Wymiar piękna jest fundamentalny dla naszego bycia chrześcijanami, a wiedzą o tym wszyscy, którzy w swoim życiu spotkali Chrystusa. Według von Bathasara, w spotkaniu z misterium Chrystusa, doświadczenie “bycia porwanym” przez Jego piękno, wyznacza początek rzeczywistego pójścia za Mistrzem i naśladowania Go: “Bycie porwanym znajduje się u genezy chrześcijaństwa. Apostołowie są porwani przez to co widzą, słyszą i czego dotykają, przez to co się objawia w formie; Jan (przede wszystkim on, ale także i pozostali) opisuje ciągle od nowa jak w spotkaniu, w dialogu, forma Jezusa nabiera na znaczeniu, w sposób bezbłędny krystalizują się jej kontury i jak niespodziewanie i w sposób niewyrażalny pojawia się ów błysk, który powala człowieka na ziemię w postawie adoracji, aby go przetworzyć jako wierzącego i pociągnąć do pójścia za Chrystusem” (ibidem, pp. 23-24). Przychodzą tu na pamięć słowa proroka Jeremiasza: “Uwiodłeś mnie Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś...” (Jer 20,7).
Jesteśmy wszyscy wezwani do szczególnego otwarcia się na piękno Chrystusa - jako osoby, ale również jako ruchy, wspólnoty, czy stowarzyszenia. Jesteśmy wezwani do tego, aby postawić Chrystusa w samym centrum naszych życiowych planów. Trzeba, abyśmy ożywili w sobie głębokie zdumienie i zdziwienie wiary, czyli owo wewnętrzne poruszenie duszy, które pozwala człowiekowi dotknąć tajemnicy. Ale na czym w istocie polega owo szczególne piękno, które od dwóch tysięcy lat przyciąga niezliczone rzesze osób, przemieniając gruntownie ich egzystencję? Kardynał Joseph Ratzinger wyjaśnił to zestawiając ze sobą dwa teksty biblijne odnoszące się do Chrystusa pozornie ze sobą sprzeczne: Psalm 45 - “Tyś najpiękniejszy z synów ludzkich, wdzięk rozlał się na twoich wargach...” i proroctwo Izajasza o cierpiącym Słudze Jahwe: “Nie miał on wdzięku ani blasku, aby chciano na niego patrzeć, ani wyglądu by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś przed kim się twarz zakrywa...” (Iz 53,2). Kardynał Ratzinger znajduje wyjaśnienie tego paradoksu w samym sercu tajemnicy paschalnej, w której “doświadczenie piękna osiągnęło nową głębię, nowy realizm. Ten który jest samym Pięknem pozwolił się policzkować, opluwać, koronować cierniem. /.../ Lecz właśnie w tym Obliczu tak zniekształconym ukazuje się autentyczne piękno: piękno miłości “aż do końca”“ (La Bellezza. La Chiesa, p..23). To właśnie dlatego Autor dodaje: “być uderzonym i zdobytym przez piękno Chrystusa jest sposobem poznania bardziej rzeczywistym i głębokim niż czysta dedukcja racjonalna” (ibidem, p.17). Warto w tym momencie przypomnieć słowa, jakie młody Karol Wojtyła włożył w usta brata Alberta, który przed wizerunkiem Chrystusa Ecce Homo tak się modli: “Jesteś jednakże straszliwie niepodobny do Tego, którym jesteś - Natrudziłeś się w każdym z nich. Zmęczyłeś się śmiertelnie. Wyniszczyli Cię - To się nazywa miłosierdzie. Przy tym pozostałeś piękny. Najpiękniejszy z synów ludzkich. Takie piękno nie powtórzyło się już nigdy później - O, jakże trudne piękno, jak trudne. Takie piękno nazywa się miłosierdzie” (Brat naszego Boga). Całe nasze życie chrześcijańskie jest ciągłym poszukiwaniem i odgrywaniem tego Piękna - “trudnego Piękna”, ponieważ to właśnie Ono zbawia świat, jak to kiedyś trafnie powiedział F. Dostojewski.