Paul J. Cordes, Wiceprzewodniczący Papieskiej, Rady ds. Świeckich

Najpierw chciałbym podziękować księdzu Prymasowi, kardynałowi Glempowi, za zaproszenie mnie na ten Kongres, i jednocześnie pogratulować jego zorganizowania. O ile wiem, jest to pierwszy tego rodzaju kongres po upadku realnego socjalizmu, zwołany przez biskupów w jednym z byłych krajów komunistycznych.
Zostałem poproszony o to, aby wraz z Jego Eminencją przeprowadzić refleksję na temat roli, jaką mogą pełnić dzisiaj ruchy i stowarzyszenia katolickie w Kościele i społeczeństwie. Od Soboru Watykańskiego II ruchy i stowarzyszenia stanowią trwały element posłannictwa Kościoła. Wielokrotnie pasterze naszego Kościoła opowiadali się za nimi. Z punktu widzenia biblijnego i dogmatycznego nie ulega żadnej wątpliwości, że Sakrament Chrztu nie tylko wprowadza do Kościoła, ale jednocześnie włącza do apostolskiej służby.

I. Konkretna realizacja tej prawdy wiary stwarza nieraz trudności. Nie są one zaskoczeniem, ponieważ trzeba czasu, aby wcielić w życie teologiczną odnowę II Soboru Watykańskiego. Poza tym należy niestety dostrzec również niepotrzebne trudności wynikłe z konfliktów, które są rezultatem ludzkiej ułomności. Już u początku apostolatu świeckich w naszym stuleciu przewidziano tego rodzaju przeszkody. W archiwum Papieskiej Rady znalazłem pewien tekst, który dobrze je zilustruje.
Chciałbym zacytować fragment przemówienia, które wygłosił francuski kardynał Verdier z Paryża, 20 lutego 1931 roku do kapłanów swojej diecezji. Mając za zadanie krzewienie Akcji Katolickiej we Francji, zwraca on uwagę na problemy, które mogą powstać przy wspólnym apostolacie osób posiadających święcenia i osób świeckich: "Jeśli zadanie, które powierzył mi Papież (...) zostanie zrealizowane, wówczas ulegnie niewątpliwie zmianie wasz kościelny urząd. Do tej pory byliście niekwestionowanymi przywódcami, równymi królom z Bożego prawa. Wy byliście w waszych kościołach i zmuszaliście waszych wiernych do milczenia (...). Wasi wierni musieli przytakiwać wszystkiemu, co powiedzieliście. Gdy jutro Akcja Katolicka zajmie swoje miejsce obok hierarchii, będziecie (już tylko) królami monarchii konstytucyjnej. Musicie podejmować uwagi płynące od parlamentu. Nie zawsze będzie to wygodne. Wasza mentalność jest uformowana dogmatycznie, mentalność świeckich zaś - parlamentarnie. Duch współpracy będzie przeniknięty wieloma podstępami ..."
Ten cytat liczy sobie już ponad pół wieku, jest jednak nadal aktualny. Wskazane napięcie jest bowiem strukturalnie powiązane z zaangażowaniem świeckich w Kościele. Słowa kardynała unaoczniają, że problem posłannictwa wszystkich członków Kościoła nie rozwiązuje się sam z siebie.
Zostałem wyświęcony na kapłana w 1961 roku. Czas mojej formacji seminaryjnej był naznaczony teologią przedsoborową, myśleniem stanowym. Jeden stan - duchowieństwo - był przeznaczony do tego, aby rządzić, drugi do tego, aby przyjmować rozkazy. Jeden z naszych profesorów, przypominam sobie to dobrze, w chwili zagrożenia próbował bronić się przy pomocy następującego obrazu: kiedy wydawało mu się, że zagrażamy jego autorytetowi, powiedział nam, w sposób dość ostry: "Wy jesteście Kościołem słuchającym!" Prawo kanoniczne rozróżniało "Kościół rządzący - Ecclessia regnans" i "Kościół posłuszny - Ecclesia oboediens"" . Wydaje się, że ważniejsza od tego, co wspólne, była różnica stanu i godności.
Jakże inaczej przedstawia się wizja Kościoła Soboru Watykańskiego II! Wystarczy, jeśli przypomnimy proces formułowania Konstytucji o Kościele "Lumen Gentium". Na początku Soboru chciano - po opracowaniu rozdziału wstępnego, który omawiał biblijne obrazy Kościoła - zająć się zagadnieniami związanymi z hierarchią i jej zadaniami w Kościele. Po zapoznaniu się jednak z treścią biblijnego przesłania, przestawiono rozdziały II i III. Dlatego mówi się w końcowej wersji Konstytucji najpierw o tym, co dotyczy całego Kościoła, o tym właśnie, co wspólne dla wszystkich członków, potem dopiero, w III rozdziale przedstawia się służbę i znaczenie osób wyświęconych, biskupów i kapłanów. To jest coś więcej niż tylko formalność, to ponowne odkrycie faktu, że Chrzest i członkostwo w Kościele są ważniejsze niż różnice, wynikające z posłannictwa Kościoła.

II. Czy można wnioskować na podstawie tej Konstytucji, że Sobór Watykański II ogłosił demokratyzację Kościoła, że, nawiązując do słów kardynała Verder`a, na czele Kościoła stoi jakiś parlament, że - podobnie jak w modelu politycznym - prawdy odkrywa się poprzez ankiety, a prawa ustala na drodze głosowań naznaczonych atmosferą walki, w których wystarcza już przewaga jednego głosu?
To byłoby wielkim nieporozumieniem, gdyż właśnie równa godność wszystkich wyznacza inny kierunek. Apostoł Paweł, który usiłuje prowadzić wspólnotę w Koryncie do jedności, zakorzenia tę samą godność, która jest udziałem wszystkich, we włączeniu ochrzczonych w jedno Ciało Chrystusa. Kto wsłuchuje się w Apostoła Pawła, szybko rozpoznaje, że bycie wspólnotą w Kościele nie układa się według wzorca demokratycznego.
W teologicznej wizji św. Pawła jest przede wszystkim interesujące to, że zapomniany model współpracy nie powstaje przy biurku ani nie jest afiszową relacją na temat ideału, którym się żyje. Obraz ten wyłania się raczej z kontekstu problemów i nieprawidłowości, których echem są autorytatywne wskazania św. Pawła. Pastoralna roztropność i urzędowa nieustępliwość autora wyznaczają w ten sposób linie, które także i dziś jeszcze powinny stanowić zarys dla budowania całego Kościoła czy też poszczególnej wspólnoty .
Paweł odnosi wszystkie posługi i cały apostolat młodego Kościoła do Wywyższonego Pana, który udziela swoich charyzmatów. We własnym doświadczeniu pod Damaszkiem zrozumiał on, że chwała Boga może zabłysnąć człowiekowi w "obliczu Chrystusa" (2 Kor 4,6), że Jezus jest "Panem Ducha" (3,18). Właśnie w Damaszku Wywyższony Pan wyposażył jego, Pawła, w charyzmat urzędu apostolskiego (Gal 1,5). Pawłowe rozumienie duchowych darów i posług powstało właśnie w przeżyciu nawrócenia, które uczyniło z Pawła jednocześnie wiernego chrześcijanina i apostoła. W ten sposób, w późniejszej refleksji nad tym wszechstronnym wyposażeniem w siłę, a przede wszystkim nad ustanowieniem go apostołem, staną się dla niego bardziej zrozumiałe wszystkie duchowe dary łaski, które znajdzie we wspólnotach.
Z tego też powodu Paweł nie mógł już dłużej, jak Koryntianie, przyjąć jako "duchowe dary łaski" jedynie nadzwyczajnych i doraźnych zjawisk. Musiał on koniecznie uznać także i trwałe posługi we wspólnocie, podobnie jak i swój własny apostolat, za działanie Ducha. Według niego nie można przeprowadzić rozróżnienia pomiędzy posługami "charyzmatycznymi" i "niecharyzmatycznymi". Także w posługach urzędowych oddziałuje charyzmat. A zatem prawdziwy "duchowny" nigdy nie będzie usiłował wygrywać przeciwko sobie nawzajem urzędu i charyzmatu. Tak więc z jednej strony ten, kto rzeczywiście jest wypełniony Duchem, dąży do tego, aby w wypowiedziach tych, którzy piastują urząd, usłyszeć Ducha Bożego. Z drugiej strony jednak ten, kto w Kościele jest odpowiedzialny za sprawowanie urzędu, będzie strzegł się, aby nie popaść w czysto prawny i tym samym świecki sposób rozumienia urzędu, który chciałby jedynie zabezpieczyć instytucję, a nie zobowiązać piastującego urząd do uległości Duchowi.
Dalej zajmuje się Apostoł porządkiem, jaki panuje pomiędzy różnymi posługami. Bóg, który udziela charyzmatów, "nie jest Bogiem nieporządku, lecz pokoju" (1 Kor 14,33). Udzielił on darów w formie całościowej, uporządkowanej struktury. Jeden Duch nie może działać w inny sposób, objawia się on jako uporządkowane bycie ze sobą i dla siebie. W przeciwnym razie bowiem objawia się coś innego niż Duch Boży.
Kto lub co jednak umożliwia to uporządkowanie?
Według Pawła członkowie wspólnoty obdarowani duchowymi darami znajdują zasady uporządkowania w apostolskiej tradycji i w apostolskim kierownictwie - a przez to w urzędzie.

III. Nie będą się zatem Państwo dziwić, że nie przybyłem do Warszawy po to, aby powiedzieć coś przeciwko temu duchowemu urzędowi. Popieranie zaangażowania świeckich w Kościele nie kieruje się przeciwko istnieniu urzędu wynikającego ze święceń, ani nie ma na celu pomniejszenia jego znaczenia. Tego rodzaju przypuszczenie oznaczałoby po raz kolejny fałszywe zastosowanie do Kościoła kategorii politycznych, myślenie klasowe lub myślenie nastawione na wyszukiwanie przeciwieństw. Zamiast tego można dowieść, że pogłębione zaangażowanie świeckich prowadzi paradoksalnie do wzrostu powołań duchownych. Jeśli dzięki duchowym ruchom, takim jak charyzmatycy, neokatechumenat, fokolarini, rośnie siła wiary, dojrzewają również nowe powołania; stanowi to nadzieję także dla Polski, gdzie po uwolnieniu od komunizmu powołania duchowne nie są już tak liczne.
Nie prestiż urzędu jednak stanowi dla Pawła najważniejszą przesłankę jego poleceń dla młodego Kościoła. Decydującym kryterium dla niego jest miłość braterska - właśnie gdy chodzi o to, aby usunąć nadużycia. Miłość jest największym ze wszystkich charyzmatów (1 Kor 12,31). Jest ona odpowiedzią na miłość Boga, która wlana została w nasze serca przez Ducha Św. (Rz 5,5). W tym właśnie większym charyzmacie miłości braterskiej, będącym dziełem Ducha Św., są zakorzenione wszystkie inne charyzmaty.
Na podstawie tego rozpoznania Paweł domaga się dwojakiego sposobu zachowania i to żądanie w niczym nie straciło na znaczeniu:
Po pierwsze, ten, kto jest napełniony Duchem Św., musi się ograniczyć. Życie według Ducha Chrystusowego przebiega na podstawie wiary, ponieważ tylko ten, kto wyznaje Jezusa jako Pana, może wieść swoje życie według Ducha. To właśnie przepowiadanie wiary wzbudza charyzmaty i otwiera drogę Duchowi Św. (Gal 3,5). A zatem ten, kto wierzącego brata w wierze słucha, doświadczy tego, że Duch mówi. Wtedy jednak on sam wycofa się. Członek ciała jest zaślepiony, kiedy rości sobie pretensję do tego, że nie jest już więcej członkiem, lecz że on sam wyraża wszystkie wymiary własnego życia z Bogiem. Ta absolutyzacja, którą jakiś członek uzurpuje dla siebie, uniemożliwiłaby dalsze istnienie ciała, a mianowicie w uporządkowanym byciu dla siebie nawzajem i ze sobą nawzajem.
Po drugie, obraz Boga oddziałuje w bracie. W takim samoograniczeniu spojrzenie na brata staje się spojrzeniem wolnym. W ten sposób miłość staje się możliwa. Miłość cieszy się z prawdy, która przemawia poprzez brata. To wywołuje szacunek względem siebie nawzajem: "W miłości braterskiej bądźcie sobie nawzajem oddani, wyprzedzajcie jedni drugich w oddawaniu sobie szacunku" (Rz 12,10n). Jeden dar Ducha wyznaje inny i uznaje go.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę biblijną dygresję, ale w mojej działalności w Radzie ds. Świeckich zbyt często spotykałem się z wewnątrzkościelnymi trudnościami odnośnie kompetencji. Pozbawiają one posłannictwo Kościoła nie tylko tak bardzo potrzebnej energii, lecz osłabiają także często siłę świadectwa Kościoła i jego posłanie do świata.

IV. Pierwszorzędną siłą uderzeniową zaangażowania świeckich jest naturalnie społeczeństwo. Sobór podkreśla światowy charakter osoby świeckiej (Indoles saecularis). Uświadamia nam on pierwszy element "roli świeckich". Chrześcijańska misja w stosunku do świata stoi u początku Akcji Katolickiej; misja ta ma swoje znaczenie także i dziś. Nawet jeżeli w Waszym kraju mówi się "Polonia semper fidelis", to jednak zmniejsza się pod wpływem sekularyzmu wierność względem wiary i Kościoła. W ankiecie, jaką przeprowadzono w Polsce w lutym tego roku, stwierdzono wprawdzie lekką poprawę popularności Kościoła, ale około 64% było zdania, że Kościół ma zbyt duży wpływ na politykę .
Naturalnie dla misji Kościoła w społeczeństwie nie "teokracja" będzie ideałem. Ani komuniści ani chrześcijanie nie mogą zbudować Królestwa Bożego na ziemi, tak więc każde kościelne działanie ma charakter tymczasowości. Pomimo to jednak chrześcijanie starają się słusznie mieć wpływ na kształtowanie społeczeństwa, na modelowanie ludzkiego życia i praw państwowych według chrześcijańskiego ducha.
To zaangażowanie świeckich ma przede wszystkim w społeczeństwie demokratycznym charakter zrzeszeniowy. Dąży ono sensownie do uzyskania większości, ponieważ tylko jako grupa chrześcijanie mogą mieć wpływ na polityczne decyzje. Słusznie stwierdza nasz Ojciec Św. w posoborowym dokumencie "Christifideles laici": "Wpływ kulturalny, który jest źródłem i motywacją, a także owocem i znakiem innych przemian społecznych, nie może powstać na skutek działania pojedynczego człowieka, lecz musi powstać poprzez 'społeczny podmiot', to znaczy poprzez grupę, wspólnotę, stowarzyszenie, ruch" .
To wskazanie nie jest bynajmniej znane wszystkim chrześcijanom. Często bycie chrześcijaninem jest sprawą prywatną, ukrywa się swój związek z Chrystusem i Kościołem, zamiast go wyznawać. Niedawno przeczytałem dane na temat polityków katolickich w USA, które odnoszą się nie tylko do tego kraju, ale odsłaniają pewien podstawowy rys braku odwagi i fałszywej dyplomacji, tkwiący w każdym człowieku.
W Kongresie Stanów Zjednoczonych 142 posłów podało w 1983 roku, że są wyznania katolickiego. Dwadzieścia lat wcześniej było zaledwie 99 katolików, natomiast 102 metodystów i 82 prezbiterianów. Katolicy mogą być niewątpliwie dumni z rosnącej odpowiedzialności za państwo i społeczeństwo w ich kraju. Jaką jednak świadomość mają katoliccy posłowie z powodu ich katolickości? N. Hanna, profesor nauk politycznych na nowojorskim uniwersytecie Binghampton dokonała badań w związku z tą ankietą. Przeprowadziła ona wywiady z częścią tych posłów i uzyskała następujący wynik: "Nic nie okazało się bardziej oczywiste i dramatyczne w tych wywiadach, jak niewiedza o wysokim procencie katolików w Kongresie i brak wzajemnych więzów. Żaden z 26 zapytanych nie zdawał sobie sprawy, że katolicy stanowią najliczniejszą grupę religijną w Kongresie. Jeden z nich powiedział: 'Jestem tu już 14 lat, ale nigdy nie przypuszczałem, że wzrosła liczba katolików. Znam dobrze wielu członków Kongresu, ale nigdy nie wiedziałem, do jakiej wspólnoty religijnej należą'" .

V. Nietrudno zrozumieć, że taka anonimowość w dalszej perspektywie unicestwi także i chrześcijańską tożsamość. Jeśli ktoś w słowie i czynie nie przyznaje się do tego, że jest katolikiem, to wkrótce zapomną o tym jego koledzy w pracy, a w końcu zapomni o tym i on sam. Prawda, która nie jest wyrażana, traci swoją siłę, oszukuje samą siebie. W tym fakcie tkwi niebezpieczeństwo, które może zniszczyć apostolat świeckich u samego źródła.
Taki proces spaczenia ulega jeszcze przyśpieszeniu na skutek wrogiego wpływu otoczenia. Polityka, gospodarka, środki masowego przekazu także w krajach chrześcijańskich nie są bynajmniej uformowane po chrześcijańsku. Przed paru laty zorganizowaliśmy w Wiedniu spotkanie świeckich z Europy. Przygotowaliśmy się na to spotkanie poprzez ankietę wśród komisji do spraw świeckich przy konferencjach episkopatów. Wyniki są pouczające i ostrzegają jednocześnie przed naiwnym poglądem, że aby wypełnić posłannictwo Kościoła, wystarczy założyć organizację.
Grupy kościelne, które początkowo nie rozumiały siebie wcale jako partie polityczne, interesowały się coraz bardziej tym, aby brać udział w podejmowaniu decyzji w obszarze życia politycznego, społecznego i kulturalnego. Ta walka zajmowała je coraz bardziej. Coraz rzadziej natomiast punktem ich zainteresowania było biblijne posłannictwo zbawienia. Zaangażowanie stawało się krok po kroku wyłącznie humanistyczne. Zakorzenienie statutów tych stowarzyszeń w Bogu i w Kościele nie miało wpływu ani na programy ani na członków.
Donoszono wówczas z Belgii: "Dawniej, przede wszystkim przed wojną, wielu chrześcijan (...) angażowało się z powodów chrześcijańskich. Dziś natomiast zaangażowanie jest określone przez świadomość niesprawiedliwości i wyzysku. Nawet pomiędzy chrześcijanami spotyka się coraz więcej takich, dla których Kościół, a nawet wiara w Jezusa Chrystusa, nie stanowią już więcej motywacji do ich zaangażowania. Motywacje są czysto ludzkie - to, czego się szuka, to solidarność ze wszystkimi innymi, chrześcijanami i niechrześcijanami".
Z Francji przyszło potwierdzenie: "Motywacje do zaangażowania są identyczne z motywacjami wszystkich innych obywateli. Angażuję się, ponieważ ta lub inna sytuacja wywołuje oburzenie. Jestem oburzony ze względu na skutki, jakie dana sytuacja ma dla ludzi. Jestem przekonany, że tak dłużej być nie może, że trzeba coś zrobić i że wspólnie z innymi mam do tego więcej siły".
Przyczyna takiego "zapomnienia" o więzi z Kościołem jest niewątpliwie związana z faktem, że w walce o konkretną przemianę społeczeństwa punktem ciężkości stają się działania pragmatyczne. Czasami także wspólne działanie z grupami o innej orientacji stanowi obietnicę szybkiego sukcesu. W tej sytuacji rezygnuje się z własnej tożsamości, aby osiągnąć zamierzony cel.
Kościelne organizacje i stowarzyszenia są niewątpliwie potrzebne, co więcej, mają one żywotne znaczenie dla bycia chrześcijaninem i dla Kościoła, ale tracą one swoje uzasadnienie, jeśli nie są ożywione duchem wiary. Ten duch jednak nie jest własnością na trwale zabezpieczoną, nie jest on nawet dla wierzących żadnym pewnym dziedzictwem i to szczególnie w naszych czasach, ponieważ wspomniana już presja środowiska wzmacniania jest coraz bardziej przez powszechnie panującą bezbożność. Nasz papież opisywał raz po raz w jasnych słowach ten wpływ. Między innymi w swoim przemówieniu do biskupów austriackich.
Jan Paweł II powiedział 12 września 1983 roku w Wiedniu: "Doświadczenie rzekomej nieobecności Boga ciąży nie tylko na tych, którzy zachowują dystans, czy na tych, którzy stoją z daleka, ono jest powszechne. Prądy duchowe obiegowej świadomości społecznej wyciskają swoje piętno także na aktywnych członkach Kościoła, którzy pomimo, iż nie są ze świata, to przecież są w świecie. Kłopoty i tęsknoty są wspólnym doświadczeniem wszystkich ludzi, Kościół nie jest żadną błogosławioną wyspą (…).
Dlatego roztropny pasterz czuje się zobowiązany, aby w świecie i w Kościele przed wszystkim innym stworzyć przestrzeń światłu, które pochodzi z wiary w skuteczną obecność Boga. Wpływ sekularyzmu jest oczywisty; on karze te wszystkie kłamstwa, które uważają podstawowe wypowiedzi wyznania wiary za truizmy. 'Wierzę w Boga, Ojca wszechmogącego...' Czy to zdanie kształtuje rzeczywiście życie dzisiejszych chrześcijan? Współczesny katolik nie wiedzie z reguły swojego życia już od początku i jako coś oczywistego w obecności Boga. Powiązanie dnia codziennego z Bogiem nie jest dla niego w żaden sposób czymś, co samo z siebie stanowi jego wyposażenie. Byłoby iluzją zakładać, że wszyscy członkowie Kościoła bez wahania przeżyli swoje podejmowanie decyzji, swoje lęki i radości w dialogu z Ojcem w niebie."

VI. Skuteczność kościelnego posłania trwa i kończy się wraz z wiarą posłanego. Ta wiara jest dzisiaj zagrożona. Dlatego właśnie musi ona także w aktywnych członkach Kościoła w zdecydowany sposób być wzmacniana i wspierana. Być może Kościół miał w przeszłości zbyt statyczne wyobrażenie o akcie wiary. Wydawało się, że albo wiara jest obecna, albo jej w ogóle nie ma. Ewentualnie zaświadczała ją metryka urodzenia, zawierająca określenie "rzymsko-katolicki", albo metryka chrztu. Taka koncepcja wiary jest jednak raczej powierzchownie biurokratyczna. W rzeczywistości wiara może się zagubić w dniu codziennym, pomimo przynależności do Kościoła, może zaś zaskakująco bujnie się rozwijać w normalności chrześcijańskiego życia. Wiara każdego człowieka ma bowiem swoją historię; właśnie historia wiary jest decydującą historią, jaką przeżywamy.
Ten fakt stawia nas przed ostatnim aspektem kościelnego posłannictwa, który należy tutaj dzisiaj jeszcze krótko omówić, przed zjawiskiem "duchowych ruchów", "nowych rzeczywistości", "Nouvelles Communitées" ["nowych wspólnot"], jak mówią Francuzi. Ruchy te biorą pod uwagę fakt, że wiara jako osobisty związek każdego pojedynczego człowieka wzrasta. Prawda Ewangelii zaś nie tylko w sposób ogólny ubogaca wiedzę o człowieku i świecie, lecz każdemu pojedynczemu życiu nadaje sens i chce je formować. Sekularyzmowi przeciwstawiają te "nowe rzeczywistości" głębokie i formujące przekonanie, że nasze Ja może odkryć Ty Jezusa Chrystusa, jako godnego zaufania Towarzysza i cel obiecujący szczęście, jako "drogę, prawdę i życie" (por. J 14,6). Niestety, nie mam dość czasu, aby wykazać, jak te nowoczesne grupy, mianowicie fokolarini, charyzmatycy, neokatechumenat, zachowując wszelką im właściwą odrębność właśnie w odniesieniu do tego celu, są zbieżne i przynoszą zdumiewające owoce. Powinniśmy odczuwać głęboką wdzięczność za to, że Bóg w naszych czasach wzbudził te grupy w Kościele. To mogłoby stać się dla pasterzy wskazówką do takiego pasterzowania, które nie liczy lękliwie reszty, lecz zdobywa nową ziemię i które u współczesnych odbija się echem wywołującym wrażenie, pomimo iż wydaje się, że Kościół powszechnie znajduje się w odwrocie. "Nowe rzeczywistości" inspirują bowiem w skali ogólnoświatowej łącznie ponad 20 milionów katolików, nie są zatem wcale "quantité negligable". To mogłoby wzbudzić w nas zaufanie do nich i pomóc nam ewentualnie okazywać im cierpliwość. To bowiem, że grupy odnowy muszą zakłócać tradycyjne pasterzowanie, jest nauką, która w sposób oczywisty wypływa z historii Kościoła, wynika to z samej natury rzeczy . Cierpliwość jednak pozwoliłaby nam rozpoznać, jak miłość do tego, co zwyczajowe, i obawa przed utratą władzy w Kościele, czynią ślepym, aby zauważyć ów wzrost wiary, który one wzbudzają.
Ze względu na brak czasu nie mogę tego wszystkiego szerzej omówić, mogę to jedynie stwierdzić, opieram się jednak na 14 latach mojej działalności w Radzie ds. Świeckich.
Na jeden zarzut jednak, który wysuwany jest przeciwko tym grupom, chciałbym odpowiedzieć: grupy te zajmują się rzekomo tylko sobą, są w sposób jednostronny duchowe i nie są apostolskie. Przeciwko temu zarzutowi wysunę tylko niektóre fakty. Nie są one wyczerpujące, ale stanowią pewne naświetlenie problemu.

1. Ruch fokolarinów zgromadził na przykład w 1993 roku 15.000 uczestników z krajów Europy Wschodniej na wielodniowych spotkaniach w ramach imprezy Lato-Mariapoli. Święta Gen na Węgrzech, w Polsce, w byłej Jugosławii, w Rumunii, na Litwie, w obu republikach Czeskiej i Słowackiej były przeglądem chrześcijańskich wizji rodziny, przede wszystkim w krajach byłego Związku Radzieckiego.

2. Odnośnie odnowy charyzmatycznej znane mi są dane na temat wspólnoty "Emmanuel" w Paryżu, grupy charyzmatycznej, która liczy do 2000 członków. Chociaż jest ona stosunkowo nieliczna, jej działalność zasługuje na uwagę: założyła ona wspólnoty w Czechach, na Słowacji, na Węgrzech, w Słowenii, w Rumunii i w Polsce, gdzie liczy sobie ogółem ponad 200 członków. Prowadzi kursy formacji małżeńskiej "Amour et Verité" w Polsce, na Węgrzech, w Czechach, w Rumunii, w Słowenii. Wydaje cztery razy w roku czasopismo o 32 stronach w języku rosyjskim, w nakładzie 200.000 egzemplarzy. Na jego łamach wypowiadają się zarówno katolickie wspólnoty, jak również przywódcy Kościoła ortodoksyjnego; reakcja społeczeństwa rosyjskiego w listach i poprzez wyrażanie własnej opinii jest bardzo ożywiona.

3. Wspólnoty neokatechumenalne. Rozpoczęły swój apostolat w Polsce w 1974 roku. Dzisiaj są one w Waszym kraju znaczącą siłą, licząc około 25.000 członków. Ksiądz Prymas założył seminarium "Redemptoris Mater", w którym obecnie przygotowuje się do kapłaństwa 62 seminarzystów, a 70 dalszych kandydatów przygotowuje się do wstąpienia. Oprócz tego jest wiele powołań żeńskich do zakonów kontemplacyjnych.
Wielu członków tej grupy wyruszyło z Polski w misji apostolskiej do innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, jak również na Syberię. Mogę dać tutaj jedynie krótki przegląd owoców tej pracy:
Czechy: 1.500 członków; Litwa: 3.600 członków; Ukraina: 300; Łotwa: 60. Białoruś: zakładanie parafii, formacja i sanacja małżeństw; preewangelizacja z pouczeniem o najprostszych elementach wiary (znak krzyża, Ojcze nasz, Dziesięć Przykazań itd.).
Wspólnoty działają poza tym w Moskwie, Gruzji, Kazachstanie, Nowosybirsku; ogółem spotyka się w różnych miejscach około 400 członków.
Duże znaczenie ma zaangażowanie rodzin, które Papież rozesłał do krajów Europy Środkowo-Wschodniej, aby przygotowały i przeprowadziły dzieło apostolskie. Pochodzą one z Polski, Hiszpanii, Włoch. Starają się dać miejscowym rodzinom przykład chrześcijańskiego życia rodzinnego i stanowią podporę działalności misyjnej. (Już św. Benedykt i jego zakon zastosowali tę zasadę w misji nawracania Europy). Poza tym okazało się bardzo pożytecznym coroczne rozesłanie seminarzystów "Redemptoris Mater": w miesiącach wakacyjnych odwiedzają oni proboszczów tych krajów, którzy o nich prosili; poszerza to horyzonty seminarzystów i dodaje odwagi osamotnionym często proboszczom.

Te krótkie uwagi na temat nowych wspólnot są nie tylko znakiem żywotności Kościoła, za który winniśmy Bogu dziękować, ukazują one także, że poprzez nie Kościół okazuje swą powszechność: dzięki tym nowym ruchom nasz Kościół okazuje się rzeczywiście katolickim.



Źródło: Rada Ruchów Katolickich, Wiosna ruchów. Materiały z I Kongresu Ruchów Katolickich, Warszawa 1994