, ale nie przeżywania wartości. Rodzice także starają się spełnić swoje obowiązki w zakresie tego, co można by określić jako hodowlę dzieci (strój, wyżywienie, tresura) i nie radzą sobie z prawdziwym wychowaniem. Zajęci są swoimi sprawami. Jeśli jednak młodzież wykazuje skłonność do zachowań patologicznych, to znaczy, że dorośli, nauczyciele, katecheci i rodzice nie radzą sobie ze swoim głównym obowiązkiem. Nie zaskakuje więc werdykt opinii publicznej w sprawie Toruńskich wydarzeń: „87 procent Polaków uważa, że nauczyciele i rodzice są współodpowiedzialni za psychiczne i fizyczne dręczenie nauczyciela przez uczniów toruńskiego technikum budowlanego”. Jeśli po stronie młodzieży widać coraz wyraźniej symptomy duchowej choroby, a może nawet epidemii, którą można nazwać pustką aksjologiczną, to jest to wina przede wszystkim dorosłych, którzy od dawna, z własnego wyboru tę chorobę w sobie hodują w postaci sekularyzacji życia publicznego i neutralności światopoglądowej. Z przyjemnością i dumą udajemy, że jesteśmy nikim.
11. Porzuceni przez dorosłych w sprawach najważniejszych, młodzi są zdani na siebie samych. W ich pustynię aksjologiczną wkracza biznes, zarówno działający w ramach prawa, jak i przestępczy. Biznes pozostawioną przez wychowawców wolną przestrzeń zagospodarowuje po swojemu. Wszyscy wiedzą, że media nie tylko nie chcą realizować zadań wychowawczych, ale świadome anty-wychowawczych efektów, czerpią korzyści z brutalnej eksploatacji wrażliwości młodego pokolenia i jego otwierania się na świat. To media dokonują za naszym biernym przyzwoleniem największej rewolucji czasów nowożytnych, w wyniku której w oczach młodzieży większą atrakcyjnością cieszą się przemoc niż pokój, seks niż czystość, egoizm niż życie dla innych, kłamstwo i przebiegłość niż prawda i rzetelność, antywartości niż wartości, zło niż dobro. To my dorośli zgotowaliśmy naszym dzieciom taki los! I sami nazywamy to dostosowaniem się do ducha czasu, koniecznością dotrzymywania światu kroku i postępem!
12. Tak właśnie przedstawia się wyzwanie, przed którym stoi pokolenie współczesnych dorosłych, w tym zwłaszcza wychowawców o inspiracji chrześcijańskiej. Wyżej przedstawione wydarzenia dowodzą, że w Polsce potrzebny jest narodowy program wychowania wychowawców i rodziców, aby mogli sprostać zadaniom wychowania młodzieży. W realizacji tego programu powinny wziąć udział instytucje państwowe, ministerstwo odpowiedzialne za edukację, samorządy, organizacje związkowe oraz organizacje pozarządowe. Wśród nich szczególną rolę powinny odgrywać stowarzyszenia katolickie, zajmujące się sprawami wychowania. We współczesnym świecie to nie młodzi, lecz dorośli przeżywają kryzys i jego skutkami nie mogą obciążać młodego pokolenia. A jeśli chcą rozwiązać swoje własne problemy, muszą w zakresie tego zadania stworzyć na miarę wyzwań program szeroko zakrojonej współpracy.
* * * * *
Rola ruchów kościelnych w Europie na podstawie Adhortacji Jana Pawła II „Ecclesia in Europa”
bp Piotr Libera, Sekretarz Generalny
Konferencji Episkopatu Polski
Referat wygłoszony na spotkaniu kapłanów odpowiedzialnych za ruchy i stowarzyszenia katolickie w diecezjach, Warszawa, Sekretariat KEP, 3.12.03 r.
1. W czasie Nieszporów uroczystości świętych Piotra i Pawła w Bazylice Watykańskiej, Jan Paweł II ogłosił Adhortację Apostolską „Ecclesia in Europa”, będącą podsumowaniem Synodu Biskupów Europy z 1999 roku. W blisko 150-stronicowym posynodalnym dokumencie Ojciec Święty analizuje problemy Starego Kontynentu i Kościoła w Europie. Stwierdza, że czas w którym żyjemy „wydaje się porą zagubienia”. Wśród jego przejawów jest „zagubienie chrześcijańskiej pamięci i dziedzictwa”, „praktyczny agnostycym i indyferentyzm religijny”. Europejczycy „sprawiają wrażenia żyjących bez duchowego zaplecza i niczym dziedzice, którzy roztrwonili dziedzictwo otrzymane od historii”. Nic więc dziwnego, że pojawiają się próby nadania Europie oblicza „wykluczającego dziedzictwo religijne”, karmione „ożywczymi sokami chrześcijaństwa”. Europejska kultura sprawia wrażenie „milczącej apostazji” człowieka sytego, który żyje tak, jakby Bóg nie istniał (Ecclesia in Europa, 9). Pojawia się pokusa budowania miasta ludzi bez Boga czy wprost przeciw Niemu (5).
2. Papież jednak nie zatrzymuje się na tej smutnej diagnozie sytuacji, ale wskazuje także „znaki nadziei”. Wśród nich wymienia w numerze szesnastym Adhortacji ruchy kościelne! Oto słowa Jana Pawła II: „Wyrażając moje ogromne uznanie dla życia i działania różnych apostolskich stowarzyszeń i organizacji, a szczególnie Akcji Katolickiej – równocześnie pragnę wraz z Ojcami Synodalnymi podkreślić istotny wkład, jaki w komunii z innymi środowiskami kościelnymi, a nigdy w izolacji, mogą wnieść nowe ruchy i wspólnoty kościelne. Te ostatnie bowiem pomagają chrześcijanom żyć bardziej radykalnie według Ewangelii; są kolebką różnorodnych powołań i rodzą nowe formy konsekracji; rozwijają przede wszystkim powołanie osób świeckich i pozwalają mu wyrażać się w różnych środowiskach życia; sprzyjają świętości ludu; mogą nieść Dobrą Nowinę i napomnienie tym, którzy w inny sposób nie spotkaliby się z Kościołem. Często wspierają wysiłki ekumeniczne i otwierają drogi dialogu międzyreligijnego; stanowią środek zaradczy na rozprzestrzenianie się sekt; są ogromną pomocą w szerzeniu w Kościele ożywiania i radości”.
W przytoczonym fragmencie Adhortacji „Ecclesia in Europa” znajdujemy dwa ważne dla nas elementy, mianowicie: ogromne uznanie ze strony Ojca Świętego dla życia i działania ruchów kościelnych, które w komunii z innymi środowiskami Kościoła wnoszą cenny wkład w budowanie duchowego oblicza Europy, oraz określenie konkretnych obszarów oddziaływania ruchów na europejskich chrześcijan.
3. Obok numeru 16, mamy jeszcze dwa inne fragmenty w omawianej Adhortacji, które wskazują pośrednio na rolę ruchów kościelnych w Europie.
W punkcie 41 Jana Paweł II pisze o wkładzie ludzi świeckich w życie Kościoła na kontynencie europejskim. Jak wiemy, to przede wszystkim wierni świeccy tworzą tą rzeczywistość, którą określamy mianem ruchów i stowarzyszeń kościelnych. Świeccy odgrywają niezastąpioną rolę w głoszeniu i służbie Ewangelii nadziei, gdyż za ich pośrednictwem Kościół jest obecny w różnych sektorach świata, jako znak oraz źródło nadziei i miłości.
Należy się uznanie działalności świeckich chrześcijan, czytamy w Adhortacji „którzy często w ukryciu zwyczajnego życia, pełnią pokorną posługę objawiając w ten sposób miłosierdzie Boże tym, którzy żyją w ubóstwie; winniśmy być im wdzięczni za odważne świadectwo miłości i przebaczenia – wartości, które ewangelizują rozległe horyzonty polityki, rzeczywistości społecznej, gospodarki, kultury, ekologii, życia międzynarodowego, rodziny, oświaty, życia zawodowego, pracy i cierpienia” (41).
Pisząc o strukturach Europy, Ojciec Święty wspomina także o konkretnym wkładzie współczesnego Kościoła dla naszego kontynentu, stającego się „unią” państw i narodów. Jednym z przejawów udziału Kościoła w tym procesie jest obecność chrześcijan odpowiednio uformowanych i kompetentnych w różnych instancjach i instytucjach europejskich. Chrześcijanie ci mają się przyczyniać, z po-szanowaniem dla prawidłowych procesów demokratycznych i poprzez konfrontację propozycji – do nakreślenia europejskiego współistnienia, w którym istniałoby większe poszanowanie każdego człowieka (por. 117).
4. Warto sobie w tym miejscu uzmysłowić prawdę o tym, że zadania, które Papież w Adhortacji wyznacza dla chrześcijan w Europie, są równocześnie zadaniami, jakie stają dziś przed ruchami kościelnymi. Nie chodzi tu przecież o jakieś indywidualne działania jednostek, ale o przemyślane wspólnotowe działania chrześcijan zjednoczonych w wierze, nadziei i miłości. Tylko takie bowiem dojrzałe, odważne i dalekowzroczne inicjatywy wspólnotowe chrześcijan mają szansę przynieść owoc, opierając się potężnej fali obojętności i laicyzacji. Aby sprostać temu zadaniu ruchy kościelne muszą kształtować u swoich członków dojrzałą wiarę, pozwalającą im na krytyczną konfrontację z obecną kulturą proponującą wartości sprzeczne z orędziem Ewangelii. Rolą ruchów będzie umiejętne wpływanie na środowiska lokalne, kulturowe, ekonomiczne, społeczne i polityczne, celem wydobywania wspólnych, integrujących je zasad i wartości. Może się to odbywać np. na drodze ukazywania, że jedność między członkami Kościoła katolickiego i innymi chrześcijanami jest silniejsza od wszelkich więzów etnicznych. Rolą ruchów będzie przekazywanie z radością wiary młodym pokoleniom. Pomyślmy np. o spotkaniach Taize, o współorganizowaniu światowego dnia młodzieży, czy regularnej wymianie grup młodzieżowych w ramach wakacyjnych spotkań formacyjnych. Cenną rzeczą będzie włączenie się ruchów w promocję kultury chrześcijańskiej, zdolną ewangelizować kulturę jako taką. Ewangelizacja kultury musi pokazać, że również dzisiaj w tej Europie można żyć pełnią Ewangelii jako drogi, która nadaje sens istnieniu.
W kontekście współczesnego społeczeństwa, zamkniętego często na wymiar nadprzyrodzony, dławionego postawą konsumpcyjną, padającego łupem dawnych i nowych idolatrii, a zarazem spragnionego czegoś, co przekracza tymczasowość – zadanie, jakie czeka ruchy kościelne w Europie jest wymagające i jednocześnie porywające. Polega ono na odkryciu na nowo poczucia tajemnicy i sacrum. Wszak my chrześcijanie jesteśmy ludźmi tajemnicy, która osłania misterium Emmanuela, Boga z nami, Boga, który w osobie Jezusa, idzie pośród nas, towarzysząc w pielgrzymowaniu przez ziemię. Rolą ruchów będzie zatem także ustawiczne przypominanie europejczykom, że wspólnota nie będzie spójna, jeżeli ograniczy się tylko do wymiarów geograficznych i gospodarczych, gdyż musi przede wszystkim opierać się na zgodności wartości, które wyrażą się w prawie i w życiu. Ruchy będą w ten sposób częścią owej żywej pamięci, która będzie przypominała obywatelom zjednoczonej Europy o ich duchowych korzeniach wyrastających w zasadniczej mierze z dziedzictwa chrześcijańskiego. Świadczy o tym chociażby jeden znamienny fakt: aż 94% dóbr kulturalnych Europy, to obiekty związane z chrześcijaństwem – katedry, klasztory, sanktuaria. Znamienne są, tu słowa wielkiego J. W. Goethego (1749-1832), który mimo swej laickości uznawał, że Europa zrodziła się z pielgrzymowania, a jej ojczystym językiem jest chrześcijaństwo.
„Europa potrzebuje jakościowego skoku w uświadomieniu sobie swego duchowego dziedzictwa” – stwierdza w zakończeniu omawianego dokumentu Jan Paweł II i wyjaśnia, że Ewangelia „jest znakiem nowego początku; jest zaproszeniem dla wszystkich – wierzących i niewierzących – do wytyczania nowych dróg, które prowadzą do ´Europy ducha` i do uczynienia z niej prawdziwego ´wspólnego domu`”. Także i w tym punkcie, setki tysięcy członków ruchów kościelnych, jeśli będą żyli w praktyce duchowością wspólnotową mogą włączyć się urzeczywistnianiu tego ideału nakreślonego przez Jana Pawła II, a zarazem ideału tak bliskiego trzem Ojcom zjednoczonej Europy (Schuman, de Gaspari, Adenauer).
Według Jana Pawła II Kościół katolicki, a więc i działające w jego łonie ruchy, mogą też wnieść jedyny w swoim rodzaju wkład w budowę Europy otwartej na świat, nie zamykającej się w sobie. Kościół katolicki jest bowiem wzorem istotnej jedności w różnorodności wyrazów kultury, świadomości przynależności do wspólnoty uniwersalnej, która zakorzeniona jest we wspólnocie lokalnej, ale nie ogranicza się do niej. W tej perspektywie także ruchy kościelne w swej działalności powinny akcentować bardziej to, co łączy, niż to co różni. Należymy przecież – jak to kiedyś słusznie zauważył Kardynał Schonborn z Wiednia do najstarszej na świecie instytucji globalnej, którą jest Kościół. Skoro tak jest, chrześcijanie nie mogą zatem zamykać się nawet (!) w granicach jednego kontynentu, bo muszą być otwarci na Kościół w wymiarach całego globu.
5. W świetle przesłania, jakie niesie Adhortacja „Ecclesia in Europa” oraz w perspektywie rychłej już integracji naszego kraju z Unią Europejską (1 maja 2004r.), warto postawić sobie także dziś pytanie o zadania, które stoją przed ruchami i stowarzyszeniami kościelnymi w Polsce?
Rozszerzenie Unii o dziesięć nowych krajów jest szansą na przyniesienie Europie nowych sił i nowego impulsu duchowego. Nie może zabraknąć polskich chrześcijan w toczącej się batalii o „europeizację Europy”, czyli o powrót do tych wartości, które legły u jej fundamentów. Nie może przeto zabraknąć w tych zmaganiach i ruchów kościelnych. Myślę, że najpilniejszym naszym zadaniem jest teraz czujność i zjednoczenie wysiłków, aby Unia Europejska przyznała się do swej chrześcijańskiej tradycji i dała temu wyraz w Traktacie Konstytucyjnym poprzez wyraźne odniesienie do religii chrześcijańskiej. Jak wiemy prace nad Traktatem weszły w fazę końcową. Obserwujemy nasilenie kontaktów dyplomatycznych. Dla nas, którzy pracujemy na innej „częstotliwości” ważna jest teraz intensywna modlitwa za tych, co tworzą ostateczny kształt Konstytucji Europejskiej, za tych, co negocjują i decydują. Sam Papież wysunął taką intencję modlitewną. Wskazane byłoby, żeby w wypowiedziach, czy publikacjach, ludzi i czasopism związanych z ruchami ten wątek był obecny. Chodzi o nasz chrześcijański lobbing na rzecz Prawdy, której na imię Jezus Chrystus. Musimy się przygotować, bo takiego rodzaju lobbingu będzie potrzeba wiele w przyszłości na płaszczyźnie struktur unijnych. Pamiętajmy, że budowanie prawdziwej jedności Europy jest zadaniem dla obywateli, a nie tylko polityków. W tym procesie nie może zabraknąć katolików znad Wisły. Nie możemy pozwolić, żeby o przyszłym kształcie naszego kontynentu decydowała jedynie wąska grupa wtajemniczonych polityków.
6. Nasza rola w tym względzie – jako swego rodzaju „religijnego prymusa” Europy – jest nie do przecenienia. Chrześcijanie z zachodniej Europy, katolicy należących do różnych ruchów na zachodzie – spodziewają się, że wierzący z Polski w konkretny sposób wesprą ich starania o nadanie Europie bardziej chrześcijańskiego oblicza. Musimy się do tego dobrze przygotować. Nie jest łatwo bowiem poruszać się w europejskiej rzeczywistości, którą charakteryzuje pluralizm, wielokulturowość, a nawet wieloreligijność. Owszem, na wszystko należy patrzeć przez pryzmat naszego doświadczenia, naszej polskiej tożsamości i przeszłości, ale nie wolno patrzeć tylko w tej perspektywie. Twórcza rola ruchów kościelnych w Europie, oznacza wielką szkołę dialogu i zdolności do wzajemnej wymiany darów. To umiejętność uczenia się i słuchania. Kiedyś Ojciec Święty w rozmowie z jednym z dziennikarzy na temat swoich podróży apostolskich, wyznał, że przyjeżdża do nowego kraju nie tyle jako nauczyciel, ale jako uczeń, żeby się uczyć! Myślę, że to ważna wskazówka dla nas, chcących podzielić się z braćmi na zachodzie naszym apostolskim doświadczeniem. Jako odpowiedzialni za ruchy i stowarzyszenia, musimy najpierw sami, a potem pomagać innym – zerwać z dość zakorzenionym stereotypem patrzenia za Zachód, na Unię Europejską, jako na obszar wyłącznie laicyzacji, konsumizmu, wręcz „nowy Babilon”. W Europie obecne są – i powstają wciąż nowe – ośrodki duchowego odrodzenia. Owszem, możemy tam wiele wnieść, ale również możemy się sporo nauczyć! Doświadczenia duszpasterskie, inicjatywy ewangelizacyjne, wielu Kościołów lokalnych na Zachodzie, bądź nowych wspólnot i ruchów, mogą w cenny sposób wzbogacić polską religijność i nauczyć skutecznego dawania świadectwa. Kolejne zadanie, to większe otwarcie w ruchach działających w Polsce na wymiar ekumeniczny. Budowaniu jedności europejskiej winno towarzyszyć dążenie do odbudowy jedności podzielonego chrześcijaństwa. Na wielu płaszczyznach chrześcijanie różnych wyznań mogą i powinni działać razem: obrona życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci; ochrona środowiska naturalnego, opcja na rzecz ubogich, czyli posługa miłosierdzia (por. Akcja Caritas Polska: Wigilijna Świeca).
Bardzo byłaby też wskazana obecność przedstawicieli ruchów kościelnych z Polski w samych strukturach unijnych, takich jak Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, Parlament Europejski, Rada Ministrów i Komisja Europejska. Wspomniałem już, że zachęca do tego Jan Paweł II w nr 117 Adhortacji „Ecclesia in Europa”.
Warto w tym kontekście, aby ruchy pomyślały o czekających nas wyborach do Parlamentu Europejskiego. W czerwcu 2004 roku wybierzemy w Polsce 54 naszych reprezentantów do Parlamentu Europejskiego. Umożliwi to ustawa, którą Rząd skierował do Sejmu. Będzie ona określała kryteria dla europarlamentarzysty, zasady i tryb ich wybierania. O mandat deputowanego będzie się mógł ubiegać każdy obywatel, który ukończył 21 lat i przynajmniej od 5 lat na stale mieszka w Polsce lub na terenie innego państwa członkowskiego UE. Prawo zgłaszania kandydatów będą miały partie polityczne i grupy wyborców. Do zarejestrowania list kandydatów trzeba będzie przedstawić co najmniej 20 tysięcy podpisów.
7. Moją refleksję nt. roli ruchów kościelnych w Europie chcę zakończyć odwołaniem się do słowa Bożego, tego zapisanego w szesnastym rozdziale Dziejów Apostolskich. Czytamy tam o św. Pawle, który w czasie swej drugiej wyprawy misyjnej przybył do Troady w Azji Mniejszej i miał widzenie jakiegoś Macedończyka, który błagał go: „Przepraw się do Macedonii i pomóż nam!” (16,9). Zaraz po tym widzeniu Apostoł i jego towarzysze wyruszyli do Macedonii w przekonaniu, że Bóg wezwał ich, aby głosili Ewangelię mieszkańcom tej krainy. Misjonarze posłuszni woli Bożej opuszczają Azję i przeprawiają się na ląd europejski. Rozpoczyna się zdobywanie Europy dla Ewangelii. Co by jednak było, gdyby Paweł zląkł się nowego wezwania? Gdyby nie posłuchał głosu Ducha Świętego?
Od czasu widzenia Apostoła Narodów upłynie niebawem dwa tysiące lat. Dwadzieścia wieków, w których dzieje Kościoła splotły się z dziejami Europy. Mimo to, spoglądając na duchową kondycję Europy i wczytując się w przesłanie Adhortacji „Ecclesia in Europa” – odnosi się wrażenie, że współczesny europejczyk ogarnięty lękiem i nędzą moralną, ponownie woła pod adresem chrześcijaństwa: „Przepraw się do nas ... i pomóż nam!”. Podobne wołanie zdaje się kierować do ruchów i stowarzyszeń kościelnych.
Od nas zależy, czy i jak odpowiemy na to wołanie.